XXVII

191 14 25
                                    

Cisza.

Frustracja.

Dusząca cisza negatywnych emocji, chęć opuszczenia ciała; nieodparta potrzeba krzyku; bezradność, której tak bardzo nienawidziłem. Wewnętrzne uczucia, zbyt intensywne by je opisać, chęć sprowadzenia, czegoś; kogoś, do stanu pierwotnego. Zabójcze pragnienie palenia; pomagającą jednak dewastującą; niszczącą ciało; nadszarpującą umysł; jednak ratująca ducha, wyzwalająca umysł od szkód; od skrajnych emocji, które mnie przebodźcowały. Głębokie oddechy bez czystego tlenu; z nikotyną.

Spokój.

Złudny pokój; naiwna nadzieja na wytchnienie, jednak tak kusząca i tak atrakcyjna; zatapiająca czujność w chwili oddechu; spokoju od zbyt stresującej codzienności.

Nie zamierzałem się temu opierać; dawało mi to czego teraz najbardziej potrzebowałem.

Jednak niedługa minuta trwała zbyt krótko; spokój skończył się za szybko, a ja musiałem wracać do brusy żeby nie zamarznąć na śniegu. Chociaż w tym stanie nie obchodziło mnie czy dostałbym hipotermii, czy nie.

Schody niesamowicie mi się dłużyły, albo to ja wchodziłem po nich powoli, żeby jak najbardziej owlec spotkanie z Dazaiem.

Finalnie dotarłem, stałem przed tymi drzwiami jak idiota; jak jakaś ozdoba, która zdecydowanie nie zaliczała się do rzeczy żywych. Moje gwałtowne wejście poprzedzone głębokim wdechem, który w założeniu miał mnie przygotować na to co miało nadejść.

C:/ Tsk, dalej tu jesteś.

D;/ To ty wróciłeś szybko.

C;/ Nie tylko ty tu mieszkasz, kretynie.

Dazai nic na to nie odpowiedział, odwrócił się w drugą stronę i postanowił ignorować resztę moich prób nawiązania konwersacji. Minęło nieco czasu w milczeniu, każdy z nas zajął się swoimi sprawami, Osamu słuchał muzyki a ja próbowałem nadrobić materiał z historii, który baba zapowiedziała zaraz po świętach. Po około godzinie i wielu moich zwątpieniach co do materiału, który obejmował mnie w tym więzieniu edukacyjnym Dazai zaczął się ubierać do wyjścia. Nie trudziłem się pytaniami o cel, na które irytujący brunet i tak by nie odpowiedział, jedynie patrzyłem jak ubiera buty i cieplejszy płaszcz (którego swoją drogą nienawidził, ale wymusiłem to na nim dobrze chowając jego ukochany wiosenny).

C;/ Wróć przed nocą.

Dazai nic nie odpowiedział, po prostu wyszedł, czasami zachowywał się jak nieznośne dziecko. Mimo wszystko trochę się martwiłem, nie pyskował ani przez ułamek sekundy, nawet wzrokiem. Bałem się że nie wróci, zdążyłem przyzwyczaić się do jego irytującej obecności w moim pobliżu. Ale powtarzałem sobie, że na pewno wróci; nie wierzyłem w to, co nie oznacza że zamierzałem ograniczyć sobie tej iluzji. Mimo wszystko to nie ja popełniłem błąd, nie potrafiłem zrozumieć jak ktoś może mieć takie braki jakiejkolwiek empatii, w jaki sposób ktoś może się nie przejmować takimi rzeczami, nie znajdować w tym nic rażącego. Nawet jeżeli nie miał dobrych wzorców, kiedy dorastał, nie usprawiedliwiają one jego zachowania. Jak potrafił nie mieć ani cienia poczucia winy, czy wyrzutów sumienia?! Zachowywał się jak człowiek pozbawiony wartości moralnych, był pozbawiony człowieczeństwa. I mimo że w ty momencie nie potrafiłem ujrzeć go jako człowieka, nadal chciałem wpoić mu te wartości i przywrócić tą ludzkość. To zainteresowanie nim, o które nikt mnie nie podejrzewał, to którego nikt nigdy u mnie nie widział, tego któego nie dostrzegali, które ja pragnąłem zignorować.

On nie wróci. Nie wróci sam, przynajmniej.

Ubrałem słuchawki, ignorując wszystko co mój umysł miał mi do podsunięcia, irracjonalnego bądź uzasadnionego, nie miało to żadnego znaczenia; tych myśli nie było przy głośnej muzyce. Był jedynie błogi spokój, spokój i wytchnienie od niego, od wszystkiego co się stało, za co go obwiniałem i nienawidziłem.

Jeżeli nie było go w pokoju nie mógł narzekać na dym, z resztą zawsze wypomniałem mu wtedy bycie największym hipokrytą na świecie, jako osobie prawdopodobnie uzależnione od wszelkich możliwych używek, odcinający go od świata rzeczywistego. Sam nienawidziłem palić, może jednak byłem hipokrytą zupełnie jak on, jako że takowe refleksje nachodziły mnie jedynie po dokonanej czynności. Czasu przecież nie cofniesz, a postanowień nikt nie dotrzymuje.

Muzyka, głośna, błoga muzyka, ucieczka od rzeczywistości, jedyna stała.

Dazai nie wrócił tej nocy, nie żebym się tego nie spodziewał podświadomie, to też nie wywołało to we mnie żadnych większych emocji. Chciałem żeby wrócił, żeby przynajmniej on był bezpieczny w tym pojebanym świecie, ale przecież go nie znajdę. Nie mam pojęcia gdzie poszedł a to nie jakiś tani film, że oboje nagle doznajemy nagłego przypływu emocji względem siebie nawzajem oraz żalu i szukamy się, wybiegamy w niechlujnie zarzuconych ubraniach i rozwianych włosach, po to by finalnie w roztargnieniu wpaść na siebie, złapać kontakt wzrokowy i budując napięcie rzucić się w swoje objęcia. Nie miałem pojęcia gdzie może teraz być, miasto było za duże. Chciałem żeby był tutaj, żebym był pewny że to nie było nasze ostatnio spotkanie.

Nie chce żałować tak wiele czasu za niewykorzystane go przez tak krótkie okresy trwające długo. Jego zimne i wychudzone ciało, które mnie przytulało, które było tak bardzo żywe. Jego włosy które pomimo swojej niechlujności i braku zadbania wciąż były idealne. Jego nie idealny charakter. Chciałem wiedzieć że jest bezpieczny, tylko tyle. Proszę żeby był.

Złudna nadzieja człowieka żałującego.



-

ogłoszenia parafialne są takie że mam świadomość że zdecydowanie za długo trzymałam ten rozdział w draftach, kolejna jest taka że szkoła wyssała ze mnie więcej życia niż chuuya z dazaia w mandze (bo on żyje) no tak więc to tyle dobranoc miłego dnia

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz