XX

271 20 72
                                    

Zza niedosłoniętych rolet brutalnie przedzierały się pasma porannego światła wyrywając mnie ze snu, odbierając wszelką nadzieję na dalszy odpoczynek. Współlokator wciąż niezmiennie leżał na swoim łóżku pogrążony w głębokim śnie, zupełnie nie ruszony światłem ani hałasem, który wytwarzałem; od kiedy on dobrze sypiał? Wyglądał niewinnie, zbyt niewinnie jak na niego, zdecydowanie taki nie był. Nienawidziłem go. Nienawidziłem tego jak dobrze ukrywał przed światem kim jest, jednocześnie nikomu nie pozostawiając pozorów tego, że wcale nie jest tym na kogo się kreuje, był irytujący a ja nienawidziłem rzeczy których sam nie potrafiłem.

Jeszcze nie do końca rozbudzony wstałem,jednak trochę za szybko przez co pociemniało mi przed oczami a ciało wypełniła jakaś wszechogarniająca niemoc, która brutalnie chciała powrócić moje ciało do poprzedniej pozycji, obdarzając mnie wątpliwościami. Zignorowałem jednak mój stan i opierając się o ścianę po prostu skierowałem się w kierunku ubogiego aneksu kuchennego; z nadzieja, że kawa poprawi mój humor, chociaż troszkę.

Przypomniałem sobie o obietnicy złożonej Akutugawie, powinienem do niego przyjść i zamierzałem dotrzymać danego mu słowa, ale miałem też nieco inne plany na dzień wolny od szkoły, który zamierzałem spędzić na odwiedzeniu mojej siostry. Odkładałem to już zdecydowanie za długo, a wciąż nie wydawałem się przekonany co do podjętej przeze mnie decyzji. Dawno mnie tam nie było, jednak nie zmieniło to faktu, że nie chciałem się tam pokazywać; nikomu.

Pomimo głośnej pracy, nie najnowszego już, czajnika elektrycznego; brunet nadal się nie obudził, a ja po przygotowaniu się na wyjście po prostu opuściłem pokój, nawet go nie zamykając na klucz, pozostawiając pokój otwarty dostępem dla każdego, mając nadzieję, że ocieplana bluza wystarczy na mróz panujący na zewnątrz; siłą rzeczy musiała, bo i tak nie miałem nic ciepłego.

Pojechałem tramwajem, który spóźnił się przez utrudnienia pogodowe o co najmniej jakieś 7 minut, co pomimo wszystkiego mnie ucieszyło biorąc pod uwagę, że sam na przystanku pojawiłem się tam później niż planowałam początkowo; przez lód który jak na złość pokrył całe chodniki co do centymetra, niczym zbyt szybko rozmnażający się pasożyt atakujący bezbronne ciało, szukając nowych ofiar na każdym ich kroku, czekając na brak uwagi, refleksu czy równowagi niezdarnych bądź spieszących się ludzi.

Tramwaj był nieco bardziej zatłoczony niż zazwyczaj o tak wczesnej porze, po chwili dotarło do mnie, że mieliśmy wolne co nie oznacza, że dorośli zwolnieni byli z wykonywania swoich obowiązków i uczęszczania do pracy, a armia starszych pań w charakterystycznych moherowych beretach, które jak co dzień zmierzała w tylko im dobrze znanym kierunku, objętym tajemnicą przed całą resztą społeczeństwa, nie zrezygnowała ze swoich bezcelowych, z punktu widzenia całej reszty ludzi, wycieczek darmową dla nich komunikacją miejską.

Stałem przed drzwiami do klatki w której mieszkanie wynajmował mój przyjaciel obecnie pogrążony w paraliżującej melancholii zatapiając go w pustce, właśnie miałem zadzwonić pod właściwy numer mieszkania, widniejący na porysowanym i przeżartym czasem domofonie; gdy ktoś wyszedł, zostawiając drzwi otwarte na oścież, skorzystałem z okazji i skierowałem się, pokonując liczne schody i korytarze, w kierunku jego wynajmowanego mieszkania. Po części zaczynałem uczyć się już co zrobić z człowiekiem pozbawionym chęci i energii do życia, dzięki mojemu współlokatorowi, któremu czasami pomimo codziennego zażywania leków zdawały się zjazdy i epizody.

Nacisnąłem dzwonek do drzwi, z nadzieją że ktoś mi otworzy. Czekałem tak przez jakiś czas tracąc już nadzieję na dostanie się do środka i przypominając ostatnią moją wizytę; klamka tym razem jednak nie ustępowała, co oznaczało że drzwi musiały zostać zamknięte przez jego siostrę; czyli przyjechała.

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz