Elena przyjrzała się swej sukni ślubnej rozłożonej na wyścielonym łożu. Dekolt białej kreacji z satyny wycięto w szpic. Nieco tiulu marszczyło się w okolicach biustu. Pas otaczający talię wykonano z koronki, z czego też uszyto dół sukni. Spódnicę wzbogacono woskowymi kwiatami pomarańczy, a liczący dwa metry tren obszyto plisowanymi falbankami.
Przewieszony przez oparcie krzesła welon drgnął. Ktoś otworzył drzwi, powstał przeciąg, źródło chłodu, jaki przeniknął Elenę. Odwróciła głowę. W progu stał David, za nim jawiła się drobniejsza postura Rafaela. Ten pierwszy ręce skrzyżował na piersi; tak zaplecionym ramieniem oparł się o futrynę. Zasłony wzniosły się ku górze. Woal także wzbił się w powietrze i pofrunął w kierunku uchylonego okna. Elena złapała jego kraniec dwoma palcami.
— Usiądźcie.
Rafael zamknął drzwi, po czym opadł na sofę obok Davida, który to zdążył już zająć miejsce. Elena, mimo iż powiew już nie panoszył się po sypialni, nie wypuściła z rąk welonu; ciągnęła go za sobą. Usiadła między braćmi. Wyplątała palce z woalu i zagłębiła je w fałdach sukni, jakby obawiała się, że nieświadomie pocznie bawić się delikatną tkaniną i jeszcze ją uszkodzi. Zegar uplasowany na komodzie nieśmiało wyglądał za bibelotów, które go przysłaniały. Tylko dźwięk sunących po tarczy wskazówek dawał znać, iż gdzieś tu znajduje się miernik upływającego czasu. A ten wydawał się zwolnić. Elena ukołysana rozlegającą się wokół ciszą oparła głowę o bark Davida.
— Wypełnia mnie dziwne uczucie, gdy pomyślę sobie, że opuszczasz ten dom — przyznał cicho Rafael.
— Mi również trudno sobie to wyobrazić — odparła niemrawo. Jej powieki pozostawały zamknięte. — Chyba jednak właśnie tego potrzebuje. Zmienić otoczenie, oderwać się od wszystkiego. Żałuję jedynie, że i was, Anę, tatę... — Ostatnie słowo wypowiedziała z wyczuwalnym bólem w głosie. — Zostawiam tutaj — dokończyła po chwili, którą to poświęciła na przełknięcie guli śliny pełnej goryczy wyciekłej z jej ostatniej odezwy. — Jeszcze tylko ciebie ożenić — zwróciła się do Davida.
— Pomyślę o tym, gdy będę miał trzydzieści lat — odparł.
— Trzydzieści lat... — powtórzyła Elena, zerkając na Davida przenikliwie. — Czy ty widziałeś tę zmarszczkę na czole? — zapytała, przecierając koniuszkiem palca zagłębienie w skórze nad jego brwiami. — Starzejesz się. Będziesz miał brzuch jak tatuś. I kto na ciebie spojrzy?
— Kogoś mu znajdziemy, jakby Sarę znużyło czekanie na niego — wtrącił Rafael.
— Ale dlaczego rozmawiamy o mnie? — W głosie Davida rozbrzmiała irytacja. — To Elenie powinniśmy okazać zainteresowanie. Wszak jest najważniejsza...
— Cieszę się, że w końcu się z tym pogodziłeś — wtrąciła z wysiloną w głosie wyższością.
— Miałem zamiar dodać, że w obecnej sytuacji — mruknął.
— Zbędne. I tak wiemy, że w każdej sytuacji tak jest. — Uśmiechnęła się niewinnie.
— Wiesz... widzę, że muszę wybrać się do Amadeusa i uświadomić mu, jaki błąd popełnia, żeniąc się z tobą. Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzył.
— Och, już się nie odzywaj — burknęła. Odwróciła głowę. — Przynajmniej Rafael mnie wspiera.
— Oczywiście — zapewnił młodszy z braci.
— To zrozumiałe. W końcu nikt nie będzie mu deprawował żony — rzucił David.
— No już. — Rafael chwycił zaciśniętą w pięść dłoń siostry, którą już prawie zetknęła z żebrem Davida. — Zachowujmy się godnie. Nie jesteśmy już dziećmi. — Zerknął na siostrę. — Będę za tobą tęsknić. I nie dlatego, że lubiłem kłócić się z tobą o ostatni kawałek sernika, ale dlatego, że cię kocham z całym twoim temperamentem. Wiesz, jaka to musi być wielka miłość?
CZYTASZ
Winny ród
Historical FictionHiszpania XIX wieku Álvarezowie należą do śmietanki towarzyskiej Madrytu. Całe swe bogactwo zawdzięczają prowadzonej od pokoleń plantacji winogron oraz wytwarzanemu winu. W jednej chwili jednak beztroskie i opływające w luksusy życie tej starej, sza...