XXIII

224 20 22
                                    

TW: Przemoc;


Stałem po środku dziwnie nie zdefiniowanego niczego, dookoła toczyło się wartkie życie, ale coś było inaczej; wszyscy otaczający ludzie dziwnie mi się przyglądali. KAŻDA osoba mi się przyglądała, KAŻDA z całego tłumu ludzi, którego końca nie byłem nawet w stanie dojrzeć. Patrzyli się jedynie na mnie. Wszyscy ludzie, cała ich setka, tysiąc, czy kilka tysięcy otaczających mnie; oddalających się na "bezpieczną odległość".

Proszę.

Dajcie mi spokój.

Proszę.

Przechodnie po krótkim kontakcie wzrokowym ze mną zaczynali, jakby w popłochu przed czymś uciekając, przepychać się przez tłum, przyspieszając swoje tępo; nerwowo wracając wzrokiem, sprawdzając czy nic ich nie goni, albo patrząc się jedynie przed siebie, bojąc odwrócić wzrok, nie ryzykując następnego spotkania spojrzeń. Zdezorientowany zacząłem rozglądać się dookoła, powodując tym samym zwiększenie ilości takich samych reakcji. Zaczynałem ciężej oddychać, próbując znaleźć odpowiedź pomiędzy ludźmi, jednak każdy na kogo spojrzałem uciekał.

Nie mogłem znieść tych wszystkich spojrzeń zwróconych na mnie, starałem zakryć się rękami, odnaleźć niepasujący we mnie fragment i się go pozbyć przed ich uwagą.

Przestańcie!

Proszę, przestańcie. Proszę...

Mój krzyk przemienił się w cichu szloch, a do oczu napłynęły mi łzy zniekształcając obraz dookoła mnie.

Zakryłem swoją głowę dłońmi, nie chciałem tego widzieć, nie chciałem mierzyć się z bolesną rzeczywistością.

Sam zacząłem uciekać, biegłem, zmierzałem w nieznanym mi kierunku; podążając za przerażonymi osobami. Tłum się przede mną rozstępował; panicznie się mnie bali, a ja żywiłem przerażenie w stosunku do nich.

Wpadłem na kogoś, przeprosiłem; nie uciekła.
Osoba nie uciekła!

Mój entuzjazm był w tym momencie nie do opisania; cały ten koszmar miał się za niedługo już skończyć, wszystko miało niebawem dobiec końca, wszystko miało już być dobrze.Stałem zachwycony patrząc na nieznaną mi kobietę, miała zakrytą twarz; gdy zdjęła maskę oddzielającą jej oblicze przez spojrzeniem innych, to ja zacząłem uciekać na jej widok. Teraz to ja uciekałem przed osobą, kobietą która zniszczyła mi życie, czy te wszystkie osoby uciekały z tego samego powodu? Czy skrzywdziłem aż tyle osób? Czy ja na prawdę, skrzywdziłem tyle osób?!

Uciekałem, biegłem ledwo oddychając, nie chcąc mierzyć się z matką, ani prawdą która się z nią wiązała. Zatrzymałem się nie mogąc złapać oddechu, nie oddychając; tracąc czucie całego ciała i tracąc świadomość otaczającej mnie dookoła wizji; oddając się niczemu.

Otworzyłem oczy, zobaczyłem matkę, matkę oraz ojca. Czekali. Na coś czekali.

Na co?

Na co?!


Wszędzie była krew; wszędzie aż mieniło się, od ciemno czerwonej cieczy, która utrudniała mi oddychanie; uniemożliwiającej mi mówienie. Siedziałem jedynie, z przerażeniem patrząc na rodziców, trzymających w ręce papierosy i dziwne naczynie w nietypowym kształcie wypełnione jakimś płynem.

Nic nie mówili.
Powoli, jakby zadowalając się chwilą wykonywali każdą czynność; zimne dreszcze przebiegły mnie po ciele w momencie gdy wylali na mnie zimny płyn, który pachniał jak benzyna. Płakałem, nie mogłem nic powiedzieć, nie mogłem się ruszyć. Chciałem wołać o pomoc. Próbowałem się wyrwać, uciec, oddychać.

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz