Cillian
W niedziele zwykle się lenię, i dokładnie to samo chciałem robić dzisiaj, jednak mój organizm ma wyraźnie inne plany, bo chwilę po ósmej budzę się pełen energii.
Jakaś niespodziewana motywacja spływa na mnie, gdy wracam z toalety, przez co decyduję się na rozciąganie ciała. Nie zajmuje mi to zbyt wiele czasu, bo robię tylko podstawowe ćwiczenia, które w danej chwili przychodzą mi do głowy, jednak i tak czuję się po tym lepiej.
Czuję w międzyczasie nieznaczny ból w okolicach stawów, jednak ignoruję go i robię dalej swoje. W końcu, nieco zmęczony, wstaję z podłogi, na której wyginałem się w każdą możliwą stronę, idę do kuchni, by napić się wody.
W pewnym momencie łapię się blatu, bo przed oczami pojawiają mi się ciemne plamy, które zwykłem nazywać mroczkami. Dopiero po chwili sięgam po szklankę - wtedy, gdy jestem pewien, że jej nie upuszczę. Nalewam sobie wody i piję ją powolnymi łykami, by się nie zakrztusić, bo już nieraz zdarzało mi się to po wysiłku fizycznym.
Odstawiam szklankę na blat i rozmasowuję skronie palcami, by pozbyć się napięcia w głowie, które spowodowały jej zawroty.
Sięgam po banana leżącego wśrod kilku innych w koszyku na owoce. Wyciągam też pitny skyr z lodówki, którego łyk za moment upijam.
Kieruję się do sypialni, gdzie wcześniej zostawiłem telefon i sięgam po niego, by zająć czas do godziny dziewiątej, żeby wyjść z domu i udać się na siłownię; jednocześnie jem banana i dokańczam skyr, które służą mi za śniadanie. Nie mam pojęcia, co mnie tak napędza, ale cieszę się, bo niewiele jest dni w roku, kiedy mogę powiedzieć, że mam pozytywną motywację, a nie, że przenoszę swoje problemy i nerwy na maszyny.
Spoglądam na ekran i w otwartych kartach miga mi galeria, a w niej zdjęcie Gwen z wczoraj, gdzie umazała się ciastem na twarzy, do czego w jakiś sposób się przyczyniłem. Wracam myślami do naszych naleśników, które ostatecznie się udały, ale po drodze było kilka incydentów, jeśli tak mogę nazwać nasze wygłupy.
Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałem się, że po kilku latach rozłąki nadal potrafimy tak dobrze czuć się w swoim towarzystwie. Widziałem w jej oczach, jak bardzo cieszyło ją wspólne kucharzenie, i jak reagowała na odrobinę czułości, jaką jej okazałem.
Bo Gwendolyn jeszcze tego nie wie, ale wróciłem z zamiarem pokazania jej, dlaczego jest dla mnie tak cholernie ważna i wyjątkowa. I dlaczego nie potrafiłem o niej zapomnieć przez te kilka lat, kiedy miałem dzień w dzień w głowie jej zapłakane oczy, gdy niemo się ze mną żegnała.
Pocałunki są jedynie zapowiedzią świata miłości, którą zamierzam jej okazywać, jeśli tylko mi na to pozwoli.
– Chryste, Cillian... – Moje rozmyślania przerywa Brad, który ziewa między słowami. – Jest noc. Dlaczego nie śpisz, gówniaku, co? – pyta i siada na fotelu, pocierając dłonią zaspane oczy. Chłopak łapie się za skronie i ciężko wzdycha.
Kac morderca nie ma serca.
– Nie mam pojęcia, ale mam jakiś pieprzony zastrzyk energii i zaraz lecę na siłkę – tłumaczę swój odstępek od reguły, który nie zdarza się zbyt często.
– Ewidentnie pomocna jest dla ciebie obecność Gwendolyn.
Brad nie ma pojęcia, jak wielką maszynę myśli właśnie we mnie budzi.
Bo co, jeśli rzeczywiście przez te wszystkie lata tak za nią tęskniłem, że teraz uzależniam swoje samopoczucie od jej obecności? Przed rozmową w kawiarni byłem podekscytowany, że będziemy mieć jakikolwiek kontakt po takim czasie, po nim z kolei nie potrafiłem sobie poradzić ze złością bez siłowni. Teraz natomiast, jakby upojony jej wczorajszym uśmiechem, jestem niesamowicie zadowolony i wylewa się ze mnie dobra energia.
To nie brzmi dobrze.
Uzależnienie się od drugiej osoby nigdy nie jest prawidłowe.
Jednak niewiele mogę na to poradzić.
Dopiero po chwili kiwam głową w odpowiedzi na słowa Brad'a i zerkam na telefon. Nie dostrzegam żadnego nowego powiadomienia i na moment pochmurnieję na twarzy, jednak zdaję sobie sprawę, że nie minęła nawet dziewiąta. A jeśli Gwendolyn nie minął nawyk spania do południa, to nadal pochrapuje pod kołdrą.
I - mam nadzieję - wspomina we śnie wspólny wieczór.
Przeglądam kilka najnowszych postów, które pojawiają mi się na głównej stronie instagrama, co przerywam, gdy zegarek pokazuje kilka minut po dziewiątej. Pakuję torbę na siłownię, biorę kluczyki do mustanga z szafki i zakładam buty. W międzyczasie życzę Bradowi powodzenia, gdy słyszę, jak zawartość jego żołądka gwałtownie ląduje w kiblu.
Niech zna moją dobroć, myślę i cofam się do kuchni, by przygotować mu szklankę wody i przeciwbólowe tabletki. Informuję go o tym i dopiero wtedy wychodzę z mieszkania.
Najpierw włączam jedną z kilku playlist, które pozwalają mi się zrelaksować i odczuwać maksymalną przyjemność jazdy. Sprawnie ruszam, gdy widzę w lusterku, że z obu stron jezdnia jest wolna. Chwilę zajmuje mi przedostanie się na drugą część miasta, jednak nie tyle, ile w godzinach szczytu.
Przebieram się dość szybko i wchodząc na salę, robię od razu rozgrzewkę, bez zbędnych przemyśleń, co sprawia, że składa się na nią kilka zupełnie niezwiązanych ze sobą ćwiczeń. Przez nią jestem już nieco spocony, jednak to bardzo dobrze - dzięki temu wiem, że nie będę miał żadnej kontuzji, przynajmniej nie z mojej winy.
Przez to, że jest dzień wolny, w budynku kręci się sporo ludzi, ale i tak znajduję wolne miejsce dla siebie.
Po dwudziestu minutach na bieżni mam wrażenie, jakbym przebiegł maraton. Siadam na podłodze i upijam łyk wody, którą ze sobą przyniosłem. Chwilę zajmuje mi uspokojenie oddechu.
Wracam po chwili do ćwiczeń z zamiarem podnoszenia sztangi, jednak moje plany się zmieniają, bo niespodziewanie kręci mi się w głowie i zanim upadam, jakiś chłopak zdąża złapać mnie pod ramię.
– Łooo, stary... – mówi facet i pomaga mi się podnieść. – Uważaj trochę, może odpuść bletki.
Klepie mnie po plecach i odchodzi, a ja zastanawiam się, skąd wysnuł takie wnioski. W tym samym momencie przychodzi mi powiadomienie o nowej wiadomości.
littlewitch: Cillian, chciałabym z tobą pogadać.
Cillian: Dzisiaj?
littlewitch: Jeśli masz czas, to pewnie.
Cillian: Podaj mi adres, za jakieś pół godziny będę.
Rezygnuję z dalszych ćwiczeń i biorę prysznic na siłowni, żeby nie jechać do Gwendolyn spocony i w dodatku nieprzyjemnie pachnieć. Z prędkością światła odpalam mustanga i niecałe dziesięć minut później stoję na podjeździe domu dziewczyny.
Nie rozumiem dlaczego, ale trzyma się mnie nieodparte wrażenie, że coś się dzisiaj zepsuje.
twitter: #roseswatt

CZYTASZ
Roses[zawieszone]
Romance"Razem z różami ofiarował mi swoje serce." Jak wiele znaczy miłość w starciu z czasem, który biegnie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać? Cóż, przedstawiam Wam bohaterów, którzy rozegrają z nim bitwę na śmierć i życie. Cillian wraca do...