ROZDZIAŁ 5

514 15 0
                                    

Lily

Wysiadam z samochodu, który właśnie podjechał pod dom. Dzisiaj wyszłam ze szpitala, w którym spędziłam trzy tygodnie. Tydzień w śpiączce i dwa tygodnie na obserwacji. Okazało się, że uraz głowy był poważniejszy, niż wszyscy myśleli. Nie mówiąc już o dwóch złamanych żebrach i zwichniętej ręce. Dobrze, że chociaż nogi nie ucierpiały. Obiecałam sobie, że jak tylko znajdą się dowody, sama osobiście zastrzelę Ivana. Chociaż rozważam również kastrację tępym narzędziem. Muszę się jeszcze nad tym zastanowić.

Wchodzę do domu, gdzie w przy schodach wita mnie Matt.

— W końcu. Nie miałem kogo wkurwiać — obejmuje delikatnie.

— Ja też się cieszę, że w końcu jestem w domu. Miałam już dość tego szpitala — mówię, odsuwając się od niego.

Odwracam się i idę do kuchni. Mam ochotę na kawę. Podchodzę do ekspresu i włączam go. To, co było w automacie w szpitalu, nawet koło kawy nie stało.

— Nie wiem, czy wolno ci pić kawę — mówi Matt, opierając się o kuchenny blat.

— Wolno — odpowiadam, podstawiając kubek pod dyszę urządzenia. Chwilę potem napełnia się aromatycznym kawowym napojem. Jak ja za moim ukochanym włoskim napojem.

— Co u Elle? Bo wiem, że się z nią widziałeś — pytam, upijając łyk gorącego napoju i delektując się nim, jak nigdy wcześniej. To prawda, że człowiek docenia coś bardziej, gdy to straci, albo w moim przypadku prawie stracił.

— Skąd?

— Miałam przecież telefon ze sobą. I była u mnie kilka razy. No więc? — unoszę brew.

Kuzyn patrzy na mnie krzywo.

— Jak ty to robisz, musisz mnie tego nauczyć — zmienia temat, naśladując moją mimikę twarzy.

Kręcę głową.

— Odpowiedz — naciskam, ignorując jego nieudolne próby uniknięcia tematu.

— Oj no. Skoro miałaś ze sobą telefon, to wiesz co u niej — krzyżuje ręce na piersi, bo wie, do czego zmierzam.

— Matt, prosiłam cię, daj jej spokój. Nie wciągaj jej w to. Wiem, że ci się podoba, ale nie chcę, żeby żyła w tym syfie — zaczynam poważnie.

— Przecież nikt nie mówi, że wciągnąłbym ją do tego świata — broni się.

— Tak? Okłamywałbyś ją?

— A sama ciągle tego nie robisz?

— To co innego.

— Czyżby? — Matt prostuje się i staje naprzeciwko mnie. — Kłamiesz jej, że twój ojciec to biznesmen. Ciągle wymyślasz coś, żeby jej tu nie zapraszać. Wiesz, jak się to nazywa? Hipokryzja.

— Tak? — Odstawiam kubek na blat. — Załóżmy, że zostajecie parą. I co wtedy? Powiedziałbyś jej, że jesteś dziedzicem tego wszystkiego? Że zabijasz ludzi? Że pozwalasz na torturowanie innych? Jak sobie to wyobrażasz? Że po wszystkim będziesz do niej wracać, jakby nic się nie stało? Naprawdę byłbyś w stanie spojrzeć jej w oczy, chwilę po tym, jak patrzyłeś w oczy swojej ofiary? — pytam. — Ona nie wychowała się w tym świecie, nie będzie rozumieć naszego postępowania.

— Co ty w ogóle pieprzysz Lils?

— To, że musiałbyś jej o wszystkim powiedzieć, jeśli byś się z nią związał, bo nie można budować związku na kłamstwie. A co jeśli by to nie wypaliło? Zostawiłbyś ją samą w świecie, gdzie musimy podawać sobie rękę ze śmiercią? Zastanów się na tym — biorę kubek i chcę wyjść z kuchni.

Cappuccio ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz