Rozdział 19

218 11 0
                                    

Ludzie są nieświadomi ile razy w ciągu swojego życia, otarli się o śmierć. Można powiedzieć, że to codzienność. Mijamy się z seryjnymi mordercami, mijamy się ze śmiercią. Nie jesteśmy tego nawet świadomi. Nie jesteśmy świadomi, że życie i śmierć to dobrze przyjaciele.

Niektórzy sami zabawiają się ze śmiercią, wtedy czują, że żyją. Bez adrenaliny i ryzyka ich życie nie ma sensu.

Właśnie to napędzało Vittorie De Luce i Michaela Crawforda. 

Mogli cały czas się tego wypierać, ale nie dało się ukryć tego, ile ich łączyło. Byli niczym lustrzane odbicia.

Wszystko działo się tak szybko, że w ogarniętym paniką tłumie Vittoria widziała tylko niebieskie tęczówki Michaela, który ciągnął ją za rękę. Wspólnie obserwowali jak jej rodzinny dom staje w płomieniach, wali się na ich oczach. 

A to był tylko początek.

Gdzieś w oddali było słychać strzały, na przemian z krzykami kobiet.

Dzień, w którym wszystko ruszyło niczym domino.

Biegli tyle ile sił w nogach, aby wyminąć gości weselnych, co było nie lada wyzwaniem. Michael miał nadzieję, że Lionel i reszta wykonali powierzone im zadania. Już nie było miejsca na błędy.

Vittoria nagle zatrzymała się w bramie, stanęła jak wryta przez co brunet na nią wpadł.

— Co ty robisz? Musimy stąd uciekać!

Wydawało się, że kobieta go nie słyszy. Zmrużyła powieki i wpatrywała się w tłum, jakby kogoś tam dostrzegła.

— To niemożliwe. — Mruknęła pod nosem.

— Vittoria. Musimy trzymać się planu.

Kręciła głową, tak jakby jego słowa do niej nie docierały. Jakby była zamknięta w mydlanej bańce. Dopiero, gdy pociągnął ją za łokieć, zdawało się, że została wyrwana z transu.

— Muszę to sprawdzić.

— Sprawdzę z tobą wszystko co tylko zechcesz, ale nie teraz. 

Ku zdziwieniu Michaela, kobieta już się nie sprzeciwiała. Podążała za nim, ale zdawało się, że jej ciało stało się wiotkie i bezwładne. Odetchnęli, gdy wydostali się poza mury tej potężnej rezydencji, po której właściwie niewiele zostanie.

Z lotu ptaka mogli wyglądać niczym zakochana Para Młoda, która właśnie wymyka się gościom weselnym. Czysta biel odznaczała się na soczystej zieleni, a czerń garnituru dopełniała wszystko. Gdyby tylko okoliczności były inne, można by uznać tą scenę za romantyczną lub wyjętą z filmu.

Jednak oni uciekali z masakry, która dopiero miała nadejść.

Sam diabeł zstąpi na ziemię.

Nagle w oddali nastąpił kolejny wybuch, ale ich dwójka nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Byli za bardzo skupieni na tym, aby dobiec do ukrytego w lesie samochodu. 

Vittoria starała się ukryć swoje zmęczenie, które nasilało się przez suknię. Kilka warstw ciężkiego materiału zdecydowanie nie sprzyjało takiemu biegu. Ku jej nieszczęściu Crawford to zauważył.

— V? Wszystko w porządku?

Prychnęła i roześmiała się cicho, dotrzymując mu kroku.

— Ciekawe czy ty biegłbyś jak sarenka w takiej kurewskiej sukni!

Nie ukrył lekkiego uśmieszku, który wstąpił na jego usta. Nawet w takiej sytuacji ta kobieta go rozbrajała, co było wręcz irracjonalne. 

Po chwili ciągłego biegu wreszcie ujrzeli czarnego Range Rovera i odetchnęli z ulgą. Ich szczęście nie trwało jednak długo. Kobieta stanęła jak wryta widząc znajomego bruneta opartego o samochód.

If onlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz