XXVIII

141 14 24
                                    

Obudziłem się instynktownie patrząc na łóżko, które nie było idealnie pościelone, czy wolne od plam po jedzeniu i krwi; jednak było puste. Nie spodziewałem się niczego więcej. W pokoju było duszno i prawdopodobnie powinienem go przewietrzyć, jednak wstanie z łóżka zajęło mi zawrotną ilość czasu. Na zewnątrz nadal było zimno, i przez chwilę gdy w końcu popatrzyłem na telefon czułem, że stanęło mi serce. Chwilowa panika, myśli natrętne i szybkie, urwany oddech w momencie, gdy próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie, dlaczego nadal tu jestem starałem się uspokoić. Bo była już dziewiąta, a nawet kilkadziesiąt chwil po niej. Mój krótkotrwały zawał nie ustąpił w momencie, gdy przypomniałem sobie o odwołanej pierwszej lekcji, jednak adrenalina za wolno schodziła z organizmu.

Podszedłem do szafki, która miała w sobie małą, turystyczną i nielegalną jak na regulamin bursy, lodówkę. Wyciągnąłem jakieś resztki z ostatniej wizyty w sklepie i położyłem na nieco zeschniętą kromkę chleba. Nie było to wymarzone śniadanie ale byłem głodny, a nic innego i tak nie miałem, popiłem to wszystko kawą. Było pusto. Było cicho. Nie przeszkadzało mi to.

Nie spieszyłem się starannie wybierając ubrania, czy myjąc twarz. Spakowałem książki do nieco już wymęczonego przez życie plecaka i wyszedłem. Odniosłem klucz do portiera, odpowiadając na przelotne "Dzień dobry, miłego dnia". Nadal miałem chwilę, wyciągnąłem papierosa z paczki, z przyzwyczajenia, bądź uzależnienia; nie miało to większego znaczenia. Lubiłem to uczucie i smak, pomimo że nie potrafiłem znieść zapachu. Na polu było zimno, a palce w których trzymałem papierosa wydawały się tracić czucie, mimo to schowałem je do kieszeni kurtki dopiero kiedy wyrzuciłem peta.

Gdzieniegdzie nadal widniały świąteczne ozdoby i pełne błysku witryny sklepów, rzucające nieco jaskrawego koloru w tym szarym mieście. Po drodze mijałem ludzi, kupki śniegu, pary, przyjaciół, rodziców i dzieci, którzy śpieszyli się do swojego życia.

Do szkoły przeszedłem za wcześnie, więc stałem opierając się o ścianę i wzrokiem szukając nie ułożonej czupryny szatyna. Porozmawiałem chwilę z Akutugawą, który nadal nie wyglądał najlepiej, mimo to przyszedł do szkoły i wydawał się całkiem przyjemny, jak na niego.

Na lekcjach nie było Dazaia, byłem tego pewny a mimo to nadal sprawdziłem, tak dla pewności czy nie pojawi się w ławce obok po prostu dla zrobienia mi na złość, że nie miałem racji. Na matmie musiałem poradzić sobie sam, po kolejnej wizycie przy tablicy, która wydawała się być moją setną z rzędu, w końcu zacząłem rozumieć i poprawnie używać wzorów i twierdzeń. Zastanawiałem się, czy naprawdę tak łatwo było go zastąpić.

Nie słuchałem tych monotonnych wykładów i prób wlania w nas programowej wiedzy. Przechodziłem z sali do sali, na coraz to inne przedmioty. Pomimo, że wydawało mi się, że wszyscy mówią to samo, a jednocześnie nie mówią nic, ot co nieistotny potok słów który jedynie zapycha czas. Patrząc się po innych uczniach, widać było ze sami jeszcze nie wyszli ze wspomnień przerwy świątecznej i wcale nie planowali się uczyć.

Lekcje się skończyły, nie przykładałem do nich większej wagi, jakoś zlały się w całość i nie mogłem odróżnić lekcji pierwszej od setnej czy nawet tysięcznej, pomimo, że każda sekunda trwała właśnie tyle samo ile powinna z założenia.

Tramwaj. Portierka. Obiad. Zadania. Muzyka. Prysznic. Książka. Spanie.

Rano nadal go nie było, a bałagan zostawił po sobie identyczny, słyszałem że ludzie, którzy chcą się zabić i planują to zrobić w najbliższym czasie sprzątają pokój i swoje rzeczy. Ciekawe, czy jest to uwarunkowane przez organizm, czy samo zmuszenie się; na przykład chwilowy przypływ chęci i motywacji, czy chęć nie pozostawiania po sobie problemu dla bliskich. Nie otwarłem dzisiaj okna, i tak było identycznie duszno co wczoraj. Wybrałem podobne ubrania. Śniadanie zjadłem w biegu. "Dzień dobry", jedynie gdzieś mi przemknęło i chyba z moich ust, gdy oddawałem klucz do pokoju.

Lekcja, pusta ławka.

Koniec lekcji.

Na polu jest identycznie zimno, więc stoję paląc kolejnego papierosa, opierając się o ścianę, która też była zimna. Niesamowicie monotonny widok; auta, z reguły czarne bądź srebrne, przechodnie wpatrzeni w bruk, lub śpieszący w swoim kierunku. Żadnych zwierząt, kolorów, czy śmiechu. Ot co, nowoczesne życie. Sprawdzam telefon, ale szpital nie dzwonił. Jako, że obydwoje uznaliśmy to za stosowne, ustawiliśmy siebie nawzajem za osobę kontaktową i upoważnioną do otrzymywania informacji o stanie pacjenta. Tak by było łatwiej powiadomić nauczycieli, czy wyjaśnić nieobecność tego drugiego wychowawcy.

Obiad. Zadania. Muzyka. Umyje się jutro. Spanie.

Jego łóżko jakby ze mnie szydziło, to same ustawienie porozrzucanych ubrań, nadal będące jedynym co witało mnie z rana. Cisza, która mi nie przeszkadzała.

Na polu było zimno, zdawało się że znowu próbowałem zasnąć, ale było zbyt duszno. Kiedy ja ostatnio otwarłem okno?

Tydzień minął monotonnie, bo nie szybko. Jednak streścić go można było w ciszy, pustym akapicie, możliwe że zatracałem się do samotności ponownie, pomimo, że ten tydzień widniał jako pusta strona, trwał dokładnie tyle samo, a każda minuta wydawała trwać się dokładnie 60 sekund i ani jednej któcej.

Przyłapałem się na szukaniu myślami czegoś, co było by w stanie powtórzyć to niechciane z początku uczucie stresu i strachu, które czułem tydzień temu. Jednak przestałem myśleć o swoich czynach,czy czymkolwiek, nie rejestrując moich myśli czy wyborów, cały ten tydzień był zbyt monotonny.

Poszedł więc do klubu, nie planował pić, ani się upić. Mimo to kupił najtańszego drinka, nigdy nie pił i nie planował pić, teraz jednak zignorował możliwe konsekwencje i po prostu rozkoszował się nowym smakiem. Ciepłym paleniem w gardle, które przechodziło do żołądka, rozgrzewając i piekąc. Wzrokiem namierzył parę zbyt mocno się obściskującą, zbyt ostentacyjnie zachowywującą się by zostali uznani za parę darzącą się prawdziwą miłością a nie jedynie momentami nagłej częstej rozkoszy i kilku gwałtownych ruchów. Dziewczyna na oko w jego wieku, mocnym makijażu i prostych, przeciętnych włosach, obcisłej czarnej sukience sięgającej jej niewiele poza pośladki. Nie była w jego typie, ale teraz była idealna. Jej chłopak akurat odszedł, Chuuya nie wiedział po co, i go to nie obchodziło. Usiadł obok dziewczyny i przekrzykując głośną muzykę starał się zwrócić jej uwagę. Postawić kilka drinków i upić bardziej niż już była, a ona nie zaoponowała. Dowiedział się, że była starsza od niego i studiowała, nie powiedziała jednak co. Nie zdążyła, bo wrócił jej chłopak, który bez większego zastanowienia uderzył Chuuyę w twarz i wziął zamach, gotowy do wymierzenia kolejnego ciosu. On był jednak pijany a z alkoholem pomimo mniejszej rozwagi i myślenia, idzie również gorsza koordynacja ruchowa.

Zostali wyprowadzeni z baru. Chuuya poszedł w stronę bursy, paląc kolejnego papierosa, który tym razem miał posmak metalicznego tytoniu. Nie obchodziło go jak wyglądał, bo widocznie musiał mieć rozciętą wargę i przynajmniej przecięty policzek, to by wyjaśniało, czemu pluł krwią i dlaczego piekło go jak pił. Ale spełnił swój cel, którego nawet nie wiedział że postawił, w końcu czuł się inaczej. Ten dzień trwał szybciej z początku, gdy próbował odnaleźć się w odłuszającym hałasie i wywołujacych zawroty głowy z powodu wielokolorowych i stale ruszających się reflektorów, czas trwał natomiast wolniej w ostatnich momentach, w końcu udało mu się wyrwać z tej monotoniczności czasu i wydarzeń.

Portier spojrzał na niego z wątpliwością, widocznie zauważając jego wygląd i krew na koszulce i rękach, nie zastanawiał się czy to jego czy tego drugiego, jednak zadziwiająco łatwo było zbyć kogoś kto nie do końca zasłużył na informacje, które chciał dostać. Wścibstwo tak zwane.

Co prawda nie upił tej dziewczyny bardziej, kupił jej zwykłą wodę, ale wtedy nie wydawało się jej to przeszkadzać. Gdy trafił do pokoju poszedł się umyć i finalnie trafił do łóżka. Był zmęczony i chciał odpocząć, ale był też w miarę usatysfakcjonowany odmianą codzienności. Cieszył się bólem i pieczeniem ran, gdy spotkały się z wodą. Nawet rozrzucone ubrania na łóżku Dazai'a nie wydawały się go tak irytować.

Miłych świąt i twardego piernika <33

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz