Sara
Malowałam usta czerwoną szminką, uważając przy tym by nie wyjechać za linie. Gdy już skończyłam poprawiłam ostatecznie makijaż i przejrzałam się w lusterku. Miałam złote cienie nałożone na powieki, a do tego czarne kreski. Wykonturowałam twarz, tak by nadać jej posągowego wyglądu, a kiedy ostatecznie uporałam się z makijażem, przebrałam się w czarną, połyskującą bluzkę z dekoltem z literkę V oraz tego samego koloru spodnie z wysokim stanem. Dobrałam złotą biżuterię, wskoczyłam w białe Force i po spryskaniu się perfumami, wrzuciłam klucze i fajki do kieszeni, a na ramiona narzuciłam jeansową kurtkę. Chwyciłam telefon i szybko zeszłam po schodach. W kuchni zastałam mamę, która przyjrzała mi się dokładnie, unosząc jedną brew.
– Udam, że nie wiem, gdzie idziesz.
– Mamo – jęknęłam, opuszczając jednocześnie ramiona. – Będziemy z Louisem grzeczni, nie będziemy rozrabiać, nie wyjedziemy do Rzymu ani do innego miasta z promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Będę piła z głową – wymamrotałam.
– Polane jeszcze jestem w stanie znieść, ale te wasze grobowce to już niekoniecznie.
– To nie są grobowce tylko ruiny kościoła, to raz. Dwa, wiesz, że chodzimy tam co jakiś czas i...
– I zawsze wychodzi z tego kwas – przerwała mi.
– Oh, mamo...– pokręciłam głową, podtrzymując się biodra jedną dłonią. – Jakbyś ty sama nie brała w tym udziału.
– Drogie dziecko, w moich czasach...
– Tak, wiem...– machnęłam dłonią. Przeszłam w kierunku korytarza, gdzie poprawiłam ostatni raz włosy i spojrzałam na siebie odbiciu lustra. Rzuciłam mamie uśmiech i po pożegnaniu z nią, wyszłam na zewnątrz. Na parkingu już sterczał Louis, jak zwykle naburmuszony, bo śmiałam spóźnić się minutę. Przywitałam się z chłopakiem całusem, a następnie wsiadłam do jego samochodu. – No to co? Idziemy się bawić? – potarłam dłonie z ekscytacji.
– Jak twoja matka razem z moją nie postanowią pojechać za nami, to będzie cud – poprawił kołnierz czarnej koszuli, a po sekundzie włosy. Czuć w aucie było pomieszanie moich perfum z chłopaka, które delikatnie przeważały. Louis jak zawsze musiał obwiesić się naszyjnikami i bransoletkami, a nawet spostrzegłam wszystkie, które podarowałam mu na urodziny. Te gest sprawił, że ciepłej zrobiło mi się na sercu.
– Elizka znowu nazwała to grobowcem – parsknęłam cicho, podczas gdy chłopak wykręcał z parkingu. Sięgnęłam dłonią do torby, gdzie miałam zapakowane smakowe piwo. Otworzyłam je i upiłam łyka.
– Lepiej grobowiec niż cmentarzysko lub menelisko – zaśmiał się.
Ojciec Louisa zawsze powtarzał byśmy nie włóczyli się po wysypiskach, meneliskach czy innych śmietniskach, a mnie bawiło to przy każdej okazji. Uwielbiałam jego rodziców, bo zawsze ciepło witali mnie w swoich progach. Zwłaszcza jego matka, która miała naszykowany dla mnie obiad w kryzysowe dni i zapasowy klucz, gdybym w nocy postanowiła odwiedzić chłopaka. Nie miała nigdy nic przeciwko temu, nawet się śmiała, że ma drugie dziecko, tylko to bardziej marudzące. Oh, czy ja tego już gdzieś nie słyszałam?
Po dojechaniu na miejsce zostawiliśmy auto na parkingu i weszliśmy na leśną ścieżkę. Podziemie, o którym już wcześniej wspominałam, miało początkowo kilka miejsc. Z czasem ograniczyli się do jednego, a mianowicie na obrzeżach miasta, za ruinami starego kościoła, na końcu lasu były pozostałości po starym metrze, które przestało funkcjonować jeszcze za czasów młodości moich rodziców. Teraz nie było tam nic oprócz długich tuneli i wielkiej hali, w której odbywało się wszystko to, co grzeszne i zakazane.
CZYTASZ
Lettere a Carla (w trakcie poprawek)
RomancePrzeszłość jest poza kontrolą, ale jej demony wybudzają się ze snu. Lecz czy my musimy płacić za błędy innych ludzi? Kim my byliśmy? Tylko zwykłymi dzieciakami, pragnącymi przeżyć najlepsze lata swojego życia. To nie nasza wina, że tak się stało...