ROZDZIAŁ 11

437 16 0
                                    

Lily

Tydzień znowu zleciał szybko, a Elle dalej mnie unika. Chyba będę musiała ją dorwać na którejś przerwie, ale wcześniej dowiem się czegoś więcej o działalności jej ojca. Nie podoba mi się to, że nic o tym nie wiedziałam. Teraz jaśniej widzę, że mój ojciec odcinał mnie od wszelkich informacji, tylko po to, żebym była ozdóbką jakiegoś starego zboka. 

Siedzę w ogrodzie babci i popijam gorącą czekoladę. Patrzę, jak za każdym razem trafia w latające tarcze i zastanawiam się, jak ta kobieta ma jeszcze siłę, żeby unosić strzelbę i to tak szybko. Do tego trafia za każdym razem w cel.

— Chodź bambina, teraz twoja kolej. — Zachęca mnie babcia.

Zabezpiecza broń, po czym zdejmuje skórzane rękawiczki. Odkładam kubek na stolik obok, zrzucam z siebie koc i podchodzę do niej.

— Nie wiem, czy dam radę. Ciągle mam usztywnioną rękę — mówię.

— Ale palce masz sprawne. Dasz radę, twarda jesteś. — Podaje mi broń, którą przyjmuję.

Ustawiam się, biorę kilka głębokich wdechów i przykładam strzelbę do ramienia, żeby odpowiednio ją ustawić. Odblokowuję strzelbę.

Sparare — mówię do Marianny, która wypuszcza w powietrze tarczę.

Chwilę ją obserwuję, po czym ciągnę za spust. Tarcza rozpada się na kilka drobnych kawałków. Uśmiecham się z satysfakcją, blokuję broń i ją opuszczam. Czuję lekki ból w ramieniu, ale jest do zniesienia.

— Widzisz, mówiłam, że sobie poradzisz. Poćwicz jeszcze trochę.

Robię, co mówi. Babcia mi się przygląda, udzielając różnych wskazówek. Po kilkunastu minutach rozluźniam się całkowicie i trafiam praktycznie za każdym razem. Babcia odwraca się i zmierza powoli w stronę domu, a ja całkowicie skupiam się na latających celach.

— Umiesz strzelać?

Odwracam się na dźwięk głosu, od którego przyspiesza mi serce. Już od jakiegoś czasu coś się dzieje między mną, a Crisem. Nie nienawidzę go. Pragnę go. Chcę go obok siebie. Czuję do niego, coś więcej niż bym chciała.

Chyba się w nim zakochuję.

— Jak widać — odpieram z lekkim uśmiechem.

Babcia przygląda nam się badawczo, wita się z Cristiano, gdy go mija, po czym wchodzi do domu.

— Co tu robisz? — Pytam, zabezpieczając i odkładając broń.

— Przyjechałem po ciebie — odpowiada, powoli schodząc po schodach z tarasu na trawnik.

— Po co?

Jestem zaskoczona, bo nie spodziewałam się go tutaj. Miałam wrócić z ochroniarzem, który mnie tu przywiózł.

— Jedziemy do jubilera — odpowiada, stając przede mną.

Moje serce wywraca koziołka. Wiem, że to tylko przedstawienie, ale gdzieś w głębi, chciałabym, żeby to znaczyło dla niego coś więcej.

— Czyli idziemy na całość — mówię, udając, że jest mi wszystko jedno.

Zdejmuję rękawiczkę, odkładam ją na stolik, obok mojej niedopitej gorącej czekolady i wolnym krokiem zmierzam w stronę schodów.

Brunet dogania mnie i staje na pierwszym stopniu, blokując mi przejście.

— Musimy być wiarygodni — mówi z pełną powagą, marszcząc przy tym brwi.

Cappuccio ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz