Gwendolyn
Szyba wydaje się być niewiarygodnie interesująca, moje pazn
okcie także.
Wszystko jest lepsze, niż wpatrywanie się w miłość mojego życia, która wróciła tak samo nagle i niespodziewanie, jak odeszła.
Ciągle czuję na sobie wzrok Cilliana, który w równym spokoju co ja popija czekoladę.
Siedzimy tak mniej więcej piętnaście minut, dopóki to ja nie przerywam ciszy. Zawsze byłam tą lubiącą wyzwania.
– Słodsza byłaby lepsza.
– Co? – Widzę zdezorientowanie na jego twarzy i staram się nie wybuchnąć śmiechem.
– Za mało cukru w tej gorącej czekoladzie.
– Jak to za mało? Wziąłem maksymalną ilość – tłumaczy się.
– A powiedziałeś, że to dla mnie? Domyślam się, że nie. Jednak skoro aż tak kombinowaliście z Esther, to mogłeś pokusić się o pytanie "ile słodzi Gwendolyn"?
– Cholera, zapomniałem o tym. Przepraszam – mamrocze pod nosem i spuszcza wzrok, analizując napisy na kubku.
– Jezu, wyluzuj – mówię w końcu. – Czekolada jest całkiem dobra i dziękuję za nią. Jednak następnym razem wolałabym wiedzieć jaki jest rzeczywisty cel mojego wyjścia do kawiarni, bo konspiracje z moją przyjaciółką to cios poniżej pasa. – Chłopak unosi głowę i uśmiecha się, niesamowicie szczerze.
Boże, przepadam właśnie dla jednego, głupiego uśmiechu.
A właściwie to przepadłam już dawno temu, a teraz wspomnienia, zupełnie niewzywane, wygrzebują się z czeluści mojej pamięci, by mnie ogłuszyć.
Widzę, jak porusza ustami, a wesołe iskierki tańczą w jego oczach. Nie potrafię jednak słyszeć tego, co mówi – na moment dosłownie głupieję i nic nie daje rady przebić się przez barierę ciszy, którą wytworzył mój umysł. Dopiero kiedy ktoś opuszcza kawiarnię i słychać dźwięk dzwonka, udaje mi się dosłyszeć końcówkę zdania:
– ... razem?
– Wybacz, mógłbyś powtórzyć? Szuranie krzesłami nieco zagłuszyło to, co mówiłeś.
Nie no, pewnie Gwen: miłość twojego życia wraca, a ty postanawiasz kłamać. Świetne podejście – opieprzam siebie samą w myślach. Chociaż z drugiej strony nie muszę mu się przecież tłumaczyć po tylu latach, tym bardziej nadal obdarowywać go zaufaniem.
– Pytałem, czy chciałabyś jutro spędzić przerwę na lunch razem – powtarza, a na moje policzki wstępują delikatne rumieńce. – Odczuwam powinność, by naprawić swój cukrowy błąd.
To znaczy tak mi się wydaje, bo przecież nie mam lusterka, jednak pieczenie na twarzy jasno mi to przekazuje.
– Jutro jest sobota, Cillian – mówię i chyba sprowadzam go tym na ziemię. Tak samo, jak siebie samą. – Ale możemy się zgadać w przyszłym tygodniu.
JEZU, GWEN, CZEMU TO POWIEDZIAŁAŚ – krzyk rozdziera moją głowę. To zabawne, że fizycznie siedzę z Cillianem w kawiarni, a w umyśle toczę walkę.
– Jasne. – Znów jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Spogląda na mój kubek, w którym skończyła się już czekolada, i mówi: – Bierzemy kolejne, czy wolisz już wrócić do szkoły?
– Możemy zamówić, ale musimy też zbierać się na lekcje. – Zerkam na zegarek. – Za piętnaście minut zaczynają mi się zajęcia historii.
– Będziesz zdawała na egzaminie historię? – Zdziwienie maluje się na jego idealnej twarzy. – Woah, podziwiam – dodaje, kiedy kiwam potwierdzająco głową.
CZYTASZ
Roses[zawieszone]
Romance"Razem z różami ofiarował mi swoje serce." Jak wiele znaczy miłość w starciu z czasem, który biegnie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać? Cóż, przedstawiam Wam bohaterów, którzy rozegrają z nim bitwę na śmierć i życie. Cillian wraca do...