7. Ukojenie

44 6 3
                                    

Viego uniósł wzrok, podobnie zresztą jak ja. Pukanie wyrwało nas oboje z zamyślenia. Było dość późno, nie spodziewałam się zatem nikogo, zwłaszcza że większość osób raczej bawiła się i cieszyła zwycięstwem nad bestiami.

Pukanie powtórzyło się, a ja płochliwie zerknęłam na drzwi.

- Nie masz zamiaru otworzyć, szwaczko? - zapytał mnie rozbawiony Viego. - Chyba że ja mam to zrobić. Widok zrujnowanego do cna króla na pewno ukoi serca mieszkańców Sudaro i...

- Viego... - jęknęłam. - Po prostu... nie pokazuj się, dobrze?

Pokiwał głową, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Zbladłam nieco, widząc przed sobą dwóch zbrojnych. Żołnierze mieli na sobie mundury, a przy pasach miecze.

- Panna Marie? - zapytał jeden z nich.

Skinęłam tylko głową. Moje drżące serduszko zaczęło niespokojnie trzepotać w klatce piersiowej. Nie wiedziałam, co się dzieje i czego mogliby chcieć żołnierze.

- Czy może panna pójść z nami? - zapytał wojskowy. - Król chciałby się z panienką widzieć.

Zamrugałam tylko oczyma. Król? Król... Joel?

- Panno Marie?

- Tak, pójdę - odpowiedziałam. - Tylko... proszę o kilka minut.

- Oczywiście, panno Marie. - Wojskowy uśmiechnął się lekko. - Poczekamy tutaj na panienkę.

Pokiwałam głową i zamknęłam za sobą drzwi, po czym odetchnęłam nieco przerażona. Viego po drugiej stronie warsztatu uśmiechnął się i oparł wygodniej o swój fotel.

- No i co tak stoisz, głupia szwaczko? - zaśmiał się cicho. - Rusz się, idziesz do swojego ukochanego króla. Myk, myk, nie każ mu czekać, Marie.

Momentalnie w moim sercu zrodziła się jednocześnie dzika radość i ogromne przerażenie. Miałam iść teraz do króla. Teraz! Przecież nawet nie miałam na sobie odpowiedniej sukni, nie byłam kompletnie na to przygotowana.

Viego podniósł się, wziął z haczyka przy drzwiach mój szal i założył mi go na ramiona, zawiązując go w finezyjny sposób wokół mojej szyi.

- Nie potrzebujesz niczego więcej, Marie - zapewnił mnie, odgarniając też z mojego czoła kilka pasm pofalowanych włosów. - To arystokratki potrzebują sukni i biżuterii. Tobie wystarczy tylko twój uśmiech.

Nie wiem, jak bardzo zaczerwieniłam się na te słowa, ale zakładałam, że bardzo. Palące gorąco na moich policzkach robiło się wyjątkowo nieznośnie i wcale nie pomagało to, że Viego ułożył mi na policzku swoją zimną dłoń - wręcz przeciwnie, to totalnie pogarszało całą sytuację.

- Idziesz do swojego króla, Marie - zauważył jeszcze Viego. - Dokładnie tego chciałaś, prawda? Przepłynęłaś ocean, zbudziłaś przeklętego króla i sprowadziłaś zrujnowaną broń do słonecznego Sudaro właśnie z powodu swego władcy. Walcz o niego, Marie. Dobrze?

Pokiwałam tylko głową i odetchnęłam. Viego uśmiechnął się, wycofał, a ja podeszłam do drzwi, otworzyłam je i stanęłam przy żołnierzach. Wyglądali na nieco zaskoczonych, widziałam, że siedzieli na ławeczce przed kamienicą, zapewne przygotowani na dłuższe czuwanie i oczekiwanie. Podnieśli się jednak natychmiast ze swoich miejsc.

- Jest panna gotowa, panienko Marie? - zapytał pierwszy z nich.

- Tak - pokiwałam głową.

Żołnierze ruszyli, a ja pomiędzy nimi czułam się taka malutka i bezbronna. Przeszliśmy przez rynek, a potem główną ulicą do ogromnego Pałacu. Brama była otwarta na oścież, widać było, że i tutaj ludzie świętowali i cieszyli się ze zwycięstwa nad przerażającymi bestiami.

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz