VIII

324 28 85
                                    

Wróciłem!

Obwieścił dość głośno i optymistycznie roześmiany Daz.

Czyli jednak nic cię po drodze nie potraciło. Jak mi przykro.

Odpowiedziałem sarkastycznie zawiedzionym tonem, na prawdę się o niego martwiłem a jak widać on nie był w stanie tego zaakceptować ani zrozumieć.

Oj tam, oj tam, wiem że na pewno się za mną stęskniłeś.

Powiedział obejmując moja szyję i opierając na mnie cały swój ciężar ciała, lekko mnie przy tym dusząc.

Zostaw mnie.

Dobrze dobrze.

Przytaknął roztrzepujac moje włosy we wszystkie strony.

Daz- kurwa! Zostaw moje włosy w spokoju.

Twój współlokator umierał w szpitalu - to mówiąc teatralnie złapał się za klatkę piersiową - a ty nawet się nie cieszysz jak zmartwychwstał i czepiasz się włosów.

Nic nie odpowiedziałem, odwróciłem się do niego plecami i podszedłem do aneksu kuchennego, stawiając czajnik z wodą.

Jezu znowu będziesz pił to świństwo?

Wyjęczał Dazai, jedną z wielu rzeczy jakiej się o nim dowiedziałem było to, że nienawidził kawy; nawet bezkofeinowej, co dla mnie pozostawało niezrozumiałe biorąc pod uwagę ilość snu w jego życiu, którego zdecydowanie brakowało.

Zalałem wrzątkiem kawę i zupkę chińska.

O nie nie, nie będziesz krzywdził zupki popijając ją tym obrzydlistwem; nie ma opcji, albo zupka albo kawa.

Zaprotestował. Szczerze mówiąc ta zupka miała od początku być dla niego, bo w szpitalu też nie jadł praktycznie nic; pozostawiając jedzenie losowi, albo chwilowemu współlokatorowi dzielącego salę. Po wyjściu ze szpitala wyglądał jeszcze gorzej; o ile to możliwe.

To ją sobie weź. Kawy nie wyleje nie myśl sobie.

Nie, to twoja zupka.

Patrząc się mu prosto w oczy zjadłem trochę zupki po czym popiłem ją kawą; to połączenie smakowe nie było najlepszym co jadłem w życiu, ale udawałem, że jest to najlepszy dar życia jaki otrzymałem od niebios.

Nie, dobra zmieniłem zdanie. Nie krzywdź jej.

Powiedział wyrywając mi zupkę z rąk. Jednak gdy postawił ją sobie przed twarzą nie zjadł jej; patrzył się na nią jakby co najmniej to ona miała popełnić zbrodnie i zagryźć wszystkich dookoła łącznie z nim.

Będziesz tak na nią patrzeć?

Zapytałem w końcu, bo nie mogłem zdzierżyć jak długo można użalać się nad kluseczkami.

Jak nie chcesz to mogę ją sobie zjeść.

Zażartowałem.

Jednak on nie odpowiedział, patrzył jakby w transie na tą zupkę.

Halo? Żyjesz?

Zapytałem machając mu ręka przed twarzą; widocznie zupka wyżarła całą jego duszę.

Ocknął się dopiero po chwili. I powoli jakby nie pewnie zaczął jeść zupkę.

Co to było?

Zapytałem.

Hmm? O czo ci chodzi?

Powiedział jedząc kluski.

an//(czemu kluski brzmią jakby miały dzidy i chciały wymordować całą jego rodzinę a kluseczki jak takie
urocze ulane kotki) //


Kurwa, przed chwilą się kompletnie wyłączyłeś!

Tak?

Zapytał zdezorientowany.

Nie zauważyłem.

Jasne.
Spoko.
Normalne.

Przynajmniej je.

*

Chwilę później gdzieś wyszedł. Nie chciałem go śledzić, ale miałem wrażenie że powinienem; choćby z ciągłych obaw że ponownie będzie próbował się zabić, że jak tylko gdzieś pójdę, czy czymś się zajmę on znowu będzie próbował odebrać sobie życie; że mu się uda.

Poszedł do łazienki. Już miałem wracać, nie zamierzając kontrolować go na każdym kroku i szanując jego prywatność, ale przypomniałem sobie, że ostatnio zgubiłem zegarek i nie mogłem nigdzie go znaleźć, dlatego miałem nadzieję że może po prostu go tam zostawiłem.
Z jednej z kabin dobiegał odgłos kaszlu i wymiotowania; nie zdziwiło mnie to jednak biorąc pod uwagę, że było przed południem a była sobota, dlatego znając zwyczaje innych podejrzewałem mocnego kaca po świetnie spędzonej nocy.

Wszędzie szukałem zagubionego zegarka, ale nie znalazłem; zawiedziony doszedłem do wniosku, że musiałem zostawić go gdzieś indziej, powoli godząc się z jego bezpowrotną stratą.

Miałem już wychodzić, gdy zobaczyłem że mój drogi współlokator wychodzi z kabiny.

Kurwa, to on wymiotował.

Wiedziałem.

Wiedziałem, ale nie chciałem o tym myśleć; jednak miałem nadzieję że już o siebie zadba, wiedząc że się o niego martwię.

Poczekałem aż wyjdzie, dopiero wtedy wyszedłem zza ściany i udałem się do pokoju; nie chciałem żeby mnie teraz zauważył, nie byłem gotowy co chce mu powiedzieć a impulsywne rozmowy nigdy mi nie wychodziły jak powinny.

Gdzie byłeś?

Nie czułem potrzeby, żeby mu się tłumaczyć; on nigdy tego nie robił, z resztą dalej nie byłem pewny co mu powiedzieć jak się zorientuje.

Ej nie widziałeś mojego zegarka?

Nie, może zostawiłeś w łazience.

Byłem tam przed chwilą, szukałem ale nie było.

Gdy to powiedziałem zamarł. Wciąż nie byłem pewny, czy chciałem żeby wiedział, że go widziałem, ale nie chciałem mu tego wypominać. Na razie nic nie zamierzałem z tym zrobić, czekając aż sam rozpocznie temat i na to co zrobi.

Jednak on zrobił dosłownie nic.

***

743 słów

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz