***Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że właśnie będę przechwalana przez własnego szefa to bym nie uwierzyła.
Nathan zaczął zapoznawać mnie ze wszystkimi ludźmi, zebranymi na tym dziwnym spotkaniu w klubie. Pominął fakt, że pracuje u niego dopiero dwa dni i u wszystkich mówił, że jestem jedną z lepszych prawniczek w Kalifornii.
Jednak niedługo po tym zorientowałam się, że mówi to po to by się mnie pozbyć.
Cały Nathan Wilson.
— Dlaczego tak mnie chwalisz? — zapytałam wreszcie gdy Nathan, sięgał kieliszek z tacy kelnera.
Mężczyzna spojrzał w swoje wypolerowane mokasyny i parsknął ledwo słyszalnym śmiechem.
— Mitchell, skup się na dobrym wrażeniu, a nie wyszukiwaniu problemów — zadeklarował, siadając przy elegancko ozdobionym barze.
— Mam na imię Britney.
Musiałam mu to uświadomić, bo powoli zaczynało irytować mnie jego zwracanie się do mnie po nazwisku.
— Wiem, Mitchell — odparł, puszczając do mnie oczko.
— Britney, szukałam cię. Czas na nas — usłyszałam głos mojej przyjaciółki za swoimi plecami. — Oh przepraszam, nie zauważyłam Ciebie, Lucy — dodała moja przyjaciółka, podając rękę Nathanowi.
Od zawsze była bezpośrednia ale nie spodziewałam się, że od razu będą na ty.
— Nathan, jestem szefem Britney — zadeklarował.
Poczułam wywiercający w plecach dziurę wzrok mojej przyjaciółki. Miałam tylko nadzieje, że nie zacznie zadawać pytań przy Nathanie. Ale nadzieja umiera ostatnia.
— Jak idzie mojej najwierniejszej przyjaciółce ? — spytała.
Teraz pragnęłam tylko zapaść się pod ziemie. Czułam jak czubki palców u stóp stały się czerwone.
Nathan cicho prychnął śmiechem i poprawił jednym ruchem dłoni, swoje brązowe włosy.
— Nieźle sobie radzi.
— Lucy, czas na nas — oznajmiłam, chwytając z baru swoją małą kopertówkę. — Do jutra, szefie — dodałam na odchodne, szarpiąc swoją przyjaciółkę za ramię.
Gdy tylko opuściłyśmy próg baru, miałam ochotę rozszarpać Lucy za to, że mnie tu zabrała przede wszystkim i za to, że wchodziła w dziwną dyskusję z człowiekiem, który miał zaprowadzić mnie po sukces.
— Ale spokojnie, już rozumiem twoje pojęcie, że jest stworzony przez samego diabła — powiedziała, wybuchając głośnym śmiechem.
Pokiwałam bezsilnie głową i prosiłam Boga o cierpliwość do tej kobiety. Momentami przypominała swoją siostrę.
— Wróćmy do domu.
***
Wieczór wcześniej wróciłam dość późno co utrudniło mi punktualne wstanie do pracy. Znowu. Obudziłam się dziesięć po siódmej i byłam pewna, że się spóźnię ale tym razem taksówka czekała na mnie pod kamienicą.
CZYTASZ
The Lawyer #1
Romansapierwsza część serii „law and business" Igrała ogniem z samym diabłem, choć pokryta była benzyną. - Panno Mitchell.... - Kiedy skończysz mówić do mnie po nazwisku? - Kiedy będzie ono brzmiało Wilson. I wtedy wiedziałam, że dotarłam do piekła. Al...