16.

39 6 6
                                    


Gwendolyn


Nie spodziewam się, że dotrze do mnie tak szybko. Przez głowę przechodzi mi myśl, że może rzeczywiście mu zależy, jednak odsuwam się od niej i idę do drzwi, by je otworzyć i tym samym zaprosić do środka Cillian'a.

Esther wyszła niecałe pół godziny temu tłumacząc się, że musi pomóc rodzicom w przygotowaniu kolacji, na którą przychodzą jacyś biznesowi znajomi. Zauważyłam jednak błąkający się na jej ustach nieśmiały uśmiech i jestem niemal pewna, że nie wyjawiła mi wszystkich swoich planów na wieczór. Z całą pewnością w poniedziałek będzie albo marudzić i odzywać się tylko w wybranych przez siebie momentach, albo niemal skakać z radości z iskierkami w oczach. Wszystko zależy od tego, jak doświadczonego chłopaka wyrwie tej nocy.

Cillian wita się ze mną cichym "cześć", ja odpowiadam mu tym samym. Idzie za mną do salonu, po czym oboje siadamy na kanapie.

– Nie chciałbym na ciebie naciskać... – zaczyna, kiedy cisza staje się odrobinę niezręczna. – Ale mam w głowie nalot myśli, szczególnie tych niezbyt przyjemnych, więc chciałbym wiedzieć, o czym mamy pogadać.

– Musisz być cicho i mi nie przerywać, inaczej się zatnę i więcej do ciebie nie odezwę – mówię na jednym wdechu, a emocje wydają się rozrywać mnie od środka, bo w pewnym momencie trzęsą mi się ze stresu dłonie.

Chłopak to zauważa i zamyka moje ręce w uścisku oraz kiwa delikatnie głową w odpowiedzi.

Jeśli nie teraz, to nigdy.

– Nie potrafię wyjaśnić tego, jak bardzo za tobą tęskniłam, tym bardziej, że ostatni raz widzieliśmy się prawie sześć lat temu, ale w momencie, w którym wpadłam na ciebie na tym pieprzonym korytarzu, nie jestem w stanie wyrzucić z głowy myśli, że nadal widzę w tobie tego trzynastolatka, który biega za mną po ogrodzie i robi dla mnie huśtawkę. I za każdym razem, gdy sobie przypomnę o tym wypadku, wspominam też, jak bardzo szczęśliwa wtedy byłam. – Spoglądam na chłopaka, który marszczy brwi i chyba jest lekko zdezorientowany. – Przez te kilka lat przepracowałam z terapeutką to, że nie powinnam uzależniać samopoczucia od istnienia jakiejś relacji, bo życie już takie jest: ludzie pojawiają się, a potem mogą odejść. Najpierw cię nienawidziłam, a później stopniowo o tobie zapominałam, ale to już wiesz. Po tym, jak powiedziałeś mi, jak wyglądało to wszystko naprawdę, od środka, zaczęłam wydobywać z siebie te uczucia, które kiedyś zaczęły kiełkować, a którym nie daliśmy szansy wyjść na powierzchnię. Właściwie to my – akcentuję słowo – nie mieliśmy danego odpowiedniego czasu, by stworzyć coś więcej, niż przyjaźń. – Biorę głębszy wdech i czuję, jak Cillian gładzi kciukiem brzech mojej dłoni. Daje mi to nieco siły, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Zdaję sobie sprawę, że mówię bez jakiegokolwiek ładu, ale postanawiam kontynuować. – Dziwnie to zabrzmi, jednak musisz to wiedzieć, a przynajmniej ja muszę ci o tym powiedzieć. Tęsknię za naszą relacją, Cillian. Nie umiem zrozumieć, jak udało ci się to zrobić, ale dotarło do mnie, że twój dotyk pomaga mi, kiedy nie umiem się otrząsnąć. I pomaga też się wyspać, co od sześciu lat mi się nie zdarzyło. Mam wrażenie, jakbyś był utraconym spokojem, który teraz udało mi się odzyskać, i którego podświadomie pragnęłam mając zaledwie dwanaście lat. Jednocześnie cholernie boję się tego, co możemy stworzyć. A przede wszystkim, że znów ktoś mi ciebie zabierze.

Przez chwilę patrzę na niego w otępieniu tylko po to, by następnie pozwolić pojedynczym łzom spłynąć po moich policzkach. Cillian ściera je kciukiem, a ja dostrzegam w jego oczach po raz kolejny ból, który przewinął się wczoraj, kiedy opowiadałam mu swoją perspektywę jego odejścia.

– Bez obaw, Gwennie – odpowiada, jednocześnie podnosząc palcem moją brodę, bo spuściłam wzrok w akcie wstydu, jaki przemknął przez moją głowę, gdy zorientowałam się, że jestem powodem pęknięć na jego sercu. – Nie zamierzam cię już więcej zostawiać.

Wtulam się w tors Cillian'a i staram się wierzyć w jego słowa. W końcu kiedyś był dzieckiem, które niewiele mogło poradzić na decyzje dorosłych, a teraz decyduje sam o sobie.

– I ja wiem, że to trochę składanie obietnic bez pokrycia, bo nie mam jak, na przykład, zapobiec jakiemuś wypadkowi czy innej katastrofie, ale nie zrobię tego z własnej woli – dodaje. – Zbyt długo czekałem na to, aż będę mógł znów cię przytulić i to wszystko wyjaśnić. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym teraz nie spróbował odbudować tego, co powoli się tworzyło. I gdybym nie wrócił do ciebie, skoro mogłem.

Chłopak nie mówi tego wprost, ale jakaś część mnie ma nadzieję, że dobrze go rozumiem i te sześć lat temu też kiełkowały w nim uczucia, których w zasadzie nieco się obawiał.

Siedząc z nim teraz na kanapie, napawam się jego dotykiem i czuję się bezpiecznie, gdy otula mnie ramionami. Zupełnie jakbym była w klatce chroniącej mnie przed złem tego świata. Jego oddech sprawia, że drobne włoski wystające z koka poruszają się i lekko łaskoczą mnie w szyję. Mimo to nadal tkwię w jego uścisku i ani myślę się odrywać od Cillian'a, szczególnie, że właśnie zaczyna delikatnie smyra mnie dłonią po plecach.

– Będziemy tak teraz siedzieć? – pytam pomimo tego, że nie mam wrażenia, że chce się ode mnie odsunąć.

– Mhm... – mruczy w moje włosy, dalej trzymając mnie przy sobie.

– A nie udusisz mnie? – Czuję, jak delikatnie uśmiecha się na moje słowa. – Bo wiesz, szkoda byłoby stracić kogoś, kto umie zrobić super-smaczne naleśniki...

– Nie będę cię dusił, spokojnie. Chyba, że uzgodnimy to, zanim przeniesiemy się do sypialni – mówi z tym swoim zawadiackim błyskiem w oku, przez co uderzam go dłonią w ramię.

– Cillian!

Chłopak śmieje się ze mnie, a ja, purpurowa, siedzę teraz niemalże na jego kolanach - tak blisko siebie mnie przyciągnął. W końcu też dołączam do niego; przestaję jednak chichotać, gdy Cillian zaczyna w skupieniu analizować moją twarz.

A w szczególności usta.

Odrywa od nich jednak wzrok i spogląda wyżej, po czym mówi:

– Chciałbym stworzyć z tobą coś na fundamentach tamtej relacji, jednak nie od razu. Mamy w końcu czas, a nie wydaje mi się, żeby spieszenie się z czymkolwiek było dobrym posunięciem. – Zacina się na moment, ale nie przestaje gładzić moich włosów. – Tamten pocałunek... Cóż, uważam, że pozwoliłem emocjom nad sobą zapanować, jednak musisz wiedzieć, że niczego nie żałuję.

Wpatrujemy się w siebie, a ja mam wrażenie, jakbyśmy byli jedynymi osobami na tym świecie. Zupełnie olewam dźwięki z zewnątrz, dlatego zerkając przelotnie w okno, najpierw zauważam burzowe chmury, a dopiero potem słyszę uderzenia piorunów.

– Zdecydowanie masz rację – odpowiadam i schylam głowę, by ukryć delikatne rumieńce. – Trochę pospieszyliśmy się z tym całowaniem. Ale, podobnie do ciebie, też niczego nie żałuję, Cillian.

Oboje uśmiechamy się w tym samym momencie i wiem już, że nie mam o co się martwić.

Szczerze wierzę w nas.

– To co? Oglądamy Zaplątanych? – patrzę na niego z lekkim niedowierzaniem i delikatnie kiwa głową. Sięgam po pilot, po czym włączam telewizor.

Cholera, pamiętał.

Pieprzony romantyk.

Resztę wieczoru mamy spędzić na oglądaniu mojej ukochanej bajki, w którą - jako dzieciak - Cillian także się wciągnął. Siedzę przed ekranem owinięta kocem z miską na nogach w nadziei, że już nikt mi go nie zabierze.

Że damy radę przetrwać.


twitter: #roseswatt

Roses[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz