—
#corpoboyff na Twitterze!
—Harry wstał rano pełny energii.
Kochał nowe wyzwania, i dlatego był już gotowy na podjęcie nowych. W nocy bawił się w firmowych programach, aby jak najszybciej zrozumieć i przyzwyczaić się do ich roli i działania. Robił wykresy i obliczenia. Powtarzał wszystko co zapamiętał z nauki z szefem, a kiedy czegoś nie rozumiał, z pomocą przychodził mu Niall, który na szczęście nie spał, i jedynie wyczekiwał na wiadomości od bruneta.
Harry mieszkał w swoim własnym mieszkaniu, oddalonym od miejsca jego pracy o siedem i pół kilometra. Nie wiedział co go wczoraj natchnęło, aby przejść taką odległość na piechotę, ale zdecydowanie nie żałował. Zwiedził nową okolicę, i napatrzył się na wszystko z czym będzie musiał żyć przez najbliższe lata, jak nie na zawsze. Dziś jednak zamiast swoich nóg wybrał podróż samochodem.
Ubrany w czarne spodnie garniturowe, czarną koszulę, czarną marynarkę, oraz z czarno-białą chustą jako dodatek zawieszoną luźno na swoich ramionach, prezentował się naprawdę dobrze. Chciał dodać do tego jeszcze kapelusz, który jego zdaniem pasował do wszystkiego idealnie, ale oszczędził go sobie, z racji że i tak bardzo musiał go ściągać.
Uwielbiał swój styl, i zdecydowanie był on czymś, dzięki czemu brunet wyróżniał się od reszty. Dresscode obowiązujący w pracy jednak ograniczał, czy w ogóle uniemożliwiał mu wykorzystanie unikatowych i pięknych kolorowych ubrań z szafy. Tak czy siak radził sobie całkiem nieźle.
Nie wiedział gdzie korporacja ma swój parking, i czy w ogóle taki posiada, więc postanowił skorzystać z wolnego miejsca pod cukiernią. Była ósma pięćdziesiąt, więc miał jeszcze dziesięć minut. Był spokojny, bo musiał jedynie przejść przez pasy, i dostać się na pierwsze piętro.
Stanął przed drzwiami do korporacji, lecz te nie otworzyły się jak poprzedniego ranka. Rozejrzał się na boki czując ogromną kompromitację, z racji że za szklanymi drzwiami kręciła się masa osób, a on ciągnął za klamkę jak dureń. Czuł jak jego policzki się palą.
— Dzień dobry, Harry. - Nagle usłyszał przy swoim uchu głos Louisa. — Musisz iść ze mną do mojego biura, zapomniałem dać ci wczoraj karty. - Dodał i podszedł do czytnika, przykładając do niego biały plastik. — Do swojego biura i pokoju grupy też bez niej nie wejdziesz, przepraszam za to. Kompletnie wyleciało mi z głowy.
Nie wyleciało mu z głowy. Zrobił to specjalnie, aby spędzić z loczkiem trochę czasu następnego dnia.
Harry przytaknął głową w zrozumieniu. Nie wiedział że takowe karty istnieją, z racji że nie zwrócił na to uwagi. Ale po chwilowych namysłach zorientował się że nie zastanawiał się nad kartami, z racji że wszędzie chodził z kimś, i to pracownicy otwierali mu drzwi. Niall był akurat na korytarzu kiedy to Harry wracał od Louisa, i brunet uświadomił sobie że gdyby go tam nie spotkał, to wtedy tak jak teraz miałby niemały problem.
— Bez problemu. - Odparł Harry przeczesując włosy palcami.
— Możemy wstąpić jeszcze na chwilę do socjalnego? Potrzebuje kawy. - Louis bez odpowiedzi skierował się w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
Harry nawet nie wiedział że w tym budynku istnieje coś takiego jak pokój socjalny. Wiedział że raczej powinien istnieć, ale nie rozmyślał nad tym wcześniej, tak samo jak nad kartami. Teraz zaczął się zastanawiać jak wygląda, i czy są tam ekspresy do kawy których nie ma jeszcze nawet w sprzedaży. Wszystko tutaj wyglądało na niesamowicie drogie i nowoczesne.
Louis ruszył w prawo, w stronę drzwi które nie były jakkolwiek podpisane. Nacisnął na klamkę i wyciągnął telefon z kieszeni, puszczając Harry'ego przodem. Brunet naprawdę z trudem powstrzymywał uśmiech w czasie aktu ukazującego to, jakim jego szef jest dżentelmenem. Szedł przodem, w czasie kiedy Louis dreptał zaraz za nim.
CZYTASZ
My Corpo Boy | larry stylinson fanfiction
FanfictionHarry w drodze do swojej nowej pracy zahacza o cukiernie, gdzie napotyka pięknego niebieskookiego mężczyznę. Nieznajomy postanawia zagadać do loczka, a Harry poddaje się pokusie i zgadza się na mały flirt. Ta decyzja okazała się być jednak błędem. ...