14.

46 6 6
                                    

Tym razem nie musieliście zbyt długo czekać na kolejny rozdział, biję rekordy XD

Miłego czytania,
asia xx

Gwendolyn

Nie sądziłam, że aż tak tęskniłam za Cillianem.

Terapia zdecydowanie mi pomogła. Odcięłam się od żalu, z którym budziłam się każdego dnia. I od poczucia winy, że byłam niewystarczająca i to dlatego mnie zostawił.

Na początku byłam dzieckiem, wewnętrznie rozdartym.

Teraz jest niewiele lepiej, ale... złamane serce małej Gwen po czasie zaczęło się sklejać i zostały na nim jedynie blizny.

Jednego dnia siedzieliśmy na huśtawce, którą zrobił w moim ogrodzie, a drugiego widziałam, jak wsiada do auta. Bez żadnego słowa pożegnania.

Moja psycholog uświadomiła mi, że nie mogę uzależniać swojego samopoczucia od jego obecności w moim życiu. Ani jego, ani niczyjej innej - w końcu wiele relacji ma swój koniec, nie trwa do śmierci. Docierało to do mnie niesamowicie opornie - dopiero po roku byłam w stanie szczerze przyznać, że to rozumiem.

Nie jestem niczemu winna. Nie jestem niczemu winna. Nie jestem niczemu winna. Nie jestem niczemu winna...

W ramach terapii zapisałam kiedyś to zdanie tysiąc razy. Po jakimś czasie pomogło.

Wróciło do mnie w momencie, w którym Cillian wyznał mi, że "zawsze wybierze mnie". Jak mogłam pozwolić, by myślał najpierw o mnie, a potem o sobie?

Z jednej strony... gdybym tamtego felernego dnia w przedszkolu nie poleciała jak długa wprost na niego, nie byłoby tego wszystkiego.

Natomiast z drugiej, nie miałam na to wpływu. Byliśmy dziećmi, które wychowywały się niemal na jednym podwórku. Traktowałam go jak brata, którego nigdy nie miałam. Dopiero po jego powrocie zdałam sobie sprawę, że kocham go w zupełnie inny sposób.

I pragnę jego dotyku oraz obecności w moim życiu.

Szczerze mówiąc, jest to z lekka popieprzone.

Najpierw nienawidziłam siebie za to, że byłam niewystarczająca, by ze mną został. Potem sądziłam, że to jego powinnam nienawidzić. Po trzech latach zapomniałam zarówno o nim, jak i o żalu. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Nie da się ot tak wymazać miłości, która kiełkowała od dłuższego czasu.

Czasu, w którym nie miałam pojęcia, że potrafię żywić do kogoś tak silne uczucia.

Dlatego też, będąc pijana, prosiłam, by mnie pocałował i nie zostawiał. Odkryłam przed nim część siebie, by pokazać, jak bardzo zostałam zraniona, gdy odszedł.

Z tego samego powodu czułam przechodzący przez moje ciało prąd, gdy choćby delikatnie musnął dłonią moją skórę.

I nie sprzeciwiałam się, gdy ja byłam Poppy, a on Runem w książkowej scenie, która nigdy nie miała miejsca.

Zdecydowanie nie zachowuję się racjonalnie, jednak siedząc na balkonie o trzeciej w nocy, niedługo po tym, jak wysłałam mu wiadomość, w której uznałam, że wcale nie przeszkadzała mi mąka w moich włosach, zupełnie się tym nie przejmuję.

Od kilku lat miałam w głowie jedynie trybiki, które napędzały mnie na dwie rzeczy: przyjaźń z Esther, która pomogła mi się niejako podnieść z dna, do którego wcale nie było mi daleko, i nauka, której poświęcałam większość wolnego czasu, by nie mieć ani chwili na nieprzyjemne myśli dręczące moją głowę.

Roses[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz