Viego przeciągnął się pod sufitem z przyjemnym, gardłowym pomrukiem. Od kilku godzin tkwił tam, czytając księgi, które przyniosłam mu dziś z biblioteki. Mgła sączyła się po powale i ścianach, a gdy tylko przechodziłam obok, z czułością próbowała owinąć się wokół mojego ciała.
Skończyłam szyć suknię dla hrabianki Jal'donet. Gotowa czekała na odbiór, a ja zabierałam się za napisanie odpowiedniej wiadomości. Usiadłam przy stole i sięgnęłam po czysty papier. Moja dłoń zahaczyła o zaproszenie na bal, które wczoraj otrzymałam od rycerzy Joela. Drżącymi palcami ujęłam jeszcze raz kopertę.
- Powinnaś iść, szwaczko.
- Nie, nie powinnam – odparłam z westchnięciem. – Jestem tylko głupią szwaczką.
- Naiwną i szaloną do tego – zaśmiał się. – Jesteś też niższego stanu, Marie. Jeśli się nie zjawisz, obrazisz swego ukochanego króla.
Westchnęłam tylko. Jak zwykle ujmujący i brutalny w jednym zdaniu Viego doskonale wiedział, co mówi – sam był królem i znał całą dworską etykietę, mimo że od czasu jego panowania minęło tysiąc długich lat.
- Tylko nie mów, że nie masz w czym pójść – podjudził mnie. – Twoja szafa pełna jest odpowiednich na bal sukien.
- Skąd to wiesz? – zdziwiłam się.
- Grzebię ci w rzeczach, gdy się nudzę – przyznał z bezczelnym, ale ujmującym uśmiechem.
Jęknęłam tylko. Ten zrujnowany do cna władca... z jednej strony wciąż był wytwornym królem, a z drugiej czasami miewał te swoje bezczelne przebłyski okropnego, prostackiego zachowania i języka. To, jak i wiele innych rzeczy, ujmowało mnie w nim jak nic innego.
- Nie mogę pójść – westchnęłam. – Nawet jeśli wybiorę suknię.
- Czemu, szwaczko? – zainteresował się. – Jedyne, co musisz mieć na balu to siebie w pięknej sukni z olśniewającym uśmiechem i chęcią do tańca.
Przełknęłam ślinę. Tak, mogłam mieć suknię. I nawet mogłam się uśmiechać. To jednak nie zmieniało faktu, że po prostu, najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam tańczyć.
- Oh. – Viego uśmiechnął się i zamknął księgę z trzaskiem, po czym odłożył ją na belki i zeskoczył na podłogę. – A więc to tak.
- Co to tak? – zdziwiłam się.
Viego podszedł do mnie, skłonił się i założył jedną dłoń za plecy. Drugą wyciągnął ku mnie, uśmiechając się ujmująco.
- Nie, proszę... - wyszeptałam zażenowana.
- Tak, proszę – zaśmiał się. – Marie... czy uczynisz mi ten honor i zatańczysz ze mną?
Pokręciłam tylko głową, ale Viego był nieugięty.
- Nauczę cię tańczyć, Marie – obiecał. – To nie jest trudne, a bardzo przyjemne. Przynajmniej spróbuj? Proszę?
Jęknęłam tylko.
- Zmuszać króla, by prosił trzeci raz? – Viego zmarszczył nieco brwi, chociaż jego uśmiech wskazywał, że nadal jest bardzo rozbawiony. – Bardzo niezgodne z etykietą, Marie. No chodź.
Odetchnęłam tylko i ujęłam jego dłoń, wstając. Viego ustawił mnie przed sobą.
- Wyprostuj się – polecił. - Pochylona nie będziesz nigdy dobrze tańczyć. Głowa do góry, patrz na mnie. A teraz ręce...
Viego ujął jedną moją dłoń i wyciągnął ją delikatnie w bok. Drugą ułożył sobie na ramieniu, a sam swoją wolną położył nieco wyżej mojego pasa.
- Tylko nie licz kroków, to rzadko pomaga – zaśmiał się.
- Ale... - jęknęłam, spoglądając na swoje stopy.
- Miałaś patrzeć na mnie – obruszył się, chociaż uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Do przodu. Twojego przodu, głupia szwaczko. Chodź tu.
Posłusznie zrobiłam krok w przód.
- Widzisz, to nie jest takie trudne – zaśmiał się. – A teraz do tyłu. Możesz się rozluźnić, Marie, przecież cię nie pogryzę.
Odetchnęłam i zgodnie z poleceniami Viego wykonywałam kolejne ćwiczenia. W końcu zrujnowany król przestał mnie pouczać i pewniej pociągnął mnie do tańca. W jego ramionach było mi tak przyjemnie. Mgła dość szybko nas otoczyła i, mimo że za oknem świeciło południowe słońce, w mojej pracowni panowała ciemność, przyjemna, czuła i szepcząca.
Taniec, dokładnie tak, jak mówił Viego, był przyjemny. Gdy zrujnowany władca przestał mnie pouczać i w końcu swobodnie pozwolił mi popełniać masę błędów i myśleć, że to takie proste i to potrafię, taniec wydawał mi się naprawdę miłym odkryciem. Sam Viego był doskonałym tancerzem – bez problemu wyprzedzał mnie w moich błędach, prowadząc tak, bym mogła jak najszybciej nauczyć się tańca.
- I jak? Nie jest to aż takie trudne, nie?
Pokręciłam głową i po kolejnym obrocie wylądowałam niezdarnie w jego ramionach. Podtrzymał mnie i zaśmiał się jedynie.
- Czy teraz w końcu wybierzesz suknię dla siebie, Marie? Skoro już umiesz tańczyć? Musimy spróbować też w sukni, inaczej będzie ci ciężko na balu.
Skrzywiłam się jedynie. Wiedziałam, że odmawianie królowi jest niezgodne z etykietą, ale... z drugiej strony pojawienie się zwykłej szwaczki na takim balu również zakrawało na mezalians.
- Marie?
- Pomożesz mi wybrać suknię? – zapytałam cicho, spuszczając wzrok.
Viego milczał chwilę, a gdy uniosłam spojrzenie, zauważyłam jego zaskoczone oczy. Zaraz jednak zrujnowany król uśmiechnął się ciepło i pokiwał głową.
- Z przyjemnością, Marie – wyszeptał.
Przełknęłam ślinę i zaczerwieniona odwróciłam spojrzenie od niego. Viego zaśmiał się i stuknął mnie palcem w nos.
- Chodź, szwaczko – mruknął. – Wybierzemy ci coś ładnego.
Odetchnęłam i gdy Viego ruszył na zaplecze, do moich kwater, cicho podążyłam za nim, niepewna już niczego, co działo się na świecie.
CZYTASZ
Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)
FanfictionPo walce ze Strażnikami Viego tkwi uwięziony na Wyspach Cienia. Tymczasem wyspy Sudaro atakowane są przez morskie potwory. Czy zwykła, łagodna szwaczka będzie w stanie ocalić swój kraj i swego króla? Czy uda jej się sprowadzić Zrujnowane Ostrze i po...