XI. Elena podejmuje decyzję

656 212 1K
                                    

Elenę rozzłościła wieść o wyjeździe ojca do Toledo. Zastanawiała się, co takiego musiało się wydarzyć, że mimo wczorajszego zasłabnięcia, wybrał się w podróż do innego miasta. Chciała pomówić z rodzicielem o konieczności jej zamążpójścia, a on wyjechał bez słowa. Wszystko odwlekło się w czasie, choć i tak nie miała go za wiele, co matka dała jej jasno do zrozumienia. Elena, wspominając rodzicielkę, podenerwowana skierowała się w stronę północnego tarasu. Wiedziała, że matka po śniadaniu lubi wypijać filiżankę melisy w towarzystwie wuja Marcosa właśnie w tamtym miejscu. Wątpiła, by jej rutyna uległa zmianie.

— Madre, możemy porozmawiać? — zapytała wprost. — Ojciec wyjechał, a przecież... — I wtedy ujrzała, iż jej matka rzeczywiście popija napar, lecz wcale nie w obecności swego brata. Przed jej obliczem pojawiła się posepna twarz człowieka, którego miała szansę poznać podczas ostatniej wizyty w operze. Westchnęła ciężko. Nie spodziewała się, że spotka jeszcze kiedykolwiek tego mężczyznę.

— Dobrze, że przyszłaś — powiedziała zadowolona Josefina i wskazała jej wolne krzesło. — Do twojego ojca przyszedł gość, ale niestety go nie zastał — wyjaśniła. — Poznaj Williama Hiddlestona.

— Mieliśmy już przyjemność ze sobą rozmawiać w operze — wyjawił Anglik i z grzecznością ucałował dłoń Eleny.

— Pamiętam — odparła dziewczyna, starając się ukryć niezadowolenie. Zasiadła ciężko na krześle.

— To wspaniale — rzekła uradowana Josefina. — Dyskutowaliśmy właśnie o porcelanie Pickmana — powiedziała, podnosząc filiżankę. — Nasz gość jest zainspirowany sukcesami swego rodaka na hiszpańskiej ziemi.

— Interesujące — westchnęła Elena.

W duszy modliła się o to, aby ta rozmowa dobiegła jak najprędzej końca. Dysputy o porcelanie nudziły ją jeszcze bardziej niż sztuki Szekspira. Powiodła mętnym spojrzeniem po ogrodzie, na który rozlegał się widok z tarasu. O tej porze roku krzewy i rabaty z kwiatami nie zachwycały, przez co trudno było zawiesić na czymś dłużej wzrok. Elena przyglądała się wróblowi osiadłemu na jednej z gałęzi tak długo, aż nie usłyszała szurania krzeseł.

— Proszę odwiedzić nas w czwartek. Mój mąż na pewno do tego czasu wróci do stolicy — powiedziała Josefina.

— Nie śmiałbym odrzucić zaproszenia. Mój wyjazd do Anglii się przesunął, więc mam sporo wolnego czasu — przyznał. Ucałował dłoń Josefiny, a następnie Eleny. — Będzie mi bardzo miło panią ponownie zobaczyć — rzekł, niechętnie wyzwalając jej palce z uścisku.

— Mnie również — odparła kurtuazyjnie panna.

Elena ucieszyła się, gdy Hiddleston opuścił taras. Obie kobiety zajęły ponownie miejsce przy stoliku. Młodsza chciała w końcu zapytać matki, co wie o wyjeździe ojca. Bała się, że ta podróż ma związek z ich domniemanymi kłopotami, o których prawdziwości była święcie przekonana. Nim jednak zdążyła otworzyć usta, matka spytała ją, co sądzi o ich gościu.

— Nudny. Z trudem powstrzymuję się od ziewania w jego towarzystwie — wyznała szczerze.

— William Hiddleston — zaczęła niepewnie, odkładając filiżankę na spodek. — To nasz wierzyciel — wydukała w końcu, mając nadzieję, że drżeniem głosu sprawi, iż jej wypowiedź stanie się bardziej wiarygodna. Elena zamilkła. Wpatrywała się swymi dużymi oczami w rodzicielkę, zaciskając dłonie na sukni.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytała cicho.

— Czego?

— Że mam wyjść za jakiegoś... przejrzałego Anglika!

Winny ródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz