II

413 34 14
                                    

Wstałem niechętnie z łóżka żeby zaparzyć kawę, gdy wróciłem on dalej spał jak zabity, oprócz równomiernego oddechu nie okazując żadnych oznak życia, mimo wszystko nie wyglądał jak zazwyczaj. Wyglądał jakoś inaczej, nie miałem żadnego konkretnego powodu żeby zauważyć jakakolwiek zmianę, nawet wyimaginowaną, ale jednak wciąż usilny brak czegoś nieokreślonego rzucał się w oczy.

Nie zdjął nawet płaszcza.

Boże, czy on na prawdę nie może trochę ogarnąć tego syfu, albo zadbać o siebie? Byłem na niego wściekły, ale odgarnąłem kilka rzeczy z jego strony, szukając im miejsca, na tej zdecydowanie zbyt małej przestrzeni jak na dwie osoby.

Co ja właściwie robię? Nie jestem jego jebana gosposią.

Kurwa, ja na prawdę się o niego martwiłem, uświadomiłem sobie to niechętnie, teraz byłem wściekły na siebie, byłem jebanym hipokrytą, który nawet nie był w stanie wypełnić swoich niegdyś ustalonych postanowień, teraz ignorując je przez bezrefleksyjną złość; nienawidziłem też go za to że to właśnie przy nim najczęściej się na tym łapałem.

Podczas sprzątania jego rzeczy znalazłem kilka żyletek, które wypadły z jakiś przypadkowych zeszytów, czy innych mało określonych swoim przeznaczeniem, pudełek, zdjęć czy śmieci.

Kurwa.

Odwiesiłem jego płaszcz na wieszak.

Kurwa.

Zamarłem, gdy zauważyłem, że na rękach ma bandaże, całe jego ręce były nimi owinięte; jednak nie to mnie przeraziło a to, że w niektórych miejscach były całe czerwone.

Powietrze stało się cięższe do oddychania, czułem się współwinny, przecież powinienem zauważyć, powinienem się zorientować; oczywiście gdybym nie był tak ślepo zapatrzony w siebie.

Czemu.

Czemu?

Czemu!

Nogi się pode mną ugięły, oddychaj; czemu. czemu?!
Nie wierzyłem własnym oczom, znaczyło to że na prawdę miał problemy, nie był idealnym 'złotym dzieckiem'; nie chciałem jednak nawet dopuszczać tego do świadomości, zupełnie jakby miało to rozwiązać wszelkie problemy i wymazać ten fakt z otaczającej mnie rzeczywistości; jednak nic takiego się nie działo. Mimo to byłem na niego jeszcze bardziej zły; nie dawał tego po sobie poznać, po prostu udawał szczęśliwego, tak jakby to miało być łatwiejsze i mniej problemowe.

Kogo ja oszukuję od początku wiedziałem, że potrzebuję pomocy jednak z jakiegoś powodu nic z tym nie chciałem robić; a teraz obwiniałem go o moją złość, chociaż tak na prawdę byłem jedynym przez którego czyny i na którego na prawdę byłem wkurwiony, rozczarowany. Nie potrafiłem spełnić nawet swoich własnych oczekiwań, byłem żałosny.

Wyglądał tak bez bronnie gdy spał, a w tych jego za dużych ubraniach wyglądał jak pogubione dziecko.

Oddychał.

Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak.

*

Gdzie ty się wczoraj włóczyłeś?!

Zapytałem zdecydowanie za ostro jak na powitanie, które z założenia miało być przyjemne.

Jednak jedyne co zrobił to uśmiechnął się i odwrócił na drugą stronę łóżka, twarzą do ściany, jednocześnie zakrywając głowę poduszką, odcinając się od świata i światła przebijającego się przez okno.

Boże nie możesz spać cały dzień.

Powiedziałem podchodząc do niego, teraz szczelnie zawiniętego z pościel i zwiniętego na łóżku.

Jeżeli Kun ci coś powiedział to go nie słuchaj.

Powiedział machając ręką nad głową, próbując mnie odgonić, jak natrętną muchę przeszkadzająca mu w odpoczynku.

Chuja mi powiedział, nawet nie odpowiedział mi na co mu mój numer. A teraz wstawaj.

Chciałem mu pomóc, jednocześnie nie mając pojęcia co mogę zrobić; same chęci nie pomogą, nigdy nie wystarczały. Jednoczenie byłem podirytowany nie widząc żadnej poprawy z jego strony, będąc o krok od zmuszenia go siła do jakiejkolwiek codziennej, podstawowej czynności.

Może i starałem się być dla niego miły, ale wciąż byłem na niego mocno wkurwiony. Jego obecność doprowadzała mnie do szału, ale chciałem pomóc temu skrzywdzonemu człowiekowi, jako żywej osobie, a nie jako jemu.

Po dłuższej chwili leżenia ostatecznie wstał.

Ty to zrobiłeś...?

Zapytał zdziwiony widząc brak wszędzie porozrzucanych i rozłożonych w nieładzie rzeczy.

Nie kurwa wróżka świętego Mikołaja, swoją drogą mógłbyś czasem posprzątać swoje rzeczy.

Nie mogłem się skoncentrować.

Dorzuciłem po chwili usprawiedliwiając samego siebie, pomimo, że wcale nie obchodziły go żadne moje wymówki, przeciwnie; zupełnie nie zwrócił na to uwagi, miałem dziwnie trafne wrażenie, że to ja bardziej potrzebowałem tego wytłumaczenia niż on; nawet jeżeli tak na prawdę nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością.

Nie pomagałem. Wiedziałem, ale nie byłem w stanie wytrzymać jego egzocentrycznego zachowania, pozostawiał innym wrażenie jakby cały świat musiał podporządkować się do niego. Miałem wrażenie, że zasłużył na to wszystko, jednoczenie karcąc się za to w myśli; nikt na to nie zasłużył, a on tym bardziej nie zrobił nic złego, przelewałem na niego nienawiść do siebie, jednoczenie nadając jej kolejny powód; ustanawiając kolejną część w tym błędy kole.

Po chwili jakby dopiero co zorientował się, że przecież nie ma na sobie płaszcza od razu nierówno poprawiając długie rękawy bluzki, przytrzymując jej końce palcami; tak żeby nie było widać bandaży.

Pójdź się umyć.

Zaproponowałem mu, mając szczera nadzieję, że przyniesie mu to jakakolwiek poprawę, pomimo że wydawało się to mało realne.

Mhm, dobry pomysł. Ale czemu jesteś dla mnie nagle taki miły?

Zapytał.

Czasami powinien się po prostu zamknąć, co jednak oznaczało, że może uda mi się jakoś mu pomóc.

Jest już 13.

Zauważyłem.

Idź się umyj.

Musisz przestać pić tyle kawy.

Skomentował, miałem ochotę mu przyjebać, uważałem że zdecydowanie powinien zająć się bardziej sobą i swoim stanem niż mi dogryzać, jak tylko wyszedł za drzwi wylałem na nich całą gromadzoną do tej pory frustrację, mocno nimi trzaskając. Przy tym chuju będę musiał załatwić sobie jakieś leki na uspokojenie, żeby żaden z nas nie skończył martwy. Wrócił z tą swoją maską, którą zakładał do ludzi na co dzień; znów stał się tym 'uśmiechniętym bogatym dzieckiem', którego pierwszy raz widziałem w momencie, gdy pojawił się w drzwiach z torbą, jednak zauważyłem, że zmienił swoje bandaże na czyste i nowe.
Przynajmniej tyle.

***
obiecuje że kolejne części są lepsze, staram się to naprawić, ale nie wiem jak T-T

~943 słów~

Przepraszam za błędy jeżeli jakieś są.

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz