Rozdział 11

499 27 3
                                    

Lexa pov*

Po tym jak wróciłam do domu nie mogłam usiedzieć w miejscu.
Czy ja prawie pocałowalam moją uczennice?!
Przecież jak szkoła sie dowie to wyrzucą mnie i ją a ja dodatkowo będę miała problemy z prawem...
Ale w sumie nic sie nie wydarzyło.
Nie moge sobie wiecej pozwolić na takie chwile słabosci.

Po krótkich przemyśleniach postanowiłam udać się na siłownie.
Szybko przebrałam sie w luźniejsze ubrania i wzięłam swoją torbę, telefon i kluczyki po czym wyszłam z domu wcześniej go zamykając.
Załozyłam kask i ruszyłam .
Uwielbiałam maszyne na której sie teraz znajdowałam. To moja odskicznia od dosłownie wszystkiego i wszystkich. Pamiętam jak szcześliwa byłam gdy ją dostałam na rocznice od... byłej narzeczonej Costii
Nie. To była kolejna słabość

Na szczescie byłam już przed parkingiem siłowni.
Szybko znalazłam wolne miejsce i zgasiłam silnik, po czym ruszyłam do dobrze znanego mi budynku. Po przywitaniu sie ze znajomymi weszłam do szatni i przebrałam sie w strój do ćwiczeń. Wzięłam jeszcze butelkę wody a torbę włożyłam do szafki którą zamknełam i ruszyłam na sale.

Na poczatek poszłam na maty aby się rozgrzać i rozciągnąć.
Po szkończonej rozgrzewce ruszyłam aby znalesc wolny worek bokserski.
Na szczescie akurat jednen sie zwolnił.
Dzisiaj akurat były tu tłumy co nie ułatwiało mi odstresowania sie po ostatnich tygodniach.
Załozyłam bandarze i zaczełam zadawać szybkie ciosy, przeplatane unikami i znowu uderzeniami.
Gdy poczułam juz zmęczenie postanowiłam pujsć poszukać także wolnej sztangi.
Nie stety na wolną musiałam czekać dobre dziesiec minut co dodatkowo podiosło mi ciśnienie.
Gdy juz w końcu mogłam kontynuować trening udałam sie po odpowiednie obciażenie.
150kg to dobry poczatek.
Zanim zaczełam rozejrzałam sie napotykając kpiace spojrzenia innych sportowców. Zaraz sie zdziwią.
Jeden, Dwa, Trzy, Cztery, Pięć, Sześć, Siedem, osiem 

Nie chciałam już wiecej ze wzgledyu iż planuje nie leżeć jutro cału dzień tylko wykorzystać go jak najlepiej wiec raczej to że nie była bym w stanie sie ruszyć by mi nie pomogło

Usiadłam spokojnie na lawce analizując co sie dzieke wokuł mnie.
Oprócz facetów któży mnie obserwowali z otwarta gębą nie działo sie nic nadzwyczajnego.

Po chwili odpoczynku poszłam jeszcze na skakankę po czy udałam sie do szatni.
Przebrałam sie z powrotem w luźne ciuchy wziełm torbe i ruszyłam w strone wyjścia l.
Wsiadłam na swoją maszyne i ruszylam do domu.
Po przekroczeniu progu ruszyłam do łazienki pod zimny prysznic.
Ze wzgledu na juz puźną godzine postanowilam zrobic sobie jakąś kolację.
Ale cóż, nie mogło być tak pięknie. Lodówka pusta.
Na szczeście mam nie daleko sklep wiec spacer nie zaszkodzi.
Ubrałam sie uprzednio biorąc telefon i portfel i ruszyłam do sklepu.
Po dotarciu zaczełam sie zastanawiac co wogule mam kupić.
Dobra cos zwykłego.
Chleb, masło, pomidory, ser, jakaś granola, może mąka jakbym miał wene na pieczenie czy coś.
Wziełam jeszcze jakiś sok, sałate, oliwki, kawe, mleko i jakies herbaty po czym ruszyłam do kasy. Gdy czekalam w kolejce poś przykuło moją uwage. A dokładniej słodki pluszowy mały lew który nie wiem dla czego od razu skojarzył mi sie z Clarke...
Nie. Stop. Nie moge tyle o niej mysleć, i kropka.
Po zapłaceniu za moje zapasy na zime bo szczerze nie wiem po co tyle tego jedzenia kupiłam ruszyłam w strone domu.

Teraz tylko pytanie co ja zrobie na tą kolacje?
Nie chce mi sie wymyślać jakichś wykwintnych dań więc zrobie sobie zwykłe kanapki.

Po zjedzeniu kolacji i przeglądaniu social mediów, po odpisywałam na wiadomość i malie po czym ruszyłam do łóżka.
I takie spedzanie czasu lubie, spokuj i cisza. Bez narażania siebie i innych na problemy.

_______________________

I co powiecie na taki spokojny rozdział?

Mrs. Woods  | Clexa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz