Elena obudziła się wczesnym rankiem. Zrozumiała to, gdy spojrzała na tarczę zegara o konstrukcji majestatycznego ptaszyska. Podniosła się do siadu i spojrzała na swą suknię ułożoną na krześle odsuniętym od małego sekretarzyka. Przetarła oczy, paznokciem zahaczając o luźny kosmyk zwisający przy uchu. Tylko kilka pasm opadało wzdłuż jej skroni; resztę wciąż podtrzymywały wsuwki. Zanurzyła palce we włosach, raz po raz uwalniając je z metalowych elementów, które wbijały się w jej czaszkę. Kosmyki przysłoniły jej ramiona, które dotąd okrywały jedynie cienkie ramiączka jedwabnej halki. Nim opuściła sypialnię Amadeusa, powzięła koc, którym opatuliła się ciasno.
Nie zastała męża w bawialni, w której siedzieli do późnej nocy rozjaśnianej gorejącym w kominku ogniem. Gdzieś z boku wtedy spała Maddie i Sjesta, a Fiesta oblizywała swoje łapki. Rozmawiali tak długo, że aż nastał nowy dzień. Aż zasnęła. Przynajmniej tak to zapamiętała.
Rozejrzała się po mieszkaniu. Sypialnia Philippa nie zdradzała żadnych śladów czyjeś obecności. Uchyliła więc drzwi pokoju Alexandra. Pomieszczenie zaciekawiło ją na tyle, że pozwoliła sobie wejść do środka. Na ścianach wisiało wiele portretów; czujne spojrzenia zdawały się śledzić każdy jej ruch. Meble będące piękną pozostałością po przeszłości, dźwigały równie stare bibeloty. Wśród nich królowały zegary. Nie panowała tu cisza. Wciąż któreś cacuszko tykało. Nie potrafiła też poczuć się tu samotnie. Postaci z ram otaczały ją z każdej strony. Z jednej z tych stron, zza pleców, usłyszała znany dźwięk. Niczym po nitce dotarła do saloniku muzycznego.
— Nie mogłeś spać? — zapytała, wciąż kryjąc się za drzwiami, za których wychylała tylko głowę. — Zwykle wstajesz późno.
— W tym miejscu trudno mi spać do południa. Budzę się przeświadczony, że zaraz wpadnie do pokoju ojciec i zacznie prawić, jak to marnuje dzień — odparł.
Zajmował miejsce przy fortepianie; zdawał się półleżeć na klawiaturze, licem przylegał do górnej krawędzi instrumentu, z którego wydobywał się co jakiś czas pojedynczy dźwięk, gdy tylko przyłożył palec do klawisza.
Elena wpatrywała się chwilę, jak stuka w białe klocki. Niby przypadkowe. A jednak docierała do jej uszu harmonijna melodia. Zasiadła obok niego.
— To ty starałeś się rozplątać mi włosy? — zapytała, bo wcale nie była tego pewna. Może sama, już półsenna, podjęła ten trud, o którym już nie pamiętała.
— Próbowałem, ale się poddałem — przyznał. — Zasnęłaś na sofie, więc...
— Już wiem — przerwała mu. Nie musiał nic dodawać. Przeniósł ją do swej sypialni, ale nie położył się obok niej. Tego była pewna. Jak tego, że więzy sukni nie stanowiły dlań takiego problemu, jak odszukanie niezliczonej ilości wsuwek, które wcisnęła w jej włosy Enriqueta, aby tylko koczek przetrwał cały wieczór. — Moja matka wspominała ostatnim razem o balu dobroczynnym, który niedługo ma się odbyć u doñi Maresol. Pamiętasz Maresol Palacios? — Nie zapytałaby go o to, gdyby płynęła w nim krew rodowego madrytczyka. Każdy mieszkaniec stolicy znał tę nieśmiertelną kobietę.
— Gościłem u niej rok temu — rzekł smętnie. — I mam złe wspomnienia. Tobie bliżej znana dama spoliczkowała mnie tylko dlatego, że Philipp złamał jej serce. Zgroza. Teraz czuję głębokie zniechęcenie do tamtejszej sali balowej.
— Ja też, ale moja matka pomoże nam przełamać tę barierę. Nie martw się.
— Czuję, że będę chory. I chyba nie wstanę z łóżka.
— Jak w każde święta, na które zjeżdżała się cała rodzina? — zapytała, cicho się śmiejąc. Ojciec Amadeusa opowiedział jej wiele anegdot z życia swego jedynaka. Napomknął więc też o tym, jak za dziecięcych lat próbował się wykpić ze wspólnego zasiadania z krewnymi do stołu.

CZYTASZ
Winny ród
Historical FictionHiszpania XIX wieku Álvarezowie należą do śmietanki towarzyskiej Madrytu. Całe bogactwo zawdzięczają prowadzonej od pokoleń plantacji winogron oraz wytwarzanemu winu. W jednej chwili jednak beztroskie życie tej starej, szacownej rodziny zostaje zakł...