Przypadki chodzą po ludziach. Czasem, ktoś u góry zaplanuje nam przyszłość, ale my i tak nazwiemy to przypadkiem. Znaczy ja to tak nazywałam. Nie należałam do osób szczególnie wierzących. Wierzyłam w piekło i niebo, ale kto za tym wszystkim stoi nie miało większego znaczenia. Tata był również nie wierzący, ale w naszym domu nigdy nie rozmawiało się na te tematy. Miałam rozmowy na temat chłopaków, ale nikt nie wnikał w moje poglądy. Był to wielki atut ojca. Nigdy nie starał się wpłynąć na postrzeganie świata przez moją osobę.
Obudziłam się rano i automatycznie sięgnęłam po telefon. Był to głupi nawyk, ale nie bardzo szkodliwy. Czasem zdarzyło mi się przeleżeć w łóżku kolejną godzinę na przeglądaniu Instagrama, ale nigdy przy tym nie zaniedbywałam obowiązków. Pierwsze co ujrzałam to cztery wiadomości. Doskonale wiedziałam jaka będzie ich treść.
Cloe Lopez: Li jeśli naprawdę nie chcesz tam iść to nic na siłę.
Cloe Lopez: Musisz odpoczywać.
Cloe Lopez: Naprawdę nie będę zła.
Cloe Lopez: Daj znać jak wstaniesz.
Wszyscy skakali nade mną, jak nad jajkiem. Sytuacja z piątkowego wieczoru dalej była głównym tematem naszych rozmów. W piątek szatynka wspominała o imprezie w lesie za miastem, ale została przełożona na dzisiejszy wieczór. Wczoraj od południa lało co poskutkowało zmianą terminu. Doskonale wiedziałam, że dla Lopez bardzo zależało, abym poszła tam razem z nią. Próbowała to zatuszować, ale znałam ją nie od dziś. Gdyby spróbowała mnie okłamać od razu rozpoznałabym to po oczach. W takiej sytuacji zawsze uciekła wzrokiem w różne strony, aby nie skupiać się na swoim rozmówcy, którego próbowała okłamać czy coś zataić.
Lilly Evans: Lopez muszę żyć dalej. Nic mi się nie stało, a to jest najważniejsze. Przestańcie się nade mną litować. Pójdę tam razem z tobą.
Cloe Lopez: Słońce martwimy się o ciebie, a to raczej nic złego. Nie będę ukrywać, że jestem zadowolona z twojej decyzji. Kocham Cię stara!
Odłożyłam smartfona na poduszkę obok i wpatrywałam się w sufit. Nie mogłam tak dramatyzować. Fakt, ktoś obcy włamał się do domu, ale nie zrobił mi krzywdy. Dalej miałam dziwne myśli, ale nie mogłam wiecznie nad tym rozmyślać.
Podniosłam się z materaca stawiając stopy na puchatym szarym dywanie. Przeciągnęłam się i wyciągnęłam z komody paczkę papierosów. Podeszłam do okna, które otworzyłam i ostrożnie wyszłam na dach. Oparłam się plecami o chłodną ścianę. Szybkim ruchem wyciągnęłam jedną fajkę. W pudełku znajdywała się również zapalniczka. Po krótkiej chwili poczułam ukochaną nutkę nikotyny. Siedziałam i głośno wzdychałam, gdy myślałam o imprezie na którą nie miałam ochoty. Nagle usłyszałam głośne pukanie. Momentalnie cała się spięłam.
– Lilly, mogę wejść? – usłyszałam dobrze znany głos. Był to tatko, który nie czekał na pozwolenie tylko otworzył drzwi wychylając przez nią głowę. – Lilly? – zapytał wkraczając do środka.
Z prędkością wyrzuciłam nieskończonego papierosa do rynny, a w stanik schowałam praktycznie pustą paczkę.
- Tato, puka się! A gdybym się przebierała?! – wykrzyczałam w jego stronę.
- Przecież zapukałem. – odparł opierając się o framugę.
- Ale nawet nie zaczekałeś na odpowiedź. Co chcesz ? – zapytałam poirytowana, ale w środku bałam się, że wyczuję zapach nikotyny. Nic tak bardzo nie tępił, jak moich byłych chłopaków i papierosów. Od zawsze twierdził, że jest to marnowanie pieniędzy i zdrowia. Poniekąd była to prawda, ale nie przykładałam do tego większej miary. Byłam młoda i żyłam w przekonaniu, że muszę w życiu spróbować wszystkiego.
CZYTASZ
Skradziony Umysł
Romansa~ Między miłością, a nienawiścią jest bardzo cienka nić, której nie dostrzegaliśmy... I to właśnie nas zgubiło... ~ Lilly Evans, siedemnastoletnia dziewczyna wychowywana przez ojca jest dość... specyficzna? Według niektórych uczniów szkoły. Lilly ni...