*POV LEVI*
W niedługim czasie całym oddziałem ruszyliśmy do wymarszu. Nora mignęła mi tylko jeden raz gdzieś na dachu. Miała wtedy zabandażowaną rękę. Naprawdę zaczynam się o nią martwić. Pierwszy raz poczułem od niej... coś takiego. Znamy się całkiem dobrze, zdarzały się takie dni gdy była ewidentnie smutna. Ale teraz to było coś innego. Nie pytałem się o dezertera, może coś z nim już zrobili. Nie mam pojęcia, nie miałem się tym zajmować. Ewentualnie operacja się nie powiodła, ale przecież Nora jest najlepsza i nigdy nie zawiodła. Mimo wszystko naprawdę czuję, że coś jest ewidentnie nie tak.
Znam swoich żołnierzy, są dla mnie cenni. Chociaż nie jestem zbyt wylewny i trzymam się na uboczu, to dobre rozumienie swojego oddziału to podstawa. Tego nauczyła mnie Nora. Więc od zawsze bardzo uważnie obserwowałem swoich żołnierzy. Doskonale znam ich humory, wady i zalety. Znam też Norę, przecież spędziliśmy trochę czasu razem. Naprawdę nie wiem... coś bardzo na nią wpłynęło. Jakby dodatkowy, ogromny ciężar. Chciałbym z nią porozmawiać, jakoś wesprzeć. Tylko tyle mogę, jestem od niej słabszy. Nie mogę pomóc jej w walce, ani nic zaradzić z jej dowódcą. Chciałbym dać jej wsparcie, ale jedyne co na razie potrafię to rozmawiać. Wysłuchiwać jej, dawać jakoś poczucie, że nie jest sama.
Pewnie Hycel lepiej ją wspiera, przecież jest w końcu jej chłopakiem. Poza tym znają się od dawna.
Zacisnąłem pięść. Jestem taki do niczego, kurwa, nawet nie jestem w stanie jakoś jej dobrze pomóc. Kurwa mać. Jedyne czego chcę, to żeby była szczęśliwa. Niech nawet będzie radosna z Hyclem, z kimkolwiek dla niej dobrym. Muszę po prostu ją sobie odpuścić. Nie jestem nawet zbyt pomocnym przyjacielem, a co dopiero miałbym być chłopakiem. Naprawdę Levi, co ty sobie myślisz? Że dałbyś radę jej pomóc? Przecież ty nawet rozmawiać nie umiesz porządnie, chociażby kurwa krztyny wyraźnego uczucia pokazać.
Jestem taki kurwa do niczego.
-Kapralu Levi... czy... - zaczął Jean, ale na mój wzrok widocznie się zestresował. Cały oddział patrzył się na mnie zmartwiony.
-Na pewno wszystko w porządku? Wygląda Kapral na bardzo zmęczonego, może zrobimy postój? - zaproponował Connie. Nie mogę się tak dekoncentrować, nawet moi żołnierze to widzą.
-Żadnych przerw, wynośmy się z tego burdelu. - odpowiedziałem i przyspieszyłem kroku.
W szybkim tempie wyszliśmy na powierzchnię, gdzie nieco lepiej się poczułem. Wreszcie rześki wiatr i bezchmurne niebo. Mimo wszystko nadal się martwiłem. Na pewno było coś nie tak.
Podążyliśmy w stronę boksów, gdzie wcześniej odstawiliśmy nasze wierzchowce. Czekał tam już oddział Nory. Dziewczyna była nadal ewidentnie przytłoczona. Hycel trzymał się blisko niej.
Zaczęliśmy siodłać konie, a Mikasa poszła uregulować płatności za opiekę nad zwierzętami pod naszą nieobecność. Mój ogier niespokojnie się kręcił. Był równie poddenerwowany co ja.
Po kilkunastu minutach wszyscy byliśmy gotowi do wyjazdu, ale Nora i Hycel gdzieś zniknęli. Nie miałem ochoty już dłużej tutaj siedzieć, chciałem się zamknąć w swoim pokoju i pobyć sam.
Wyszedłem na tył budynku, bo podobno tam się pokierowali. Usłyszałem głęboki głos Hycla, ale poczułem nieprzyjemne spięcie. Schowałem się za ścianą i delikatnie wyjrzałem.
Nora tuliła się do mężczyzny, prawie znikając w połach jego płaszcza. Mocno ściskała jego ubranie, wpijając w nie swoje palce. Czy ona... płacze?
Poczułem mocny ucisk na sercu. Pierwszy raz widzę ją w takiej sytuacji. Ale dlaczego? Co się stało?
-Będzie w porządku. - uspokajał ją Hycel. Wydawał się naprawdę ogromny. Jak opiekun, starszy i cierpliwy brat. Mimo wszystko widziałem jak również jemu trzęsą się ręce, choć Nora tego nie widziała. Mocno przytulał dziewczynę.
CZYTASZ
Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)
FanfictionWitaj w Czwartym Korpusie, tylko dzięki nam Paradis może zwać się Rajem dla Erdian. To My tuszujemy prawdę - szybko, po cichu i bez wahania. Słodka niewiedza ma swój koszt. Nasi żołnierze ustalają cenę.