✿ 𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐭𝐰𝐞𝐧𝐭𝐲-𝐬𝐞𝐯𝐞𝐧

2K 102 168
                                    

A/N: Przepraszam, że wcześniejszy rozdział usunęłam i nie chce poprzednich osób, które czytały 27 rozdział, zdziwić lecz bardzo nie pasowało mi to co napisałam. Nie odpowiadało mi w tym nic i uznałam, że nie ma to kompletnego sensu. Dlatego proszę nie być ani zdziwionym ani zmieszanym, gdyż wszystko zmieniam.

┌─── ∘°❉°∘ ───┐

𝐠𝐚𝐛𝐢

— Wszystko gra?— Matthew spytał. Odwróciłam wzrok od okna by spojrzeć na prawy profil prowadzącego samochód dziewiętnastolatka.

— Mhm.— potaknęłam głową. Dopiero wtedy zauważyłam jak natarczywie bawię się motylkiem w moim naszyjniku.

— Kiedyś będziesz musiała mu wybaczyć, wiesz o tym prawda? — powiedział raz po raz zaszczycając mnie spojrzeniem. Westchnęłam, patrząc ponownie za okno. — Przyjaźnicie się.

— Ja to wiem.— od razu wypowiedziałam.— On o tym zapomniał. Dopiero teraz, mu się przypomniało.— westchnęłam wypuszczając z palców złotą zawieszkę.

— Nie popieram tego co się stało, ale Gab... On był po prostu zagubiony. — rzucił cichym, przyjemnym głosem kładąc na sekundę swoją dłoń na mojej by od razu złapać za skrzynie biegów. — Wystarczy, że dasz mu powiedzieć wszystko co ma w głowie.

— Powie to jedynie wtedy, gdy ja tak postanowię. To jeszcze nie jest czas. — oznajmiłam, widząc już swój dom.

— Zależy mu, naprawdę.— powiedział czule. Wiedziałam, że chciał nam pomóc ale to nic nie zmieni. Sama będę musiała zdecydować kiedy będę gotowa, zachowywać się tak jak nigdy by się nie wydarzyło.

— Cześć Matt.— rzuciłam, zbierając swoją torbę i wyszłam z samochodu. Wyjmowałam klucze z kieszonki, idąc spokojnie pod drzwi.

Weszłam do domu, zamykając za sobą wejście i zdjęłam buty. Położyłam klucze na małym stoliczku, torbę natomiast odłożyłam obok niego, uznając że później się wypakuje. Głośno wzdychając zasiadłam na kanapie, odpalając komputer.

Była jedna rzecz, która chodziła mi po głowie od dosyć dawna; co gdybym przeprowadziła się do LA? Jest to bliżej do większości moich znajomych, łatwiej jest kontynuować swoją twórczość i nie płacić setki dolarów za przeloty w dwie strony. Chciałam cholernie tego dokonać, jednak myśl o zostawieniu w Bostonie trojaczków i Macy przyprawiało mnie o ból. Wiem, że może by to zrozumieli. I tak jesteśmy w LA średnio co dwa/trzy tygodnie widując się z Madi bądź innymi przyjaciółmi. Po prostu wiem, że byłoby mi łatwiej.

Jest tylko jedyna osoba, z którą rozmawiałam na ten temat. I jest to Vinnie. Powiedział mi, że jemu było o wiele prościej gdy się przeprowadził. Wszystko po prostu jest tam lepsze i prostsze. Poprosiłam go aby podesłał mi parę apartamentów do wynajęcia, choć sama nie wiedziałam czy tego w ogóle dokonam.

Weszłam na naszą konwersację, gdzie podane były linki do dobrych mieszkań. Oczywiście, że je przejrzałam ale ceny mnie waliły z nóg. Logiczne że w mieście Aniołów jest drożej niż w Bostonie, ale dalej było to przytłaczające.

Skrycie w pokoju trzymałam słoik z pieniędzmi, w myśli że, zostanę na zawsze w Los Angeles. Nigdy o tym nie mówiłam, czy nawet nie wspomniałam bo uznałam to za coś radykalnego. Z czasu na czas co raz bliżej jestem wylotu niż zostania.

Głupio było ukrywać mi to przy przyjaciołach, ale nie miałam wyjścia. Sama przeprowadzka nie będzie tak ciężka, jak rozstanie. Poza tym w ostatnim czasie działo się zbyt dużo, by wtargnąć temat o Kalifornii.

𝐦𝐚𝐲𝐛𝐞 𝐢 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐲𝐨𝐮 | chris sturniolo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz