Rozdział 2

648 16 11
                                    

Michael stronił od alkoholu wtedy kiedy mógł, ale czasem pokusa wydawała się zbyt ważniejsza. Szczególnie wtedy, gdy coś szło nie po jego myśli, dokładnie tak jak teraz. Dlatego zrezygnował ze szklanki i zamiast tego pił whisky prosto z butelki. Wywiercał wzrokiem dziurę w obrazie, który od kilku lat śmiał mu się w twarz. Przedstawiał on jego rodziców na balu, ale to nie miało znaczenie. Często rozmyślał o tym jak musieli się kochać, dokładnie tak jak mówił mu ojciec. Matki nie miał nawet okazji poznać i doskonale wiedział dlaczego, już dawno przestał być małym, nieświadomym chłopcem, który akceptuję cierpienia jakie na niego spadają.

Lionel, rzecz jasna nie znał jego ojca, ale od razu stwierdził, że jest niemal identyczny jak ojciec. Z kolei po matce odziedziczył większe usta i błękitne oczy. Mike nie zwracał na to uwagi, przecież oboje nie żyli, więc bez różnicy. Do kogo miałby się porównywać? Do trupów?

Prawie zapomniał o obecności Leo, ale wyjątkowo nienawidził siorbania, więc ciężko było go ignorować.

— Jak bardzo mamy przesrane? — zapytał szatyn.

— Przynajmniej mamy więcej czasu.

— Tak? A ty będziesz miał jeszcze dzisiaj gorącą, psychiczną włoszkę na ramieniu.

Brunet prychnął i wyszczerzył zęby, jednak nie miało to nic wspólnego z rozbawieniem. Doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znaleźli. I nie mógł nawet zaprzeczyć, że Vittoria była gorąca. Bo była i to cholernie. I zapewne, równie niebezpieczna.

— Za to ty będziesz wolny.

Uśmiech szybko zniknął z jego twarzy widząc poważną minę przyjaciela.

— Stary, jestem dobry w ogarnianiu twojej firmy, ale nie...

— Nie rób z siebie pierdolonego aniołka. Czasem będziesz musiał coś załatwić, ale przecież tamta siksa nie będzie stała nade mną dwadzieścia cztery na siedem. Chyba.

— No właśnie. Chyba.

Postawił butelkę na stoliku. Mieli wrócić jeszcze do firmy, ale stwierdzili, że to może poczekać i skierowali się do apartamentu Crawforda, który mieścił się na ostatnim piętrze i obejmował aż trzy piętra, bo na jego życzenie połączono kilka mieszkań. Nazwisko i pieniądze potrafiły zdziałać wszystko.

Sięgnął po laptopa i wpisał w wyszukiwarkę to co nie dawało mu spokoju a bardziej, ktoś.

Vittoria De Luca.

Przeklął. Oczywiście, że nic nie ma. Czego się spodziewał? Nikt bardziej nie chroni swoich danych niż włoska mafia. Szczególnie ta na czele z Edoardo De Lucą.

Wyświetlały mu się tylko tłumaczenie słowa Vittoria. To już jednak wiedział, zresztą ciężko było się nie domyślić. Wtedy pomyślał o jednej rzeczy. Jaki jest powód, że nazwał pierworodną zwycięstwem?

Interesujące zwłaszcza, że to nie ją wydaje za mąż. Jedyne co łączy obydwie siostry to więzy krwi i kolor oczu, nic więcej. Były jak ogień i woda a Michael nie lubił się moczyć, zdecydowanie bardziej lubił zabawę z ogniem.

Irene nie była dla niego i nawet nie musiał jej bliżej poznawać, żeby to stwierdzić.

— Jak odkryją, że coś kombinujemy dadzą nam kulkę w łeb. Dla nich strata ciebie to żadna strata.

— Uwierz mi, że kulka w łebie to nie najgorsza rzecz jaką mogą nam zrobić.

— Co masz na myśli?

Potarł z zamyśleniem swój kilkudniowy zarost.

— Mogą zrobić z nas niewolników, zamknąć w celi albo sprzedać na organy.

If onlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz