Jedyne co czułam to świst w uszach. Powoli otwierałam przemęczone powieki, aż dostrzegłam szereg migających świateł nade mną. Chciałam przekręcić głowę, aby sprawdzić co się dzieję, ale miałam założony usztywniacz na szyi, który krępował ruchy. Pomrugałam kilkanaście razy, aby obraz przed oczami stał się wyraźniejszy. Nagle ktoś nachylił się nad moim ciałem.
- Doktorze, ocknęła się! – krzyknęła staruszka ubrana w biały kitel.
- Ma uszkodzony kręgosłup, natychmiast zabieramy ją na blok operacyjny. – odpowiedział spoglądając na kobietę. – Veni, przygotuj salę numer osiem. Nie mamy czasu. Może jeszcze da się coś zrobić.
W tym momencie zrozumiałam, gdzie byłam. Znajdowałam się na noszach w szpitalu. Wokół panował istny chaos. Ludzie krzyczeli coś do siebie. W jednej chwili wszystko spłynęło na mnie, jak rosa na porannej trawie. Tysiąc myśli. Widziałam białe światło, potem znalazłam się na ziemi, ból, Luke, migające światła.
Luke!
On był cały zakrwawiony. Zaczęłam się trząść, czując, jak chwilowo uśpiony ból na nowo się obudził.
- Parametry skaczą, jak szalone. – stwierdziła pielęgniarka, patrząc na urządzenie z milionami różnych kabli do których byłam podłączona.
- Nic jej nie będzie?! Błagam, ratujcie ją! – dotarł do mnie dobrze znany głos.
- Tato? Tato, jesteś tu? – wyjąkałam, a po policzku spłynęła łza.
- Myszko, już jestem. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. – w mgnieniu oka dostrzegłam całkowicie zapłakanego ojca. Wyglądał, jakby ktoś wyssał z niego wszystkie funkcje życiowe.
- Tato, gdzie jest Luke? Co z nim? Co się dzieję? – zaczęłam nerwowo rozglądać się na boki.
- Lilly, już, już. – złapał mnie za dłoń i mocniej ścisnął. – Wszystko będzie dobrze, mieliście wypadek.
- Wiem, gdzie jest Luke? – dodałam coraz bardziej poddenerwowana, ponieważ mężczyzna ignorował moje pytanie.
- Spokojnie. – przetarł wolną dłonią załzawioną twarz. – Już nie będzie cię zadręczał i nachodził. Ja już o to zadbam.
- Wjeżdżamy na blok. Wstęp ma tylko personel medyczny. Musimy tu pana zostawić. – zatrzymała ojca, który dotrzymywał mi kroku.
- Gdzie on jest?! – krzyknęłam, a drzwi do pomieszczenia w którym się znalazłam, zamknęły się.
Wszyscy wokół mnie biegali. Byłam w amoku. Zanim się zorientowałam, ktoś nasunął mi na usta maskę tlenową. Nie wiedziałam co się dzieje. W jakim stanie byłam i przede wszystkim co stało się z Harrisem. Niepokój, jak i sam lęk cholernie mnie kuł. Nie dlatego, że miałam wypadek, a niewiedza co się dzieje z brunetem przytłaczała trzy razy mocniej. Nasze ostatnie spotkanie było pojednaniem. Przy nim czułam się inaczej. Zaznałam spokoju i zrozumienia, którego tak bardzo pragnęłam.
Po krótkiej chwili oczy same zaczęły się zamykać. Każdy opuszek palca stawał się sztywny, a powieki ociężały, jakby ktoś przyczepił do nich kilogramowe głazy, po czym skleił na dobre. Przez ułamek sekundy było to przyjemne. Ciężkie do opisania. Miałam wrażenie, jakbym była poddana hipnozie, ale świadomej. Moja głowa była czysta. Spokojna. Nic się nie działo.
***
Jakiś dziwny dźwięk. Coś zaczęło pikać. Ostrożnie uchyliłam powieki. W pokoju panował półmrok. Oddychanie sprawiało niebywałą trudność. Gdy udało mi się całkowicie otworzyć oczy, zorientowałam się, że to nie jest mój pokój. Pomieszczenie było biało beżowe. Duże okno znajdujące się po lewej stronie było zasłonięte, zabraniając słońcu gościć w tych progach. Kątem oka dostrzegłam komodę z bukietem kwiatów i moim szkicownikiem. Obok na bordowym fotelu odpoczywał rodzic. Miał zamknięte oczy. Siedział pochylony, a w dłoniach trzymał różaniec. Mamrotał skupiony coś pod nosem. Było to dziwne, ponieważ nie był wierzący. Lekko odkaszlnęłam, aby zwrócić na siebie uwagę.
CZYTASZ
Skradziony Umysł
Romance~ Między miłością, a nienawiścią jest bardzo cienka nić, której nie dostrzegaliśmy... I to właśnie nas zgubiło... ~ Lilly Evans, siedemnastoletnia dziewczyna wychowywana przez ojca jest dość... specyficzna? Według niektórych uczniów szkoły. Lilly ni...