Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przyłożyłam dłoń do czoła. Jak właściwie wróciłam do domu? Leżałam w łóżku przykryta kołdrą w samych majtkach i koszulce. Najwyraźniej nie miałam wczoraj siły na szukanie piżamy. Ciężko się podniosłam do siadu i spojrzałam na zegarek. Było piętnaście po dziesiątej. Rolety w pokoju były zasłonięte, a okno prawie zamknięte. Brakowało świeżego powietrza. Ponownie śmierdziałam alkoholem i nie pamiętałam zeszłej nocy.
W ostatnim czasie działo się to zbyt często.
Nadszedł moment, aby przystopować albo ograniczyć się do mojej imprezy urodzinowej. Przeciągnęłam się i ledwo wstałam z łóżka. Spojrzałam na siebie w lustrze i automatycznie się skrzywiłam. Miałam na sobie wczorajszy w połowie rozmazany makijaż, a włosy wyglądały, jakby strzelił w nie piorun. Jęknęłam cicho i pomaszerowałam do łazienki. Na początku umyłam dokładnie zęby i twarz. Gdy poszłam pod prysznic zobaczyłam zdarte lewe kolano. Nie bolało, ale było zadrapane.
Znowu po imprezie jestem pokaleczona.
Co się działo? Było to kluczowe pytanie na które odpowiedź była dość trudna. Skończyłam poranną toaletę i idąc do kuchni pisałam do Cloe. Była to najpewniejsza opcja mimo, że wczoraj o wczesnej porze ledwo funkcjonowała.
Lilly Evans: Dzięki, że wczoraj mnie odprowadziłaś.
Cloe Lopez: Co? Ja nocowałam u Toma. Nie wiem, jak wróciłaś, ale dobrze, że jesteś w domu. Myśleliśmy, że znowu się zgubiłaś.
Lilly Evans: Koniec z piciem alkoholu.
Cloe Lopez: Zawsze tak mówisz. Może zamówiłaś taksówkę? Sprawdź połączenia na telefonie. Jakbym nie odpisywała to znaczy, że jestem pod prysznicem. Później wpadnę.
Lilly Evans: Okej, jak będziesz szła to nawet nie pukaj. Taty nie będzie w domu.
Od razu weszłam w historię połączeń. Żadnych nowych wychodzących. Dzwonił raz Tom, ale nie odebrałam.
Nie no pięknie, nikt nie wiedział, jak wróciłam do domu.
Ważne, że byłam w jednym kawałku i wszystkimi zębami bo mogło być różnie. Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem. Nie miałam siły na nic innego. Na blacie znalazłam notatkę od taty, że jest na spacerze z Suzy i mam włączyć piekarnik. Po zjedzeniu zrobiłam co do mnie należało. Później znowu zanurkowałam pod kołdrę. Byłam całą obolała, a dodatkowo kac morderca nigdy nie posiadał serca. Chciałam się zdrzemnąć, ale zastanawiałam się dalej, jak znalazłam się w domu. Pomyślałam chwilę i dostałam olśnienia. Okno było zamknięte, więc musiałam wejść drzwiami. Ktoś pomyślałby, że jest to oczywiste, ale pod domem znajdowały się kamery. Zerwałam się z łóżka, ale nie był to najlepszy pomysł. Zakręciło mi się w głowię, ale szłam dalej. Nie wiedziałam ile mam czasu zanim członkowie rodziny wrócą do domu. Pokierowałam się do biura taty i zasiadłam za laptopem. Na urządzeniu istniały dwa konta. Jeden typowy od pracy, a drugi nasz wspólny. Był tam między innymi dostęp do kamer. Uruchomiłam urządzenie i nerwowo tupałam nogą o panele. Gdy zalogowałam się, weszłam w aplikację połączoną z kamerami. Wybrałam datę, która mnie interesowała i nagranie. Nie wiedziałam o której mogłam wrócić do domu, więc przyśpieszyłam i bacznie obserwowałam. Zobaczyłam ruch i od razu zwolniłam oraz cofnęłam. Oparłam czoło o rękę i nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
Jedno i drugie.
Kamery sięgały również na chodnik. Szłam na nim trzymając się pod rękę z Harrisem. Chwiałam się na boki, aż w pewnym momencie poleciałam na bruk. Widać było, że śmiałam się i nie zdawałam sobie z tego sprawy, że rozwaliłam kolano. Luke przykucnął, coś do mnie powiedział i pomógł wstać. Odprowadził mnie pod same drzwi. Przełączyłam widok na wejście i zakryłam dłońmi usta. Na pożegnanie obdarzył mnie długim pocałunkiem. Naprawdę długim, po czym ruszył w drogę powrotną. Na ten moment wiedziałam, że odprowadził mnie brunet. Ale co było wcześniej? Byłam na siebie zła, że doprowadziłam do tego stanu.
CZYTASZ
Skradziony Umysł
Romantik~ Między miłością, a nienawiścią jest bardzo cienka nić, której nie dostrzegaliśmy... I to właśnie nas zgubiło... ~ Lilly Evans, siedemnastoletnia dziewczyna wychowywana przez ojca jest dość... specyficzna? Według niektórych uczniów szkoły. Lilly ni...