—
#corpoboyff na Twitterze! (ostatnio zadałem tam parę pytań, możecie odpowiedzieć będzie supi)
—Sobota. Dzień, przed którym Harry przestrzegał się tak bardzo.
Ubrany w czarne dresy i czarną bluzę z nadrukiem małej gwiazdki, siedział w samochodzie obok Louisa. Szatyn obiecał mu, że zawiezie go w to miejsce od razu po pracy, odbierając go spod jego bloku, i że będzie czekać na parkingu, żeby w razie czego być blisko.
— Nie stresuj się. - Poprosił starszy układając dłoń na udzie loczka.
— Jak mam się nie stresować?! - Oburzył się zielonooki, zakrywając twarz dłońmi.
— Zawracam. - Ogłosił szatyn zwalniając.
— O mój... ! Jedź! - Pogonił go Styles. — Po prostu... Nie wiem, czego mogę się spodziewać.
— Nie nastawiaj się do niczego. - Odetchnął dodając gazu. — Bądź sobą, śledź jego zachowanie. I bądź bezpieczny. - Przestrzegł go, wjeżdżając na parking, zajmując pierwsze wolne miejsce. — Błagam cię Harry, bądź bezpieczny. - Poprosił wzdychając cicho, odkręcając się w jego stronę.
— Będę. - Obiecał uśmiechając się delikatnie, pochylając się, aby skraść starszemu buziaka. — Dzięki za podwózkę.
— Miłego treningu. - Uśmiechnął się niebieskooki. — Po prawo zaraz za bramą jest boczna uliczka, będę tam czekać, okej? - Powiedział. Uważał że tak będzie bezpieczniej. Nie potrzebował Brada i jego kolejnych filmików, nie wiadomo co mogło mu strzelić do głowy. Co jeśli by ich śledził?
— Jasne. Do zobaczenia.
Harry wyszedł z samochodu, i uśmiech od razu uciekł z jego twarzy. Poprawił torbę na swoim ramieniu, i dotknął dolnej wargi opuszkami palców, ciągle czując na niej miękkie usta Louisa. Opuścił rękę w dół i pewnym siebie krokiem ruszył do wejścia, w przelocie ściągając z nadgarstka swoją gumkę, wiążąc samą górną warstwę włosów w niechlujnego koka, zostawiając dolne loki w spokoju, tak że te przykrywały jego kark.
Wszedł do szatni, zajmując miejsce przy swojej ławce. Ściągnął dresy, zaraz wsuwając na swoje nogi granatowe szorty. Ściągnął również buty, zastępując je wygodnym obuwiem do ćwiczeń, uprzednio wypełniając ich wnętrze mgłą dezodorantu do butów. Podciągnął swoje długie białe skarpetki aż do połowy łydek, i wstał na proste nogi, wrzucając torbę do szafki, wyciągając z niej antyperspirant.
Ściągnął bluzę przez głowę, wrzucając ją do szafki. Użył kosmetyk pod swoimi pachami, następnie rzucając go na czarne ubranie. Końcowym etapem była już tylko biała koszulka, którą wyciągnął z torby razem z bidonem wody. Bez okrycia górnej części ciała ruszył do łazienki, stając przy umywalkach, które nijak nie były oddzielone od szatni, jednakże od nich odchodziło się do jednego pomieszczenia z ubikacjami, i drugiego z prysznicami. Spojrzał na swoje odbicie, uśmiechając się na widok powoli opuszczających jego ciało malinek sprzed prawie tygodnia.
Nie powtórzyli ani tego, ani nic innego związanego z seksem przez cały tydzień. W głównej mierze praktycznie w ogóle się wtedy nie widzieli, z racji że obaj wciągnęli się w wir nieustannej pracy. Louis nawet nie zaglądał do biura Harry'ego, przeżywając zbyt duże zamieszanie w związku z zatrudnioną ochroną i zmianą kodów w drzwiach przez wtargnięcie Brada, oraz oczywiście planowaniem wyjazdu, do którego brakowało coraz mniej.
— Pięknie, Harry. Pięknie.
Brunet szybko spojrzał za siebie, korzystając z lustrzanego odbicia. W progu, oparty o framugę drzwi, stał nikt inny jak Brad. Zielonooki przełknął ślinę, odkręcając się w jego stronę, mocniej ściskając w dłoni materiał koszulki.
CZYTASZ
My Corpo Boy | larry stylinson fanfiction
FanfictionHarry w drodze do swojej nowej pracy zahacza o cukiernie, gdzie napotyka pięknego niebieskookiego mężczyznę. Nieznajomy postanawia zagadać do loczka, a Harry poddaje się pokusie i zgadza się na mały flirt. Ta decyzja okazała się być jednak błędem. ...