Na barki Davida spadły nowe obowiązki, o wiele odpowiedzialniejsze, ale mniej uciążliwe, bo w końcu nie godziły jego dumy. Czuł się wreszcie potrzebny. Ojciec w końcu dostrzegł jego kompetencję, a i kupcy, z którymi przez ostatnie tygodnie miał styczność dość często, bo nadchodził czas ostatnich zabaw przed postem, co powodowało, iż chętniej zaopatrzano się w nich wina, traktowali go z należytym szacunkiem. Wiedział, że poszanowanie w oczach kontrahentów w głównej mierze zawdzięcza swojemu nazwisku, lecz nie przejmował się tym nadto. Był pewien, że w przyszłości powtórzy sukces ojca i zapracuje na swoje dobre imię. Żmudne prace nauczyły go cierpliwości.
Czwartkowego popołudnia wybrał się na Puerta del Sol, słynny plac madrycki. Zrozumiał, że nie może żyć ciągle pracą. Potrzebował chwili wytchnienia. Zagłębił rękę w kieszeni płaszcza. Zaklął cicho, gdy nie wyczuł palcami papierośnicy. Dumając nad tym, iż zapewne zostawił ją na biurku. Przeszedł wzdłuż calle del Arenal, aż dotarł przed kościół San Ginés.
Dobiegł go czyjś ochrypły śpiew; zagłuszany przez rozmowy ludzi, przebijający się przez dźwięki gitary. David rozejrzał się wokół. Przy kościele dostrzegł mężczyznę o ciemnej twarzy. Podszedł bliżej, by móc posłuchać nędznika, który wysilał swe gardło daremnie, bo nikt z przechodniów nie chciał go słuchać. Przy jego nodze czuwał duży pies o sierści tak czarnej, jak gdyby wytarzał się w smole. Zwierzak poderwał się z siadu i zaczął plątać się przy nogach Davida, gdy tylko rzucił śpiewakowi kilka monet do wytartego kapelusza na jego kolanach.
Żebrak odparł coś niezrozumiałego. Dopiero wtedy młody Álvarez pojął, iż bez wątpienia ma przed sobą Maura. Uśmiechnął się do niego blado.
— Biedny człowiek — westchnęła Sara. — Wspomogłeś go, gdy inni go omijają.
— To tylko kilka srebrniaków — odparł. Zlękła go, gdy nagle pojawiła się przy jego boku. Umówili się tutaj, lecz nie spodziewał się, że wyłoni się znikąd niczym duch w koszmarze.
— Może i tak, lecz kto jednak wie, ilu oddało życie, by wydobyć kruszec, z którego wybito monetę o marnej wartości.
Wypowiedziane przez nią słowa tonem cichym, przepełnionym smutkiem, poruszyły Davida. Wiedział, że jej ojciec miał styczność z kopalnią, a może i kopalniami, sreber. Nie znał jednak całej historii Luisa Fuentesa. Przypuszczał jednak, że swe bogactwo okupił wielkim trudem.
— Ktoś ci towarzyszy? — zapytał cicho David.
Obawiał się, że jego rozejrzenie się wokół ujdzie za zbyt ostentacyjne, dlatego też powstrzymał się od kręcenia głową. Wątpił w to, by Sara przyszła sama. Przywykł do ich wspólnych przejażdżek po nieutartych trasach na obrzeżach Madrytu, z dala od wścibskich spojrzeń, tym razem jednak spotkali się w sercu stolicy, o czym bez wątpienia przypominał kafelek symbolizujący przebieg zerowego południka, przez który w dzieciństwie chętnie przeskakiwał Rafael, jakby nie potrafił się zdecydować, po której stronie chce być. Przechodnie przetaczali się po placu gromko. Wielu udawało się do Café Suizo, która od lat gromadziła śmietankę towarzyską, bo mieściła nawet i pięćset osób. Często odbywały się tam polityczne spotkania, a i artystów nie brakowało. David gościł w kawiarni kilka razy, nim wyjechał na studia. Najczęściej spotykał się z przyjaciółmi przy stole bilardowym. Nawet i kobiety znalazły w lokalu swoje miejsce, albowiem stworzono biały pokój, jak nazywano to pomieszczenie, w których mogły przebywać bez konieczności opieki mężczyzny. Salon wbrew krytyce odniósł sukces.
— Doña Manuela. Rzekłabym, iż jest naszą pokojówką, ale to ktoś więcej. Była z nami jeszcze w Meksyku, gdzie mogłam biegać po hacjendzie z rozpuszczonymi włosami i nikt mnie za to nie zganił, bo ludzi zajmowały większe problemy — wyjaśniła cicho. — Powiedziała, że jeżeli wrócę, nim nabożeństwo, na które miałyśmy się wybrać razem, dobiegnie końca, to nie wyjawi mojej dezercji macosze. — Spojrzała na drzwi kościoła, za którymi skryła się doña Manuela, nim odnalazła w tłumie Davida, z którym listownie umówiła się w tym miejscu. — Nie traćmy czasu, muszę o czymś z tobą pomówić.
![](https://img.wattpad.com/cover/286324454-288-k10781.jpg)
CZYTASZ
Winny ród
Fiction HistoriqueHiszpania XIX wieku Álvarezowie należą do śmietanki towarzyskiej Madrytu. Całe bogactwo zawdzięczają prowadzonej od pokoleń plantacji winogron oraz wytwarzanemu winu. W jednej chwili jednak beztroskie życie tej starej, szacownej rodziny zostaje zakł...