36. Smutek

39 5 1
                                    

Wieczór był cichy. Głosy z rynku, śpiewy, rozmowy i śmiech docierały do mnie niczym zza grubej kotary, Siedziałam w wygodnym fotelu w pracowni i chociaż było ciepło, otaczałam się szalem i rękoma, drżąc z niespokojnego szlochu.

Nie wiem nawet, ile czasu minęło od balu. Dni i noce wydawały mi się takie same, nieskończenie smutne i żałosne. Czasami ktoś pukał do drzwi, jednak cisza i mój bezruch sprawiały, że ludzie odchodzili zniechęceni. Trwałam więc tak samotnie, oczekując, aż Viego powróci, aż Mgła mnie ogarnie, aż gdzieś obok zabłyśnie Ostrze, aż stanie się niemożliwe.

- Marie? Jesteś tam, Marie?

Uniosłam nieco głowę. Uma Jan. Jego zatroskany głos przebijał się przez grubą kotarę mojej niechęci i bezruchu.

- Marie?...

Odetchnęłam, otarłam przyschnięte łzy i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i stanęłam w nich niemrawo, otaczając własne ramiona rękoma i wpatrując się beznamiętnie w ziemię przed sobą.

- Boże mój, Marie... - jęknął Uma. – Co się stało?

Pokręciłam tylko głową. Na jego pytanie momentalnie coś mocno ścisnęło się w środku mnie. Przeżywanie tego, że Viego odszedł, było trudne, nie mniej trudne było jednak to, by o tym opowiedzieć komuś na głos.

- Oh, Marie! – Uma Jan wprowadził mnie do środka i zamknął za sobą drzwi. – Ludzie mówili, że warsztat jest zamknięty, ale nie myślałem, że jest tak źle. Maleńka...

Zacisnęłam mocniej zęby, starając się też powstrzymać łzy. Uma usadził mnie w jednym z foteli i sam usiadł w drugim, pochylając się nieco ku mnie.

- Co się stało, Marie?

Chciałam otworzyć usta, ale nie potrafiłam. Skuliłam się, ukryłam twarz w dłoniach i załkałam. Usłyszałam jak Uma wzdycha, a po chwili przygarnia mnie ku sobie. W jego silnym, niedźwiedzim uścisku płakałam dość długo. Przyniosło to ulgę, niewielką, ale na tyle dużą, że w końcu odsunęłam się, otarłam łzy i odetchnęłam.

- Marie... - Uma Jan spojrzał na mnie z dziwnie cierpiętniczą miną. – Coś stało się na balu? Ktoś zrobił ci przykrość?

Pokręciłam głową. Nie bardzo wiedziałam, od czego zacząć opowieść. Tak długo ukrywałam prawdę o tym, co stało się na Wyspach i o tym, jak naprawdę wyglądała obrona Sudaro przed bestiami. Czy zdołam teraz po prostu o tym opowiedzieć?

- Chodzi o tego chłopaka? – Uma złapał moją dłoń i ścisnął ją lekko.

Skinęłam tylko głową. Nie... Umie nie mogłabym tak po prostu skłamać w oczy.

- Odszedł? – Głos Umy był spokojny, ale wyjątkowo smutny.

Pokiwałam głową i przełknęłam ślinę, znów czując, jak do oczu wciskają mi się łzy.

-Co się stało, Marie?

-U-uma... - jęknęłam. – Ja... i on...

Zamilkłam, mocniej ściskając jego dłoń. Uma westchnął jedynie i uśmiechnął się lekko.

- Opowiedz mi wszystko, dobrze, Marie?

Odetchnęłam i wyprostowałam się, ścierając spod oczu nikłe łzy.

- Ja... właściwie to... nie pokonałam bestii, Uma...

- Co ty mówisz, Marie. – Uma uśmiechnął się ciepło. – Przecież sprowadziłaś Ostrze, wiedzieliśmy wszyscy.

- Tak, ale... właściwie to... sprowadziłam Zrujnowanego Króla. A Ostrze... Ostrze było razem z nim. I to on pokonał bestie.

- Zrujnowanego Króla?

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz