***Dla każdego soboty bywają dniem odpoczynku. Dla mnie też, ale Lucy stwierdziła, że nie tym razem. Godzina ósma rano, sobota, a moja ukochana przyjaciółka niemalże siłą wytargała mnie z ciepłego, wygodnego łóżka w mojej sypialni.
Każdy by marzył o takiej współlokatorce.
— Wstawaj, musimy jechać! — wrzasnęła Lucy, odsuwając roletę w moim pokoju do samej góry.
Promienie październikowego słońca dotarły do moich oczu, wyciągając mnie ze snu.
— Coś ty znowu wymyśliła — spytałam, podciągając kołdrę na buzie.
Chwile później zostałam bez kołdry. No tak. Lucy wytargała ją z moich objęć i zrzuciła prosto na szare panele.
— Jak to znowu? — spytała nieco zdezorientowana.
Przewróciłam moimi błękitnymi oczami i bezsilnie usiadłam na łóżku.
— Czemu budzisz mnie o... — stuknęłam w telefon by dokładnie sprawdzić godzinę. — Ósmej dwa w sobotę!?
Lucy pokiwała bezsilnie głową i założyła ręce, odziane w czarną bluzę, na piersi. Jej wzrok był utkwiony we mnie.
— Zbieraj się. Dziesięć minut — zażądała, opuszczając mój pokój.
Otwarłam szerzej oczy i przeczesałam palcami włosy.
Z ledwo już otwartymi oczami ruszyłam prosto do szafy by wybrać jakieś luźne ubranie. Nie zamierzałam się wyróżniać od swojej przyjaciółki i wciągnęłam na siebie czarny dres.
— Dowiem się wreszcie gdzie mnie zabierasz? — spytałam, spoglądając na moją przyjaciółkę, która ubierała właśnie swoje czarne Conversy.
— Na miejscu ci się rozjaśni, gdzie jesteś — zadeklarowała.
Przewróciłam oczami i wyszłam z przyjaciółką z naszego mieszkania.
Kilka minut jazdy, samochodem Lucy dotarłyśmy przed duży ceglany budynek z pustym lokalem na parterze. I wtedy wszystko stawało się jaśniejsze.
— Oto mój sklep — oznajmiła Lucy, otwierając drzwi lokalu.
W środku było jedno duże kwadratowe pomieszczenie, z którego drzwi prowadziły do nieco mniejszego pomieszczenia, które Lucy nazwała swoją pracownią i biurem.
— A ty mi tutaj pomagasz, za chwile przyjedzie Nicholas busem i przywiezie manekiny oraz kilka mebli — powiedziała moja przyjaciółka.
— A myślałam, że dziś dłużej pośpię — wycedziłam, smutnym głosem.
Lucy cicho zachichotała i chwyciła za swoją komórkę.
Niedługo po tym pod lokal w centrum Kalifornii podjechał duży biały bus, z którego wysiadł narzeczony Lucy.
Nicholas poznał Lucy na studiach. Jest rok starszy i szybciej wkroczył w to ciężkie dorosłe życie. Jednak teraz pracował w firmie ojca, która znajdowała się w Las Vegas. Przez to, że Las Vegas było dość daleko od Kalifornia City, Nicholas spędzał z Lucy tylko weekendy i czasami jeden dzień podczas tygodnia, dlatego Lucy zdecydowała się mieszkać ze mną.
![](https://img.wattpad.com/cover/322379534-288-k443370.jpg)
CZYTASZ
The Lawyer #1
Romancepierwsza część serii „law and business" Igrała ogniem z samym diabłem, choć pokryta była benzyną. - Panno Mitchell.... - Kiedy skończysz mówić do mnie po nazwisku? - Kiedy będzie ono brzmiało Wilson. I wtedy wiedziałam, że dotarłam do piekła. Al...