23.

22 1 0
                                    

Cillian

Pierwszą moją myślą po przebudzeniu się jest wspomnienie wczorajszego popołudnia i beztroski uśmiech Gwen.
Dlatego też, pierwszy raz od dłuższego czasu, wstaję rano bez grymasu znużenia na twarzy. Pierwsze, co robię, to sięgam po ubrania do szafy stojącej tuż obok mojego łóżka, by wybrać te, które dzisiaj założę. Za oknem wydaje się być nieco wietrznie, a przez to pewnie też chłodno, decyduję się więc na czarny golf i równie ciemne jeansy, mając w myśli, że gdzieś we wspólnej garderobie powinien być bezrękawnik, z którym ostatnio zakolegował się Brad.

Orientuję się, że do wyjścia zostało mi nie za wiele czasu, postanawiam więc zjeść na szybko serek czekoladowy. Wracam na moment do pokoju, by spakować kilka zeszytów do plecaka i wziąć kluczyki od Boss’a. Chwilę później siedzę już w aucie i ruszam spod mieszkania, by przed zajęciami zdążyć jeszcze zobaczyć się z Gwendolyn.

Po drodze, stojąc na światłach udaje mi się napisać wiadomość do dziewczyny z pytaniem o lekcję, którą zaczyna dzień.

Cillian:
Masz pierwszą matematykę?

Gwendolyn:
Tak, ale w tej drugiej sali, więc chyba nie zdążymy się złapać. ;’(

O. JEZU.
Ona sama z siebie pomyślała o tym, że mielibyśmy się zobaczyć przed lekcjami..

Cillian:
Damy radę. ;)

Niewiele brakuje mi do szkolnego parkingu, jednak pokierowany przez wewnętrzną chęć zrobienia dla Gwennie zwyczajnie czegoś miłego, skręcam kilka metrów wcześniej do kawiarni, by zamówić jej ulubioną gorącą czekoladę. Nie zajmuje mi to wiele czasu, dlatego jakieś dziesięć minut później stoję już przy szafce Gwendolyn, czekając, aż dotrze do szkoły i skieruje się po podręczniki potrzebne jej na pierwszą lekcję.

Widzę ją na końcu korytarza, jak idzie, jednocześnie żywo dyskutując o czymś z Esther. Pierwsza zauważa mnie jej przyjaciółka, która machając do mnie, zwraca uwagę ciemnowłosej. Ta również mnie dostrzega i nieśmiało się uśmiecha. Kiedy dociera w końcu do szafek - a czas zdaje się zwolnił, kiedy stawiała kolejne kroki - zostawiam na jej policzku szybkiego całusa i zanim cokolwiek zdąży powiedzieć, daję jej do ręki kubek z gorącą czekoladą.

Esther przygląda nam się podejrzliwie, zupełnie jakby Gwendolyn nie zdążyła jej jeszcze opowiedzieć o naszym popołudniu nad jeziorem. Uśmiecham się w odpowiedzi na jej zdziwiony wzrok i skupiam swoją uwagę na Gwendolyn, bo właśnie taki był mój cel przed czekającymi nas zajęciami - spędzić z nią odrobinę czasu, zanim pochłonie ją nauka.

– Dziewczyna w kawiarni niesamowicie się śpieszyła na moją prośbę, więc mogła pomylić ilość cukru – zaczynam, gdy dziewczyna mi dziękuje za czekoladę – ale to tylko moja wina. Za późno wyjechałem z domu. W sumie, jeśli patrzeć na to z szerszej perspektywy, to za późno też wstałem.

– Jest idealna – przerywa mi Gwennie, tym samym zatrzymując wiązankę słów, jaka zaczęła się wydostawać z moich ust. – Jeszcze raz dziękuję, serio. Sama nie zdążyłabym zamówić jej przed lekcjami, bo, po pierwsze, za późno wstałam, a po drugie, Esther też spóźnia się po mnie dzień w dzień, mimo, że umawiamy się na tę samą, konkretną godzinę.

Przewracam oczami i szepczę pod nosem “ehh, dziewczyny…”, a Gwendolyn prycha na moje słowa i kręci z niedowierzaniem głową.

– A że ty, jakże męski samcu alfa, niby jesteś lepszy? Sam dopiero przyznałeś, że zaspałeś – wyrzuca mi, wyraźnie rozbawiona.

– Tak, tak, moi drodzy, też was uwielbiam – wtrąca Esther. – I tak, Gwendolyn, zajmę ci miejsce w ławce, bo znając takie przekomarzanki, to żadne z was łatwo nie odpuści. Nara!

Jeszcze bardziej, niż nasze potyczki, bawi nas ton blondynki i lekka pretensja w jej głosie. Nic jednak nie poradzę, że to Gwennie jest moim centrum, w którym kumuluję całą swoją uwagę.

Ta dziewczyna jest całym moim światem. Zawsze była. I zawsze będzie.

– Dobra, Gwennie, bierz podręcznik i zeszyt, i idziemy, bo oberwiesz spóźniona i jeszcze cię nauczycielka do tablicy poprosi na wejściu – mówię, odbierając od dziewczyny na moment kubek i jej torbę, która przez moment zdaje się ważyć jakieś dwadzieścia kilo. Ciekawy jestem, co takiego dziewczyna tam upchnęła.

– Oj, nie chciałabym z samego rana znaleźć się pod ostrzałem…

Kiedy zamyka szafkę, idziemy wspólnie na trzecie piętro, gdzie zaraz ma mieć lekcję.

– Masz jakieś plany na popołudnie? – pytam, by wiedzieć, jakie godziny pozostawić na siłownię. Nie byłem na niej może dwa dni, a już zdążyłem zatęsknić za zapoconymi ciuchami i dziewczynami, które jedyne, co chcą osiągnąć, to wzrok facetów na ich pośladkach.

A tak właściwie to po prostu wolę maszyny od tradycyjnego biegania.

– Muszę usiąść do projektu z historii – przyznaje. – Niby robię go z Esther, ale jej wiedza z tego przedmiotu leży i płacze.

Udaje mi się odprowadzić Gwen pod salę matematyczną w chwili, w której rozbrzmiewa dzwonek. Sam więc jestem spóźniony, jednak czeka mnie tylko lekcja angielskiego, a poza tym, jako ‘nowego ucznia’, dalej obowiązuje mnie wymówka “przepraszam za spóźnienie, ale jestem nowy i nie mogłem znaleźć sali”.

– Jeśli chcesz, mogę zaoferować swoje towarzystwo – proponuję. – Myślę, że poziomem mojej wiedzy historycznej jestem na równi z Esther, ale może do czegoś się przydam.

– Ja problemu żadnego nie widzę – odpowiada, a moje wewnętrzne dziecko cieszy się, jakby dostało właśnie najnowszy model hot wheels’a.

Niesamowite jest to, co ta dziewczyna ze mną robi…

– Czyli co, do później? – upewniam się, zanim zostawiam dziewczynę pod salą z matematyki.

– Do później  – mówi z uśmiechem, na co i ja podobnie reaguję.

Zostawiam na jej policzku krótkiego całusa, na który Gwennie znów reaguje delikatnym speszeniem, a rumieńce atakują jej policzki.

Uwielbiam jej rumieńce. I policzki.

Uwielbiam ją całą.

twitter: #roseswatt

Roses[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz