XXV. Zaślubiny wiosenną porą

591 200 732
                                    

Elena przyjrzała się swej sukni ślubnej rozłożonej na wyścielonym łożu. Dekolt białej kreacji z satyny wycięto w szpic. Nieco tiulu marszczyło się w okolicach biustu. Pas otaczający talię wykonano z koronki, z czego też uszyto dół sukni. Spódnicę wzbogacono woskowymi kwiatami pomarańczy, a liczący dwa metry tren obszyto plisowanymi falbankami. 

Przewieszony przez oparcie krzesła welon drgnął. Ktoś otworzył drzwi, powstał przeciąg, źródło chłodu, jaki przeniknął Elenę. Odwróciła głowę. W progu stał David, za nim jawiła się drobniejsza postura Rafaela. Ten pierwszy ręce skrzyżował na piersi; tak zaplecionym ramieniem oparł się o futrynę. Zasłony wzniosły się ku górze. Woal także wzbił się w powietrze i pofrunął w kierunku uchylonego okna. Elena złapała jego kraniec dwoma palcami. 

— Usiądźcie. 

Rafael zamknął drzwi, po czym opadł na sofę obok Davida, który to zdążył już zająć miejsce. Elena, mimo iż powiew już nie panoszył się po sypialni, nie wypuściła z rąk welonu; ciągnęła go za sobą. Usiadła między braćmi. Wyplątała palce z woalu i zagłębiła je w fałdach sukni, jakby obawiała się, że nieświadomie pocznie bawić się delikatną tkaniną i jeszcze ją uszkodzi. Zegar uplasowany na komodzie nieśmiało wyglądał za bibelotów, które go przysłaniały. Tylko dźwięk sunących po tarczy wskazówek dawał znać, iż gdzieś tu znajduje się miernik upływającego czasu. A ten wydawał się zwolnić. Elena ukołysana rozlegającą się wokół ciszą oparła głowę o bark Davida.

— Wypełnia mnie dziwne uczucie, gdy pomyślę sobie, że opuszczasz ten dom — przyznał cicho Rafael. 

— Mi również trudno sobie to wyobrazić — odparła niemrawo. Jej powieki pozostawały zamknięte. — Chyba jednak właśnie tego potrzebuje. Zmienić otoczenie, oderwać się od wszystkiego. Żałuję jedynie, że i was, Anę, tatę... — Ostatnie słowo wypowiedziała z wyczuwalnym bólem w głosie. — Zostawiam tutaj — dokończyła po chwili, którą to poświęciła na przełknięcie guli śliny pełnej goryczy wyciekłej z jej ostatniej odezwy. — Jeszcze tylko ciebie ożenić — zwróciła się do Davida. 

— Pomyślę o tym, gdy będę miał trzydzieści lat — odparł. 

— Trzydzieści lat... — powtórzyła Elena, zerkając na Davida przenikliwie. —  Czy ty widziałeś tę zmarszczkę na czole? — zapytała, przecierając koniuszkiem palca zagłębienie w skórze nad jego brwiami. — Starzejesz się. Będziesz miał brzuch jak tatuś. I kto na ciebie spojrzy?

— Kogoś mu znajdziemy, jakby Sarę znużyło czekanie na niego — wtrącił Rafael. 

— Ale dlaczego rozmawiamy o mnie? — W głosie Davida rozbrzmiała irytacja. — To Elenie powinniśmy okazać zainteresowanie. Wszak jest najważniejsza...

— Cieszę się, że w końcu się z tym pogodziłeś — wtrąciła z wysiloną w głosie wyższością. 

— Miałem zamiar dodać, że w obecnej sytuacji — mruknął. 

— Zbędne. I tak wiemy, że w każdej sytuacji tak jest. — Uśmiechnęła się niewinnie. 

— Wiesz... widzę, że muszę wybrać się do Amadeusa i uświadomić mu, jaki błąd popełnia, żeniąc się z tobą. Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzył. 

— Och, już się nie odzywaj — burknęła. Odwróciła głowę. — Przynajmniej Rafael mnie wspiera. 

— Oczywiście — zapewnił młodszy z braci.

— To zrozumiałe. W końcu nikt nie będzie mu deprawował żony — rzucił David.

— No już. — Rafael chwycił zaciśniętą w pięść dłoń siostry, którą już prawie zetknęła z żebrem Davida. — Zachowujmy się godnie. Nie jesteśmy już dziećmi. — Zerknął na siostrę. — Będę za tobą tęsknić. I nie dlatego, że lubiłem kłócić się z tobą o ostatni kawałek sernika, ale dlatego, że cię kocham z całym twoim temperamentem. Wiesz, jaka to musi być wielka miłość?

Winny ródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz