XVI

284 21 46
                                    

tw/więcej niż zazwyczaj wulgaryzmów i przemoc/

Droga ze szkoły do kamienicy dłużyła mi się bardziej niż zazwyczaj. Powoli, jakby ociężale stawiałem kroki na nadgryzionych przez ząb czasu, rozpadających się już stopniach. Nie miałem na nic siły, miałem wrażenie jakby samo powietrze stawiało opór utrudniając każdy, nawet najmniejszy ruch, czy oddech. Całą moją świadomość przyćmiewało poczucie winy i beznadzieji. Byłem niesamowicie zmęczony; spałem niecałe 2 godziny, w nocy rodzice strasznie krzyczeli a ja bałem się o moją siostrę, która była powodem ich kłótni. Starałem się ją przed nimi obronić, chciałem żeby czuła się bezpiecznie i mogła spokojnie spać nie bojąc się o swoje życie, jak zasłużyło na to każde niewinne dziecko, dlatego nie spałem by w razie ich przyjścia po prostu jej nie skrzywdzili, jednak już od kilku dni nie spałem dobrze, zapomniałem też kupić jakiegoś energetyka, czy czegokolwiek co utrzymało by mnie na nogach kolejny dzień bez snu i po kilku godzinach takiego siedzenia obok śpiącej bezbronnej siostry pełny stresu i niepewności, przegrałem walkę z własnym ciałem, zapadając w niechciany sen tracąc kontakt z okropną otaczającą nas rzeczywistością, zastępując ją pustym szczęściem wywołanym brakiem udziału świadomości i życia. Akurat wtedy rodzice do niej przyszli. Obudziłem się słysząc jej głośne krzyki i płacz. Wolała o pomoc, a moje serce roztrzaskiwało się w drobny mak słysząc donośny, wysoki, skrzywdzony głos; była jedynie dzieckiem. Starałem się ich powstrzymać, jakoś uratować ją przed tym co zostało z kochających i pełnych wsparcia rodziców; teraz już jedynie potworów niszczących bezbronne życia. Jednak wszystko co zrobiłem tylko pogorszyło jej sytuację; czułem się jak jedno wielkie nic. Było mi tak przykro, że nie mogłem jej pomóc. Przepraszam.

Stałem przed drzwiami nie będąc pewnym, czy powinienem wejść, wolałbym żeby ich tam nie było, żeby nikt mnie nie zauważył, dlatego przygotowałem się na ewentualną ucieczkę, w przypadku gdyby jednak ktoś był w domu i mnie spostrzegł. Zrobiłem kilka niepewnych, powolnych kroków w kierunku mieszkania; bojąc się co mogę spotkać po ich otwarciu.

Moje całe ciało przeszedł dreszcz, wywołany kontaktem z zimną masywną klamką odgradzającą mnie od najgorszego koszmaru; już miałem nacisnąć klamkę, gdy nagle usłyszałem głośne, przepełnione agresją i gwałtem kroki zza drzwi, odsunąłem się wystraszony, nieprzygotowany na taki obrót spraw. Drzwi nagle się otworzyły,  a zza nich wyszła widocznie wkurwiona matka, która widząc mnie zmieniła swój kierunek zawracając z powrotem w stronę starego, śmierdzącego alkoholem i dymem papierosowym mieszkania, mocno owinęła swoją rękę na moim nadgarstku, odbierając mi możliwość ucieczki; po czym agresywnie wepchnęła mnie do środka. 

Rzuciła mną o podłogę, jak jakiś bezwartościowy worek zużytych ubrań, a ja nie zdążyłem złapać równowagi, wylądowałem leżąc na ziemi; byłem zdezorientowany nagłym kontaktem z twardą wykładziną. Wszystko działo się tak szybko, że zdążyłem jedynie osłonić głowę ramionami, niemalże natychmiast poczułem mocne kopnięcie w brzuch, które rozlało po moim ciele fale tępego bólu, bezwarunkowo podkuliłem kolana zasłaniając pulsujące obolałe żebra jednoczenie sprawiając, że kolejne kopnięcia skierowane były w nogi.

Po chwili jednak zaprzestała, miałem nadzieję że jej wystarczy; dlatego podpierając się drżącymi rękami, które ledwo wytrzymywały ciężar mojego obolałego ciała spojrzałem na matkę, która chwyciła butelkę po piwie i z impetem rzuciła nią w moją głowę, czułem drobinki szkła wbijające się, drapiące w szyję i wszędzie dookoła, mocny paraliżujący ból przeszył głowę, przez chwilę straciłem ostrość a obraz zaszedł dziwnym cieniem. Trzymałem rękę na głowie, próbując zmniejszyć ból i zasłonić przed ewentualnymi dalszymi uderzeniami; pod opuszkami palców poczułem szorstkość drobinek szkła wplątanych w rude kosmyki i wilgoć; drżąca ręka była przyozdobiona piękną czerwona cieczą, a ja zdezorientowany patrzyłem się w nią z niedowierzaniem, jak w największe dzieło sztuki muzealnej, gdyby nie nalał przeszywający mnie okropny ból uznałbym to za sen.

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz