8.

58 11 13
                                    

Gwendolyn


Potrzebuję odetchnąć świeżym powietrzem, w którym nie roznosiłby się zapach szkoły, perfum Cilliana albo specyficznego zapachu domu Babci Bei.

Jedynym bezpiecznym na ten moment miejscem wydaje się być dom Esther, która wydzwania do mnie mniej więcej od godziny. Nie umiem jednak odebrać i wyjaśnić jej, co się stało.

Zamiast tego piszę jedynie "zaraz u ciebie będę", po czym odpalam silnik i wycofuję z podjazdu. Niecałe pięć minut później wysiadam z auta. Blondynka najwyraźniej na mnie czeka, bo nie zdążam nawet wejść do domu, a ona już owija wokół mojego ciała swoje ręce.

Ja natomiast bez większego oporu daję się przytulić, co jest raczej marne w skutkach, bo niewiele mi w takich chwilach brakuje, by dać upust emocjom i zwyczajnie się popłakać.

Łzy są uznawane za oznakę słabości, jednak według mnie to właśnie one definiują to, jak długo człowiek potrafi być silny. Jak długo potrafi walczyć. Zarówno o siebie, jak i o innych.

Płacz, szczególnie taki bezgłośny, najbardziej łamie serce.

Serce mojej Esther. Tej, która już raz pomagała mi się podnieść po tym, jak upadłam.

Ocieram policzki i uśmiecham się przepraszająco patrząc na mokre plamy na jej bluzie. Dziewczyna zdaje się tego nie zauważać; zamyka drzwi kopnięciem i ciągnie mnie za rękę do salonu. Bez słowa siada na kanapie i włącza "Pamiętniki wampirów", czyli serial, który oglądałyśmy już co najmniej pięć razy.

W czasie kiedy nie było u mnie dobrze, Esther też przeszła na nauczanie zdalne, by nie zostawiać mnie samej. A że nigdy nie chciałyśmy być ideałami - przynajmniej w podstawówce - to zamiast uważnie słuchać, oglądałyśmy TVD. Do tego dochodziło każde możliwe wolne od szkoły w późniejszych latach, no i jakoś tak wyszło.

Chwilę później Esther stawia na przeszklonym stoliku miskę z solonymi chipsami i paczkę żelek.

Jak ja mam jej nie kochać?

Siedzimy tak mniej więcej godzinę, po czym postanawiam się odezwać.

– Kazałam mu spierdalać – mówię, jednak widząc wzrok przyjaciółki, szybko dodaję: – ale nie tak dosłownie. Po prostu mógł tak odebrać moje słowa. Ale go przeprosiłam.

– Boże, Gwen... Od kiedy ty umiesz reagować aż tak gwałtownie?

– Te myśli... One znowu wróciły, Esther. Cały czas kotłowało mi się w głowie, że mnie zostawił. I teraz wrócił tylko po to, by znów to zrobić.

– Coś tam w środku - mówi i wskazuje na serce - mi pęka, kiedy patrzę na tę przygaszoną dziewczynę, którą razem wyrwałyśmy ze stanu wiecznego żalu i smutku. Nie możesz wrócić do krainy wiecznego przygnębienia, Gwennie.

Wyciąga w moją stronę ręce, a ja kolejny raz poddaje się jej przytulasom. Gładzi mnie po włosach, co sprawia, że nieco się rozluźniam.

– Będzie dobrze, słońce – szepcze dziewczyna. – Coś mi mówi, że ten chłopak nigdy nie chciał twojego upadku.

Wpatruję się w sufit, gdy nagle ciszę przerywa dźwięk przychodzącego połączenia wideo. Esther wzdryga się z zaskoczenia, podobnie jak ja. Sięga po swój telefon i odbiera.

– Siema, Jones! Co u cie...was słychać?

– Oglądamy pamiętniki, przeszkadzasz David.

– Jestem pewien, że kiedy usłyszycie o imprezie, to przestaniecie gapić się w ekran, ruszycie swoje seksowne tyłki i przyjedziecie do Chris'a.

Roses[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz