24. Mój Nathan

9.9K 253 44
                                    


***

Kolejny dzień w pustym białym pomieszczeniu. Ale dziś mi coś tam nie pasowało.

Poprzedniego dnia zemdlałam, znowu. Ale nie tylko zemdlałam, bo akcja mojego serca się zatrzymała i lekarze próbowali mnie ratować. Znowu im się udało, moje gratulacje.

Od tamtej pory nikt nie spuszczał mnie z oka. Wszyscy na zmianę mnie pilnowali. Od rana był mój ojciec z matką, później przyszła Lucy, a rodzice wyszli. Dojechała Megan i powiedziała mi wszystko co się działo gdy nie byłam przytomna.

Wiedziałam tyle, że Nathan przyjechał od razu po tym jak zemdlałam. Przyjechał i gdy dowiedział się, że serce mi się zatrzymało wyszedł i do tej pory nie było z nim kontaktu. Megan powiedziała też, że nie miał okazji — na szczęście — poznać się z moimi rodzicami.

Siedziałam właśnie w sali, chwilowo samotnie gdyż Lucy szła odebrać pilny telefon, a gdy wróciła nie była sama. Mianowicie przy jej boku był Nathan.

Nathan ale to nie był mój Nathan. To był mężczyzna z podkrążonymi oczami, rozwalonymi włosami, słabym uśmiechem i mokrymi policzkami. Ubrany w czarny za duży dres wyglądał jak mały chłopczyk, który nie dostał samochodziku na urodziny.

Nie odezwał się. Wszedł do sali w ciszy i usiadł na krzesełku, na którym zwykle siedziała Lucy. Po lewej stronie mojego łóżka siedział mężczyzna, którego prawdopodobnie pokochałam. Ale nie poznawałam go gdy był w takim stanie.

Mogłam przysiąc, że wyglądał gorzej ode mnie.

— Zostawię was samych — oznajmiła moja przyjaciółka i wyszła z pokoju.

Zostaliśmy sami. Ja i Nathan w jednym szpitalnym pokoju. Patrzyliśmy głęboko w swoje oczy i byłam pewna, że oboje próbujemy się teraz przejrzeć, by wiedzieć na czym stoimy.

— Jak się czujesz? — spytałam jako pierwsza przerywając ciszę.

— To ja powinienem się o to pytać — odparł.

— Nie wyglądasz wcale lepiej niż ja — powiedziałam, a na usta bruneta wkradł się delikatny uśmiech.

Znalazłam jego dłoń i złączyłam nasze palce, by pokazać mu, że go wspieram. Że jestem z nim choć zapewne nie potrzebował tego wsparcia. Nie lubił okazywać słabości, a to był pierwszy raz gdy się rozsypał.

— Britney, mam nadzieję, że się nie poddajesz — powiedział, mocniej ściskając moją dłoń. Uciekłam wzrokiem za jego posturę.

— Nie poddam się tak łatwo. Ale martwię się też o ciebie — odparłam. Brunet kiwnął głową i spojrzał prosto w moje oczy.

Poczułam jakby przeszywał całe moje ciało, by dowiedzieć się czegokolwiek.

— To nie martw. Myśl o sobie, Britney — skwitował, głaszcząc kciukiem moją zaciśniętą dłoń.

Serce mi zmiękło, a w oczach stanęły łzy. Nie poddawałam się, chciałam walczyć ale znałam realia i wiedziałam jak ogromny procent ludzi umiera przez białaczkę. W dodatku miałam komplikacje w postaci omdleń i zatrzymań rytmu serca. Nie zwątpiłam jeszcze w siebie.

— Obiecaj mi, że się nie poddasz i będziesz walczyć do czasu aż wygrasz. Bo ty zawsze masz to czego chcesz, Britney — oznajmił, przechylając buzie w moją stronę by pocałować mnie w czoło.

The Lawyer #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz