10.

36 6 4
                                    

Gwendolyn

Podnoszę zaspane powieki i niemal natychmiast zakrywam głowę kołdrą, kiedy promienie słońca okazują się być bardziej rażące, niż mogłabym przewidzieć.

Po chwili jednak dociera do mnie, że kołdra zdecydowanie nie pachnie tak, jak zazwyczaj, a kiedy ponownie otwieram oczy, zdaję sobie sprawę, że wcale nie spędziłam tej nocy w swoim pokoju. Ani u Esther.

O kurwa.

Tępy ból głowy na chwilę odcina mnie zarówno od logicznego myślenia, jak i panikowania. Przecieram dłońmi oczy i delikatnie podnoszę się na łokciach, by nieco zorientować się w sytuacji.

Splątane kudły Esther leżą tuż obok mojej ręki, słońce - zupełnie nieproszone - wpieprza się przez niezasunięte do końca rolety, a po mojej prawej stronie leżą Cillian i… jakiś chłopak. Cholera wie, kim on jest.

Kiedy jednak mój wzrok się wyostrza, dostrzegam w nim chłopaka, którego kiedyś - a dokładniej dwa dni temu - niemal zabiłam drzwiami na imprezie.

Nie chcę nikomu przeszkadzać w smacznym śnie, jednak z tego co pamiętam, to Cillian najlepiej zna układ domu, więc na palcach do niego podchodzę. Co prawda nawet nieźle wygląda śpiąc na sofie z koszulką podwiniętą do połowy pleców, ale nie moja wina, że chce mi się siku!

– Cillian - szepczę i potrząsam jego ramieniem. – Cillian - powtarzam.

Chłopak otwiera delikatnie oczy, po czym - dostrzegając, że to mnie widzi - podnosi się gwałtownie do pozycji siedzącej. Rozgląda się po pokoju, wyraźnie zdezorientowany i znów spogląda na mnie.

– O kurwa… – wydusza z siebie po chwili. – Trochę nam się chyba przysnęło. Która jest godzina?

– Boże, Cillian, nie wiem. I ani trochę mnie to nie obchodzi – dodaję. – Mógłbyś pokazać mi, gdzie jest łazienka? Bo zaraz się posikam.

Brunet tylko cicho się śmieje słysząc moje słowa i nie odpowiadając wychodzi z pokoju. Łapie mnie w talii, kiedy potykam się o jakieś walające się po podłodze ciuchy, których nie zdążyłam zauważyć. Kopie rzeczy na bok i zdejmuje ręce z mojego ciała.

Cholera, dosłownie czuję, jak w tych dwóch miejscach piecze mnie skóra.

Załatwiam swoje potrzeby dosyć szybko, Cillian natomiast dzielnie czeka pod drzwiami, tak jak go o to prosiłam przed wejściem do toalety. Wracamy do pokoju, jednak kiedy chcę pociągnąć za klamkę, chłopak odciąga mnie za rękę i przypiera sobą do ściany.

– Gwendolyn, chyba będziemy musieli porozmawiać o.. wczoraj.

–  Tak, zdecydowanie. Może wyszlibyśmy gdzieś po południu ? Do tego czasu powinnam ogarnąć to, co mam do zrobienia.

Potwierdza skinieniem i obiecuje, że się zdzwonimy. Zauważając, że jest dopiero ósma, wchodzę z powrotem pod kołdrę i przytulam się do Esther. Staram się zasnąć, jednak przez to, że czuję na sobie wzrok Cillian’a, nie umiem tego zrobić. Leżę więc tak do momentu, aż przyjaciółka łaskawie budzi się do życia, i to w dodatku z uśmiechem.

Skubana, pewnie zamiast wódy piła wodę, i teraz nie strzela jej w głowie.

– Ubieraj się, Gwen – mówi, zupełnie nie zwracając uwagi na chłopaków. – Co się tak na mnie gapisz? Zakładaj swój top, zbieramy się do domu. – Wskazuje palcem na bluzkę Cillian’a, którą mam na sobie.

– Jak chcesz niby wrócić? – pytam, gdy ta zrywa się z łóżka. – Bo patrząc na to, że zamierzałaś zająć pokój z na-pewno-nie-Davidem, to nie sądzę, że David nadal jest naszą taksówką.

Roses[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz