Biegałam po pokoju szukając ubrań. Jak zawsze panował tam nieporządek i nieład co nie pomagało w odnalezieniu ulubionych spodni. Spojrzałam na fotel z dużą wieżą ciuchów. Szybkim ruchem chwyciłam czarne dżinsy i szarą koszulkę sięgającą do łokci.
– Lilly nie mam całego dnia, streszczaj się albo jutro jedziesz autobusem.
Pośpiesznie zapięłam spodnie i zarzuciłam czarny plecak na prawe ramię. Zbiegłam szybko po schodach, mało się przy tym nie przewracając. Przed upadkiem uchroniła mnie drewniana poręcz, której złapałam się w ostatnim momencie.
- Jeszcze brakuje, żebyś zęby wybiła. – odparł stojący przy drzwiach mężczyzna.
- Dobra tato nie marudź, jedziemy? – zapytałam wpatrując się w dość zdenerwowanego rodzica.
Był on wysoki i dobrze zbudowany. Jego krótkie, ścięte włosy były z lekka siwe, jak i mało bujna broda. Karnację miał dość jasną, ale przez panującą za oknem pogodę była ona równomiernie opalona. Aaron miał czterdzieści pięć lat, ale nie wyglądał na swój wiek. Jak to mawiała nasza sąsiadka, czym wino starsze tym lepsze. Stał ubrany w policyjny mundur. Monotonnie spoglądał na zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku. Wszyscy znali go z bycia idealnie punktualnym.
– Idź odpalaj samochód, już zakładam buty. – odpowiedziałam chwytając za czarne przetarte vansy.
Tata jedynie głośno westchnął i wyszedł. Założyłam buty nawet ich nie wiążąc. Wybiegłam z domu, przekręciłam klucz w drzwiach i ruszyłam w stronę auta.
- Czy ty zawsze musisz się spóźniać albo zaspać? – zapytał z lekka rozdrażniony. Samochód wydał głośny dźwięk i ruszył do przodu wyjeżdżając z podjazdu.
Tak.
- A czy ty zawsze musisz marudzić? Nic się przecież nie stało, jest jeszcze sporo czasu. Lekcje zaczynają się dopiero za piętnaście minut. – dodałam przewracając oczami. Doskonale wiedziałam jak bardzo nie lubił tego gestu.
- Ale ja też mam na ósmą do pracy, a wpierw muszę cię zawieść. – wymamrotał wpatrując się uważnie na jezdnię. Delikatnie wystukiwał rytm palcami o kierownicę próbując rozładować zbudowane napięcie.
- Boże, kupisz im na przerwie karton pączków i po sprawie. – wypowiedziałam uśmiechając się ironicznie w stronę skupionego rodzica.
- Tak to nie działa.
Oboje wiedzieliśmy, że działa.
- Tato nie oszukujmy się, policja w tym mieście nic nie robi. – rzucił znużone spojrzenie w moją stronę. – Jedyne co wam wychodzi to wlepianie mandatów za przejście przez jezdnię, ewentualnie śmiecenie. – wzruszyłam ramionami. – Taka prawda.
- Lilly nie pyskuj, to że dostałaś za te wykroczenie mandat nie znaczy, że tylko takie problemy istnieją. – burknął nawet na mnie nie patrząc. - Za młoda jesteś na takie sprawy.
- Za młoda? Siedemnaście lat to wcale nie tak mało. Mówisz to temu bo nie masz argumentów. – parsknęłam śmiechem. – Pochwal się ile złapaliście bandziorów w tym miesiącu. – uniosłam lewą brew robiąc kwaśny grymas na twarzy. Mężczyzna nie chcąc się kłócić przestał odpowiadać.
Kolejne dziesięć minut przejechaliśmy w ciszy. Gdy zbliżyliśmy się do budynku liceum zaczęłam wiązać buty stawiając stopę na tapicerce.
- Ty to będziesz sprzątać. – dodał rozmasowując dwoma palcami skroń.
- Kiedy mercedes wróci z naprawy? – zapytałam krzyżując dłonie na piersi.
CZYTASZ
Skradziony Umysł
Romansa~ Między miłością, a nienawiścią jest bardzo cienka nić, której nie dostrzegaliśmy... I to właśnie nas zgubiło... ~ Lilly Evans, siedemnastoletnia dziewczyna wychowywana przez ojca jest dość... specyficzna? Według niektórych uczniów szkoły. Lilly ni...