31. Epicentrum zła

87 4 2
                                    

Sara

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, ile człowiek jest w stanie znieść. I już nie miałam tutaj na myśli siły psychicznej, którą w ostatnich dniach emanowałam, a o siłę fizyczną, ponieważ Marcello mnie po prostu wykańczał. Usiadłam na ławce głośno oddychając. Nie wiedziałam, czy to co robiłam można było nazwać ćwiczeniami, czy doprowadzaniem mnie do zawału. Uniosłam głowę, a mój wzrok spotkał się z tym Marcello. Stał z uniesioną brwią, będąc zapewne dumny z siebie jak nigdy. Miałam ochotę go udusić, zwłaszcza gdy perfidnie się uśmiechnął.

– Jesteś dumny z siebie? – sapnęłam. – Doprowadzasz biedną siedemnastolatkę na skraj i się cieszysz jak głupi.

– Biedna to ty na pewno nie jesteś, to raz. Dwa, mówiłem ci, że nie znoszę marudnych pacjentek. Rusz zatem tyłek i powtórz ćwiczenie. Dwa razy, tak w ramach kary za marudzenie – przeszedł obok mnie, stając nieco dalej.

– Oh, jak ja cię nienawidzę – syknęłam.

– Za to ja cię wprost uwielbiam – stwierdził.

Przewróciłam oczami, ale posłusznie wstałam z tej ławki i przeszłam w kierunku maszyny do ćwiczeń, a raczej do tortur, które Marcello stosował na mnie od dwóch miesięcy. Wyklinałam go w myślach na wszelkie możliwe sposoby, a zarazem byłam mu wdzięczna. Gdyby nie on, nie stanęłabym na nogi. Zrobiłam wszystkie ćwiczenia, o które prosił, a gdy skończyliśmy, z ulgą wyszłam z jego gabinetu. Po każdych zajęciach wyglądałam jak po przebiegnięciu maratonu biegowego, a do domu wracałam na wpół śpiąco. Czasem, gdy miałam więcej siły jeździliśmy na coś do jedzenia lub po prostu rozmawialiśmy. Polubiłam go i chyba z wzajemnością, bo naprawdę dobrze nam się rozmawiało, mimo różnicy wieku. Marcello miał dwadzieścia sześć lat, ale nadawaliśmy na tych samych falach. Przy nim czułam dziwny spokój, którego przez ostatnie miesiące mi brakowało. Oczywistym był fakt, że stanowił swego rodzaju odskocznie od codziennego syfu, o którym nie wiedział. Nie warto go było w to wtajemniczać, bo też nie wiedziałam na ile mogłam mu ufać w takich sprawach.

Po pożegnaniu z chłopakiem, wzięłam rzeczy i kierowałam się w stronę samochodu. Zerkając na zegarek pisałam do mamy, że skończyłam zajęcia i wracam do domu. Marzyłam o tym by wziąć prysznic i położyć się w łóżku, a najlepiej to wyjechać gdzieś. Szkoła nas tak bardzo męczyła końcem semestru, że miałam ochotę strzelić sobie w łeb. Jedyne co mnie trzymało przy życiu, to spotkania z tymi dzięciołami, które ostatnio ograniczały się do wideo rozmów, ale lepiej tak niż wcale.

Weszłam do domu i po zostawieniu butów i kurtki, przeszłam do salonu, gdzie mama na mój widok poderwała głowę. Poprawiła okulary, a następnie uśmiechnęła się szerzej.

– Jak rehabilitacja? – zapytała poprawiając koc. Siedziała na kanapie i musiała wcześniej przeglądać jakieś czasopismo, bo leżało obok.

– Zmęczył mnie, jak co każdy czwartek – usiadłam obok niej z westchnieniem.

– Ale jakieś rezultaty są? – zapytała.

– Oczywiście, że są. Mam lepszą kondycję niż kiedykolwiek – stwierdziłam. – Idę do siebie, jestem zmęczona, a jutro znowu do szkoły – wstałam, jednak po chwili przystanęłam. – Chyba, że...

– Mowy nie ma – od razu zaprzeczyła. – Zgodziłam się raz, to potem miałam awanturę z twoim ojcem.

– On akurat nie powinien mieć jakiegokolwiek zdania w tym temacie – prychnęłam. Nawet nie chciałam pytać, gdzie on był. Nie interesowało mnie to. Mógł nawet dla mnie nie istnieć.

Przeszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie herbatę i czekając na wodę, zerknęłam na blat wyspy. Moją uwagę przykuły listy leżące jeden na drugim. Wychyliłam się zza kuchni i akurat mama gdzieś poszła. Chwyciłam jeden w dłoń i dostrzegłam, że w środku były jakieś zdjęcia. Serce momentalnie przyśpieszyło swoje bicie, ponieważ może mama wiedziała coś o człowieku, który wyglądał, jak mój bliźniak, a który milczał od dłuższego czasu. To nie był dobry znak. Chwyciłam jedno ze zdjęć, ale nie znałam ludzi na fotografii. Już miałam sięgać po kolejne, ale usłyszałam, jak coś spadło. Podskoczyłam i odłożyłam kopertę na stertę innych listów i odsunęłam się. Mama weszła do kuchni i zgarnęła wszystko po drodze, nie zwracając na mnie uwagi. Wzięła listy i wyszła do pracowni, a mi pozostało obejście się ze smakiem. Przygryzłam wargę, ponieważ mogłam ją o to wprost zapytać, w końcu była moją matką i na pewno coś na ten temat wiedziała.

Lettere a Carla (w trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz