Sara
W końcu nastał piątek i większość dzieciaków właśnie szykowała się na imprezę. Niestety nasz wieczór został nam z góry narzucony przez rodziców, toteż szykowałam się na bankiet. Przejrzałam swoją szafę i postanowiłam założyć czarną, koronkową sukienkę, którą spięłam paskiem w tym samym kolorze, a na ramiona narzuciłam czarną marynarkę. Spięłam część włosów ozdobną klamrą, a drugie wypuściłam. Postawiłam na nieco mocniejszy makijaż, kończąc go pomadką w kolorze czerwieni, a na stopy wsunęłam czarne, klasyczne szpilki. Czułam się jak kukła, bo to nie był mój dres. Wzięłam nerwowy wdech i po zabraniu torebki, zeszłam na dół, gdzie w tym samym momencie do domu wszedł Louis. Chłopak ubrany w białą koszulę i czarne spodnie trzymał w dłoniach marynarkę, a włosy miał ułożone na jedną stronę. Przeszłam do blatu, gdzie stukot moich szpilek rozchodził się po pomieszczeniu i sięgnęłam po szklankę z wodą.
– Japierdole, miejmy to za sobą – westchnął Louis, a ja pokiwałam głową. Poprawiłam pomadkę na ustach i razem z chłopakiem udaliśmy się w stronę samochodu. Jechaliśmy w ciszy pomiędzy sobą, a i nawet radio postanowiło oddać nasz nastrój i puszczało same smęty, aż wyłączyłam tą upierdliwą stacje. Zatrzymaliśmy się pod małym pałacykiem, w którym odbywał się bankiet, a ja dałam mamie znać, że dojechaliśmy w jednym kawałku. Weszliśmy przez główne drzwi, gdzie zostaliśmy przywitani lampką szampana podawanego przez urocze hostessy, ubrane w czarne garnitury. Bosko.
– Chyba hajs na remont ulic poszedł na stroje dla kelnerek. Już dawno nie widziałem takiej fuszerki – parsknął.
Nie skomentowałam tego. Upiłam szampana i wymieniłam uśmiechy z ludźmi, którzy się z nami witali. Znałam praktycznie większość z nich z osiedla lub po prostu ze spotkań rodzin założycieli. Nie byliśmy nigdy elitą ani nie pchaliśmy się na każde spotkanie, ale jako jedna z tych rodzin, musieliśmy brać udział w ważniejszych spendach. Zresztą, Livorno było dość małym miasteczkiem i większość osób po prostu kojarzyłam.
– A jednak jesteście i to we dwójkę – usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i spostrzegłam Maddie w towarzystwie Noah. Chłopak wyglądał podobnie jak Louis z tym, że miał czarną koszulę. Gallie natomiast postawiła na czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę wraz z marynarką.
– Doprawdy, że nigdy nie widzieliśmy się na żadnym bankiecie – stwierdził Noah.
– To prawda – skinęłam głową. – Co prawda nie bywamy na wszystkich, ale serio, nigdy was tu nie widziałam. Straciliśmy coś?
– Nie. Burmistrz witał wszystkich i rozmawiał o nudnych sprawach – machnęła dłonią.
– Czyli jak na każdym spotkaniu ludzi sztywnych inaczej.
Parsknęłyśmy razem z Maddie na ten komentarz, a nasz śmiech musiał zwrócić uwagę burmistrza, który z wyrachowanym uśmiechem podszedł w naszą stronę. Za nim kroczyła jego córka, Veronica, która uśmiechała się sztucznie do wszystkich, a głowę to miała zadartą wyżej niż niejeden radny w tym mieście. Mężczyzna stanął przy nas i delikatnie rozłożył dłonie na boki.
– Dzień dobry naszej drogiej młodzieży. Saro, gdzie są rodzice?
– Przykro mi bardzo, ale nie byli w stanie dotrzeć – wyjaśniłam najgrzeczniej, jak potrafiłam.
– Nic nie szkodzi. Bardzo się cieszę, że reprezentujecie swoje rodziny zatem, zapraszam – wskazał dłonią na wejście dalej, a sam podszedł do kolejnych przychodzących gości. Przeszliśmy do sali obok, gdzie stały krzesła, a na środku znajdował się stół. Wszystko zdobione było złotem i miało iście królewski wygląd. Przekroczyłam próg, gdy poczułam wibracje od telefonu trzymanego w dłoni. Zerknęłam na wyświetlacz, a konkretniej na wiadomość znajdującą się na pasku powiadomień.
CZYTASZ
Lettere a Carla (w trakcie poprawek)
RomancePrzeszłość jest poza kontrolą, ale jej demony wybudzają się ze snu. Lecz czy my musimy płacić za błędy innych ludzi? Kim my byliśmy? Tylko zwykłymi dzieciakami, pragnącymi przeżyć najlepsze lata swojego życia. To nie nasza wina, że tak się stało...