22. Kurtka

44 5 2
                                    

Viego powiedział, że potrwa to kilka dni, że podróż we Mgle, mimo iż zwykle szybka, zajmie tym razem więcej, a samo zadanie, które go czekało w Camavorze, jest niebezpieczniejsze i pochłonie więcej czasu. Kazał mi nie tęsknić i obiecał, że niedługo zobaczę swoją ukochaną Mgłę i drogie mi Zrujnowane Ostrze. Mimo tych zapewnień i jego słodkich słów - tęskniłam... minęło zaledwie dwa dni, a ja tęskniłam tak mocno, jakby nie było go obok od lat.

Oh, Marie! Szalona, szalona, szalona Marie!

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na wypełnioną słońcem pracownię. Bez Viego, który przesiadywał na belkach pod sufitem i bez Mgły, sączącej się z jego udręczonego serca, pracownia była jasna i radosna. Mimo to czułam się tutaj dziwnie osamotniona. Chciałam, żeby Viego już wrócił, żeby ogarnęła mnie zimna Mgła, żeby świetliste, przeklęte Ostrze zabłysnęło gdzieś obok, żeby wtuliły mnie w siebie martwe, zimne ramiona.

Co innego, gdybym była jeszcze zajęta jakąkolwiek pracą. Jednak zlecenia były już wykonane – wszyscy byli gotowali do wielkiego balu, jaki miał się odbyć za dwa tygodnie. Suknia dla pierwszej damy dworu Joela zapewne też czekała na ten wyjątkowy wieczór.

Gdy podeszłam do warsztatu, w oczy rzucił mi się ciemny, wyjątkowy materiał. Mimo że pracownia była wypełniona ciepłym słońcem, ten materiał roztaczał wokół siebie zimną, ciemną aurę. Był poszarpany i zaplamiony czarną krwią. Sięgnęłam po niego i przejechałam palcem po wyjątkowej tkaninie – była zimna niczym lód, a rozgrzewała moje serce bardziej, niż czysty ogień.

Pamiętałam, jak jakiś czas temu Viego wrócił w poszarpanej kurtce. Wyprułam ten rękaw z jego stroju i wstawiłam nowy materiał. Tkanina szybko przesiąkła magią Wysp i stała się zimna tak, jak i poprzednia. Viego szybko zapomniał o fakcie naprawy kurtki, jednak ja sama wciąż widziałam te szybkie szwy i niepasujące do siebie materiały.

Miałam teraz dużo czasu i właściwie pomyślałam, że można by wykonać coś nowego, coś w pełni zaprojektowanego, jednolitego i pasującego i do siebie, i do zrujnowanego króla. Przysiadłam przy warsztacie i z czułością pogładziłam poszarpany materiał. Był zimny nawet wtedy, gdy ogrzewały go jasne promienie słońca.

Odłożyłam go na bok ostrożnie i przysunęłam do siebie kilka kartek czystego papieru. Byłam nie tylko prostą szwaczką - gdy chciałam, potrafiłam projektować naprawdę wyjątkowe stroje. Specjalizowałam się co prawda w kobiecych, wytwornych sukniach, ale sądziłam, że wymyślenie kroju męskiej kurtki nie będzie trudniejsze niż praca nad damską garderobą.

Szkic został ukończony, rozrysowałam więc na większych arkuszach wykrój. W mojej pracowni na ścianie naprzeciw okien znajdowały się regały po brzegi wypełnione materiałami i tkaninami. Leżały tam zarówno zwiewne, kolorowe tiule, jak i śliskie jedwabie, miękkie bawełny oraz ciężkie, mocne skóry. Tych ostatnich było niewiele, wątpiłam też, by wystarczyło ich na cały mój projekt. Konieczne zatem były zakupy.

Zmierzyłam dokładnie wykroje i zapisałam wymiary na niedużej kartce. Nim wyszłam, założyłam na głowę chustę, a na szyję szal. Sudaro było zwykle ciepłe i słoneczne, ale też dość wietrzne. Poza tym zbytnie ukazywanie swojego ciała nie było mile widziane w moim kraju.

Zamknęłam pracownię i ruszyłam przez rynek. Było południe, plac tętnił zatem życiem - ogrom sprzedających na kramach osób przekrzykiwał się nawzajem, kłócili się też ze sprzedającymi kupujący. Słychać było śmiechy, krzyki i muzykę. Niewielka grupa vastajów zorganizowała pokaz tańca i magicznych sztuczek. Przystanęłam przy nich, patrząc na radośnie tańczącą parę - przyozdobieni w kolorowe, ptasie pióra wydawali się pełni życia i swobodni niczym ptaki na niebie. Byli tacy szczęśliwi i zakochani.

Na ten widok coś mocniej ścisnęło się w moim małym, trzepoczącym serduszku. Oh, Marie! Kiedy w końcu przestaniesz marzyć na jawie? Głupia, naiwna szwaczka, ciągle tęsknisz za miłością, zakochując się w królach, którzy nigdy nie będą twoi.

Spuściłam spojrzenie i ruszyłam dalej. Nawet jeśli nikt nie wiedział, co dzieje się w mojej głowie, moje własne myśli zawstydzały mnie, pozostawiając po sobie uczucie ogromnego zażenowania. Tyle chwil, tyle marzeń, tyle snów! Marie, Marie, Marie... zejdź na ziemię, przestań marzyć o nieosiągalnym!

Nie potrafiłam tak jednak - mimo że bardzo mocno się karciłam, w moim sercu i umyśle tkwił cały czas Joel. Tak bardzo, bardzo go kochałam, cichą miłością, o której nie wiedział praktycznie nikt. Nikt, oprócz...

Wspomnienie o Viego rozlało się przyjemną falą po ciele. Zmroziło duszę i rozgrzało złaknione serce. Zatrzymałam się, westchnęłam. Głupia, zakochana w niemożliwym szwaczka. Kochać jednego króla to za mało? Musiałaś poczuć też coś więcej wobec martwego, przedwiecznego zła?

Pokręciłam głową i ruszyłam dalej, mijając rynek i wchodząc w ciasne uliczki miasta. W końcu stanęłam przed odpowiednim sklepem. Nie wyglądał zachęcająco - odrapany szyld głosił informację o tym, że sprzedawane są tu wyroby myśliwskie. Pachniało tu formaliną i paloną sierścią. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz