XVIII

275 22 92
                                    

W momencie gdy brunet wraz z dziewczynką wyszedł z klatki ja nie wiedziałem co mam zrobić, pozbyłem się jednego problemu, który dotychczas zajmował niemalże całą moją świadomość, przejmowałem się na razie tylko chwilowo osieroconym dzieckiem, a nie tym co będę musiał zrobić, żeby dowiedzieć się o stanie przyjaciela.

Wróciłem na 3 piętro stojąc pod drzwiami do jego pokoju, nacisnąłem dzwonek jeszcze kilka razy, jakby dla pewności że go tam nie ma; słyszałem jednak jedynie irytujące głośne echo dzwonka, które głucho odbijało się po drugiej stronie drzwi. Jednak nie wliczając dzwonka odpowiadała mi jedynie pusta cisza i bezruch w mieszkaniu. Położyłem rękę na klamce, miałem przeczucie że jest w mieszkaniu, wiedziałem że nie powinienem bez pozwolenia wchodzić komuś do mieszkania, ale z drugiej strony bardzo się o niego martwiłem; o ile to liczyło się jako jakiekolwiek usprawiedliwienie mojego chwilowego braku poszanowania cudzej prywatności. Niepewnie nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła mi z cichym brzękiem. Drzwi stanęły przede mną otworem, powoli ukazując nieoświetlone, zupełnie jakby pozbawione wszelkiego życia pomieszczenie. Niepewnie stawiałem kroki w znacznie lepiej ocieplonym pomieszczeniu szukając przyjaciela; zauważyłem potargane czarne włosy wystające kosmykami zza kołdry, w którą zawinięty był Akutugawa; bez życia patrzył się przed siebie w  mało interesujący pusty róg pokoju; swoimi ledwo otwartymi, przekrwionymi i opuchniętymi oczami, jakby zupełnie nie zauważając że ktoś przyszedł.

Aku-

Odpowiedziało mi tylko zmęczone spojrzenie, które z pustej przestrzeni powoli skierowało się w moim kierunku. Zrobiło mi się go okropnie żal, prawdopodobnie leżał w podobnym stanie przez dłuższy czas, miałem nadzieję że nie za długi. Nie byłem pewny czy cokolwiek jadł, dlatego za cel postanowiłem sobie że później na pewno coś mu zrobię, albo kupię jeżeli nic nie będzie miał.

Delikatnie usiadłem obok niego, chciałem wpoić mu choć trochę życia, przekazać je choćby kosztem pozbawienia mojego własnego.

Co się stało?

Zapytałem cicho nie chcąc go drażnić, ale na tyle głośno żeby mnie usłyszał, głos lekko mi się załamał za co przekląłem się w duszy, żeby mu pomóc musiałem przynajmniej udawać stabilnego emocjonalnie; wciąż nie znałem powodu tak żałosnego stanu mojego przyjaciela, a jeżeli chciałem mu pomóc poznanie go było niemalże nieuniknione.

On- on mnie zostawił.

Odpowiedział mi na tyle cichy i słaby głos, dodatkowo zagłuszony kołdrą, która szczelnie owijała jego usta, że gdyby nie poruszenie zawiniętej obok postaci, pomyślałbym że sobie to dopowiedziałem. Jego głos również się załamał, przechodząc w cichy szloch przepełniony bólem i dezorientacją wszystkiego co działo się z przerażającą szybkością. Zrobiło mi się go żal, ale tak na prawdę; jego widok i świadomość że sam się do tego stanu przyczyniłem niemiłosiernie drażnił mnie, kując w serce, jego ton niemalże roztrzaskiwał je na małe kawałeczki. Wiedziałem jak to jest kogoś tracić aż za dobrze, dlatego jeszcze bardziej mu współczułem. Wyglądał na porzuconego, porzuconego i samotnego. Jednak teraz nie potrzebował mojego współczucia, bardziej wsparcia; zrozumienia i jakiegokolwiek pokazania że życie wciąż się toczy. Nikt mu go nie zastąpi, już nigdy; jednak nie mógł siedzieć samotny, bez nadzieji.

Co się stało?

Zacząłem zadawać najbardziej błahe pytania, próbując zrozumieć całą sytuację; chcąc mu jakkolwiek pomóc. Zamknąłem go w szczelnym ucisku, starając się dać mu do zrozumienia ze nie jest sam; ochraniając go przed okrutnym światem, który znęcał się nad najcudowniejszymi ludźmi. Dotarło do mnie, że gdybym nie był tak głupi dowiedział bym się co się stało wcześniej i nigdy nie doprowadził by siebie do takiego stanu.

Bo Kawa Smakuje Lepiej W Samotności [soukoku; school au]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz