Zostawcie mi trochę komentarzy do poczytania 🙇🏼♂️
—
#corpoboyff na Twitterze!
—Do ogłoszenia listy osób które jadą do Hiszpanii został tydzień. Była godzina osiemnasta, Louis siedział w swoim domu przy biurku. Nie pamiętał kiedy był w tamtym miejscu ostatni raz, aczkolwiek wiedział, że w ogóle nie tęsknił.
Od czterech dni nie widział Harry'ego. Nie spotykali się ani w pracy ani poza nią, a wiadomości jakie wymieniali były krótkie i mało treściwe. Wszystko tylko przez wyjazd, którego Louis był organizatorem, przez co musiał dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Szatyn pierwszy raz od naprawdę długiego czasu został w domu, aby w nim pracować. Rano nie potrafił zebrać sił do tego aby wybrać się do pracy. I tak czuł się ledwo przytomny. Nie liczył ile razy przysnął przed laptopem, ile błędów musiał poprawiać, czy jak mało jadł. Czuł się po prostu tragicznie.
Miał podkrążone oczy, posklejane włosy, suche gałki oczne. Nawet jego palce odmawiały posłuszeństwa, kiedy to gubił się we wpisywanych literach, tworząc nieistniejące słowa. Nie wspominając już o niesamowitym bólu lędźwi czy karku.
— Cholera jasna. - Fuknął biorąc głęboki wdech przez nos. Zgarnął z biurka paczkę papierosów, odpalając jednego z nich.
Zgarnął grzywkę swoich włosów i ułożył ją na swoim czole, uderzając potylicą w oparcie fotela. Wypuścił dym w górę, patrząc na to jak siwy kłąb wypełnia przezroczystą przestrzeń w sypialni.
— Zastrzelę się. - Zamruczał, wesoło podgwizdując pod nosem.
Chciał zrobić dziś wszystko, aby mieć wolny weekend. Obiecano mu, że dostanie wolną sobotę za to co zrobił. To była jego jedyna motywacja, z racji że w następnym tygodniu chciał zabrać się za kolejne potrzebne elementy, takie jak swoja normalna praca czy konferencje, których szykowało się sporo.
Wrócił do poprzedniej pozycji, wlepiając wzrok w ekran. W jednej dłoni trzymał papierosa, drugą zaś obsługując myszkę. Był tak bardzo zmęczony, że czuł, jak jego tułów opada na biurko. Nie mógł sobie na to pozwolić. Chciał utrzymać się dalej. Chciał doznać czegoś, co mogłoby pozwolić mu czuć.
Przetarł twarz dłonią, myśląc o Harrym. Myśląc o tym co mógł zrobić, aby sprawy były lepsze. Żeby obaj czuli nieprzemijające szczęście i trwali w miłości jak najdłużej. Bał się, że prędzej czy później nastanie moment w którym będą skazani na rozłąkę, kiedy to nie będą mogli znieść tej kilkucentymetrowej przestrzeni między sobą, której nie będą mogli pokonać. Która będzie trzymać ich na dystans, i powoli odsuwać od siebie bardziej.
Spojrzał na papierosa w dłoni, i jego pomarańczowy żar. Z głębokim wdechem zaczął powoli przesuwać spalony tytoń w stronę swojej skóry.
— Louis?! - Szatyn usłyszał znajomy głos, którego ostatnimi czasy nie dane mu było słyszeć zbyt wiele. Przekręcił się na drugi bok, nadgarstkiem wycierając ślinę ze swojego policzka. Zasnął, a teraz kiedy się obudził, było już jasno. — Hej. - Podniósł wzrok w górę, widząc Harry'ego w progu. — Hej misiu, wszystko okej? - Zapytał ruszając w stronę łóżka, przyklękując na podłodze przy głowie szatyna.
— Jestem przemęczony. - Wyznał wyciągając ręce spod kołdry, przekręcając się na plecy. — Cieszę się że cię widzę. - Dodał przykładając dłonie do twarzy.
Harry uśmiechnął się szeroko, lecz zaraz cały pobladł.
Nie wiedział jak zareagować, nie wiedział co zrobić. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji, i miał wrażenie, że zaraz upadnie na podłogę.
CZYTASZ
My Corpo Boy | larry stylinson fanfiction
FanfictionHarry w drodze do swojej nowej pracy zahacza o cukiernie, gdzie napotyka pięknego niebieskookiego mężczyznę. Nieznajomy postanawia zagadać do loczka, a Harry poddaje się pokusie i zgadza się na mały flirt. Ta decyzja okazała się być jednak błędem. ...