2. Odkupienie

51 7 0
                                    

- Oh...

Spojrzałam zrozpaczona na moją małą łódź. Przekrzywiona leżała na brzegu, przełamana niemal w połowie przez wysokie fale, z ogromną, ciemną dziurą w kadłubie. Żagiel furkotał na wietrze, przedarty i brudny.

Podeszłam do łodzi i pogładziłam żagiel. Wciąż widać było na nim mój haft. Kiedyś układał się w dumny herb naszego kraju, teraz, rozpruty, był tylko żałosną jego namiastką.

- Wyspy i Helia otoczone są nie tylko mgłą – zauważył stojący obok mnie martwy władca. – Od strony północnego portu najeżony jest też skałami. Nie widziałaś ich, czyż nie?

Pokręciłam głową, po czym po chwili zapytałam:

- Helia?

- Ta wyspa – odparł. – Wy raczej używacie już nazwy Wyspy Cienia.

Westchnęłam tylko. Naprawa łodzi zajmie wiele dni. O ile znajdę na dość materiałów, drewna i tkaniny na żagiel. A i wtedy nie będzie pewne, czy łódź wytrzyma na morzu.

- Nie stój tak, idziemy.

Odwróciłam się. Martwy władca ruszył pewnie brzegiem morza ku zniszczonemu jak wszystko inne portowi.

- Szwaczko!

Podbiegłam do niego natychmiast, nie bardzo jednak rozumiejąc, gdzie martwy król może mnie prowadzić. Szedł szybko, widziałam jednak, jak co jakiś czas zerka w tył, by sprawdzić, czy na pewno za nim nadążam.

Nadążałam, a jakże. Gdy oddalał się za bardzo, podbiegałam. Nie chciałam zostać sama, z dala od niego. Bez mojej latarni upiory szybko rozerwałyby moją duszę na strzępy. Martwego władcy bały się jednak na tyle mocno, że trzymały się w bezpiecznej odległości.

Przeklęty król zatrzymał się na jednym z pomostów. Stanęłam obok niego. Stąd widać było morze, pełne rozszalałych fal. Nie wiedziałam, czemu ten zrujnowany król tu przyszedł. Być może oszalał tak, jak mówiły to wszystkie legendy o nim.

- Czemu... tu jesteśmy?

- Obiecałem, że zabiorę cię do domu, czyż nie?

- No... chyba tak, ale... moja łódź... jest zniszczona...

- Więc nią nie popłyniemy – odparł pewnie, z lekkim, pobłażliwym uśmiechem. – Jestem zbyt słaby, by podróżować na samej Mgle. A ty jesteś... zbyt żywa, by iść tak za mną.

- Podróżować na Mgle? – zapytałam zaciekawiona.

- Później, szwaczko.

Zrobiłam nieco niezadowoloną minę. Ilekroć zwracał się do mnie bezpośrednio, zawsze używał tego słowa. Mówił to z lekkim rozbawieniem i dziwnie czule. Jakby niezwykle podobało mu się to określenie.

Martwy król wyciągnął ręce i morze przed nim zadrgało. Zerknęłam na to zaciekawiona, wychylając się zza jego pleców. Woda zawrzała, zabulgotała, a po chwili powoli zaczęło się coś z niej wyłaniać. Sekunda po sekundzie ogromny statek parł ku górze, aż w końcu osiadł na wodzie, kołysząc się ponuro.

- Oh... jaki on piękny!

Martwy król uśmiechnął się tylko smutno.

- To Odkupienie – wyjaśnił. – Statek, który przywiódł Zrujnowanie na te Wyspy.

A więc tak wyglądał flagowy okręt martwego władcy. Czarne drewno lśniło od wody, a mokre żagle wyglądały, jakby zrobiono je z morskich wodorostów. Okręt wciąż ociekał brudnawą cieczą. Obok nas trzasnął trap, uderzając głucho o pomost.

Martwy król nie czekał na nic innego. Wszedł na pokład, a ja podreptałam za nim. Gdy tylko znaleźliśmy się na statku, trap odpadł na pomost, żagle wydęły się od nagłego wiatru i statek ruszył przed siebie.

Ten sam wiatr, który napędzał żagle, osuszył w niebywałym tempie statek. Suche, czarne drewno lśniło przyjemnie, dotknęłam więc poręczy przy schodach. Materiał wydawał się jednak zimny niczym martwe ciało. Cofnęłam dłoń i potarłam palce. Dotyk nie spodobał mi się.

- W kajucie, za tamtymi drzwiami, możesz odpocząć. – Martwy król wskazał mi odpowiedni kierunek. – Będziemy płynąć całą noc.

Pokiwałam głową i cichutko skierowałam się do kajuty, pozostawiając martwego króla własnym myślom i smutkom.

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz