#31 Breakfast

695 65 65
                                    

(rozdział nie został sprawdzony)


#corpoboyff na Twitterze!

ostatni!!!! 😙

Hiszpania.

To jedno słowo chodziło po głowie Harry'ego od naprawdę długiego czasu. Tak naprawdę to przez wszystkie dni, od dnia w którym dowiedział się że jest na liście. Łącznie z nim, o czym prawdopodobnie nie zapomni nigdy.

— Daj mi spać! - Krzyknął Louis podrywając się do pozycji siedzącej. — Jezu Chryste!

— Nie ma żadnego spania! - Odparł Harry wskakując na łóżko, stając pomiędzy ciałem Louisa, zaczynając podskakiwać w górę. — Wstawaj, trzeba jechać!

— Harry... - Jęknął Louis pozwalając na to aby jego ciało bezwładnie unosiło się we wszystkich kierunkach.

Po paru wysokich podskokach Styles z tupetem opadł w dół, przysiadając na brzuchu Louisa, który kaszlnął i zgiął się w pół. Tak naprawdę to loczek nie usiadł mocno, wręcz przeciwnie- Zrobił to delikatnie. Jednak tak bardzo nastraszył Louisa, że ten od razu się rozbudził, mając wrażenie że jego wnętrzności zostaną zgniecione.

— Myślałem że umrę. - Odetchnął z ulgą, opadając plecami na poduszki, jedną dłoń układając na udzie młodszego, drugą zaś zakładając za głowę. — Hej, śliczny. - Uśmiechnął się kiedy Harry wyciągnął się w jego stronę, zostawiając buziaka na jego wargach. — Powiesz mi czemu tak wcześnie?

— Ponieważ nie mogę spać, i jestem strasznie zestresowany, i potrzebuje cię żeby się uspokoić.

— Chodź do mnie. - Mruknął sennie, aby następnie przesunąć dłoń na plecy loczka i przycisnąć go do swojego ciała. — Przygarniemy jeszcze godzinę? Proszę. - Mlasnął przekręcając się na lewy bok, kiedy to Harry runął na materac obok niego, zostając mocno przytulony przez szatyna.

— Nie zasnę, Lou. - Szepnął otulając starszego rękoma w pasie, cmokając go w obojczyk.

— Nie rozbudzaj mnie, proszę. - Odetchnął głęboko, czując jak po jego ciele przebiegają dreszcze. — Która godzina?

— Za dwadzieścia cztery minuty masz pobudkę. - Oznajmił przymykając oczy.

— Fajnie. - Odparł z mocną chrypą. — Czym się stresujesz? - Spytał jeżdżąc kciukami po łopatkach loczka.

— Lotem. Odprawą. Cholernie stresuje się odprawą.

— Śmiesznie by było jakby cię nie przepuścili.

— Ale weź tak nie mów nawet, jesteś koszmarny.

— Żartuje. - Parsknął uśmiechając się szeroko. — Nie masz się czym martwić. Jak nic nie brałeś, i nic nie przemycasz, to jesteś bezpieczny. - Przełknął ślinę aby następnie odchrząknąć. — Matko, ale będę spać w tym samolocie.

— Nie dziękuj misiu.

— Nawet się nie odzywaj. Cudowną pobudkę mi zagwarantowałeś, naprawdę Harry, jesteś cudowny.

Po 20 minutach porannej rozmowy i ciągłego zanurzania się w swoich objęciach, w końcu zwlekli się z łóżka. Louis ubrał się w proste czarne jeansy i czarną koszulę, Harry zaś w czarne spodnie w kant i białą koszulę. Szatyn poinformował młodszego o tym że może ubrać się komfortowo, i nie wskakiwać w zbyt oficjalne ubrania, z racji że dziś nie pracują. Mimo wszystko Harry chciał zachować choć odrobinę profesjonalizmu, dlatego też nie wskoczył w dres.

— Jest dobrze? - Spytał brunet siedząc na łóżku, obserwując jak Louis sprawdza ciężary ich walizek za pomocą ręcznej wagi.

— Jest dobrze. Mamy jeszcze sporo kilogramów, więc na spokojnie wystarczy na pamiątki. - Oznajmił Louis wypuszczając walizkę. — Zjemy śniadanie na mieście, czy chcemy coś zrobić?

My Corpo Boy | larry stylinson fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz