- Oh...
Spojrzałam zrozpaczona na moją małą łódź. Przekrzywiona leżała na brzegu, przełamana niemal w połowie przez wysokie fale, z ogromną, ciemną dziurą w kadłubie. Żagiel furkotał na wietrze, przedarty i brudny.
Podeszłam do łodzi i pogładziłam żagiel. Wciąż widać było na nim mój haft. Kiedyś układał się w dumny herb naszego kraju, teraz, rozpruty, był tylko żałosną jego namiastką.
- Wyspy i Helia otoczone są nie tylko mgłą – zauważył stojący obok mnie martwy władca. – Od strony północnego portu najeżony jest też skałami. Nie widziałaś ich, czyż nie?
Pokręciłam głową, po czym po chwili zapytałam:
- Helia?
- Ta wyspa – odparł. – Wy raczej używacie już nazwy Wyspy Cienia.
Westchnęłam tylko. Naprawa łodzi zajmie wiele dni. O ile znajdę na dość materiałów, drewna i tkaniny na żagiel. A i wtedy nie będzie pewne, czy łódź wytrzyma na morzu.
- Nie stój tak, idziemy.
Odwróciłam się. Martwy władca ruszył pewnie brzegiem morza ku zniszczonemu jak wszystko inne portowi.
- Szwaczko!
Podbiegłam do niego natychmiast, nie bardzo jednak rozumiejąc, gdzie martwy król może mnie prowadzić. Szedł szybko, widziałam jednak, jak co jakiś czas zerka w tył, by sprawdzić, czy na pewno za nim nadążam.
Nadążałam, a jakże. Gdy oddalał się za bardzo, podbiegałam. Nie chciałam zostać sama, z dala od niego. Bez mojej latarni upiory szybko rozerwałyby moją duszę na strzępy. Martwego władcy bały się jednak na tyle mocno, że trzymały się w bezpiecznej odległości.
Przeklęty król zatrzymał się na jednym z pomostów. Stanęłam obok niego. Stąd widać było morze, pełne rozszalałych fal. Nie wiedziałam, czemu ten zrujnowany król tu przyszedł. Być może oszalał tak, jak mówiły to wszystkie legendy o nim.
- Czemu... tu jesteśmy?
- Obiecałem, że zabiorę cię do domu, czyż nie?
- No... chyba tak, ale... moja łódź... jest zniszczona...
- Więc nią nie popłyniemy – odparł pewnie, z lekkim, pobłażliwym uśmiechem. – Jestem zbyt słaby, by podróżować na samej Mgle. A ty jesteś... zbyt żywa, by iść tak za mną.
- Podróżować na Mgle? – zapytałam zaciekawiona.
- Później, szwaczko.
Zrobiłam nieco niezadowoloną minę. Ilekroć zwracał się do mnie bezpośrednio, zawsze używał tego słowa. Mówił to z lekkim rozbawieniem i dziwnie czule. Jakby niezwykle podobało mu się to określenie.
Martwy król wyciągnął ręce i morze przed nim zadrgało. Zerknęłam na to zaciekawiona, wychylając się zza jego pleców. Woda zawrzała, zabulgotała, a po chwili powoli zaczęło się coś z niej wyłaniać. Sekunda po sekundzie ogromny statek parł ku górze, aż w końcu osiadł na wodzie, kołysząc się ponuro.
- Oh... jaki on piękny!
Martwy król uśmiechnął się tylko smutno.
- To Odkupienie – wyjaśnił. – Statek, który przywiódł Zrujnowanie na te Wyspy.
A więc tak wyglądał flagowy okręt martwego władcy. Czarne drewno lśniło od wody, a mokre żagle wyglądały, jakby zrobiono je z morskich wodorostów. Okręt wciąż ociekał brudnawą cieczą. Obok nas trzasnął trap, uderzając głucho o pomost.
Martwy król nie czekał na nic innego. Wszedł na pokład, a ja podreptałam za nim. Gdy tylko znaleźliśmy się na statku, trap odpadł na pomost, żagle wydęły się od nagłego wiatru i statek ruszył przed siebie.
Ten sam wiatr, który napędzał żagle, osuszył w niebywałym tempie statek. Suche, czarne drewno lśniło przyjemnie, dotknęłam więc poręczy przy schodach. Materiał wydawał się jednak zimny niczym martwe ciało. Cofnęłam dłoń i potarłam palce. Dotyk nie spodobał mi się.
- W kajucie, za tamtymi drzwiami, możesz odpocząć. – Martwy król wskazał mi odpowiedni kierunek. – Będziemy płynąć całą noc.
Pokiwałam głową i cichutko skierowałam się do kajuty, pozostawiając martwego króla własnym myślom i smutkom.
CZYTASZ
Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)
FanfictionPo walce ze Strażnikami Viego tkwi uwięziony na Wyspach Cienia. Tymczasem wyspy Sudaro atakowane są przez morskie potwory. Czy zwykła, łagodna szwaczka będzie w stanie ocalić swój kraj i swego króla? Czy uda jej się sprowadzić Zrujnowane Ostrze i po...