Rozdział 24

1.1K 59 4
                                    

DEDYKOWANY: MAGDZIEMALIK19
- Może to oklepane co teraz powiem ale kocham Cię i mam zamiar ci to powiedzieć jeszcze milion razy. Te słowa będą nam towarzyszyły do śmierci.  Długo układałem sobie w głowie te formułki  ale pójdę na żywioł. - powiedziałem i nabrałem powietrza. - Jesteś dla mnie bezcennym tlenem,  bo bez ciebie nie mogę żyć, chmurką na lońdyńskim niebie kiedy płaczesz, tęczą kiedy jesteś szczęśliwa, gwiazdą i całym moim wszechświatem. Jeszcze raz to powtórzę. Kocham cię Cassandro Emilio Wood. Zaszczycisz mnie i wyjdziesz za mnie? - zobaczyłem łzy w oczach dziewczyny. Gdy już myślałem, że się zgodzi odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę małego lasku. Osłupiałem. Poczułem nieprzyjemne ściskanie w brzuchu. Gdy nagle usłyszałem krzyk Cassie wróciłem na ziemię i pobiegłem śladami dziewczyny trzymając w rękach włączona komórkę by oświetlić swoją drogę. Po chwili ujrzałem błyszczący się przedmiot. Była to bransoletka, którą jej podarowałem. Usłyszałem jak ktoś odpala silnik, gdy obok mnie nagle przejechał samochód. Odskoczyłem na bok i zdążyłem zauważyć tablicę rejestracyjną. Starałem się biec jak najszybciej lecz auto było szybsze i po chwili straciłem je z oczu. Ciężko dysząc oparłem ręce na kolanach zginając się w pół. Jestem ciotą. Jestem ciotą dlatego, że pozwoliłem jej wtedy uciec i może za wcześnie zadałem jej to pytanie. Sam nie wiem. Szybko wykreciłem numer do Harry'ego.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, piąty sygnał Kurwa odbierz
- Coś się stało Liam, że dzwonisz tak wcześnie? - ziewnoł.
- O... oni - jąkałam się. - oni porwali ją. - jestem nadal w szoku.
- Kogo? - jaki cipogniotek.
- Cassie debilu! - ryknąłem do telefonu.
- Co?!
- To co słyszysz. Gdzie ona może być?  To ty znasz LA. Błagam możesz mi pomóc.
- Już jadę na lotnisko. Będę za kilka godzin.
- Ale mi ulżyło. Kilka godzin!!!
- Liam ja ci się staram pomoc, bo wiem, że sam nie dasz rady, a szczególnie, że nie znasz Los Angeles. - no dobra ma rację.
- Dobra. Czekam. Przyjadę po Ciebie na lotnisko. Zadzwoń jakby coś. Pa... - rozlaczyłam się nim coś powiedział.
***
Jeździłem wypożyczonym autem po LA i miałem nadzieję znaleźć mojego aniołka. Po jakimś czasie mój telefon dał o sobie znać. Odebrałem.
- Jestem na lotnisku. - usłyszałem głos Hazzy.
- Jasne. Będę za chwilę. - rozłączyłem się i przycisnałem gaz do dechy. BMV R8 wspaniale sunęło po rozgrzanym asfalcie i już po dziesięciu minutach stanąłem przed lotniskiem. Ku mojemu zaskoczeniu przyleciał też Zayn. Włożyli walizki do bagażnika i wsiedli do auta. Harry obok mnie na miejscu pasażera, a mulat za nami.
- Dzięki, że przyjechaliście. - powiedziałem i odpaliłem auto.
- Jej rodzice wiedzą?
- Nie. Wracają dzisiaj po południu. Wyjechali gdzieś wczoraj.
- Musimy im powiedzieć. - odezwał się Zayn.
- To wiadome. Dobra może pojedziemy do domu, bo już jest ranek i raczej na razie nic nie zdziałamy. - zacisnalem ręce na kierownicy aż kostki pobielały na palcach na słowa Loczka. Chyba zauważył moją reakcję, bo położył mi dłoń na ramieniu. - Znajdziemy ja. Teraz jedź do domu. Może coś znajdziemy. - zacisnałem mocno szczenke i ruszyłem w kierunku domu państwa Wood. W samochodzie rozmawialiśmy o tym co się wydarzyło.
- Nie wierzę. To jakas masakra. Współczuję ci Payno. - przymknalem oczy na chwilę słysząc słowa brunetka i otworzyłem je wiedząc, że od czas jazdy to jest niebezpieczne. Przez resztę drogi z edzielismy w ciszy przeżywanej naszymi oddechami. Czuję się rozerwany na kilka kawałków. Błagam Cię Boże ją ja kocham. Jeżeli coś zrobiłem to proszę wybacz i nie odbieraj mi jej. Po jakiś trzydziestu minutach znaleźliśmy się na miejscu.
***
Rodzice Cass już wrócili. Boję się ich reakcji ale muszę im powiedzieć prawdę. Są bogaci to na pewno pomogą. Wiedzą, że chłopaki przyjechali i nie mają bić przeciwko co mnie choć trochę ucieszyło. Sa jak bracia. Brakuje tu tylko Niallera i Louisa. Zeszlismy po schodach do salonu w trójkę i usiedliśmy na przeciwko rodziców mojej dziewczyny. Ręce niebezpiecznie mi drżały. Boje sie tej rozmowy jak nikt inny. Moje myśli są porozpieprzane w różnych strefach mózgu, a ja staram się wy mówić choć słowo.
- Coś się stało, Liam? - zapytał mnie Jack - ojciec Cass. - Wyglądasz na zmartwionego i zdenerwowanego.
- Porwali Cassie. - wypowidziałem ledwo,  szeptem. Usłyszeli, bo ich miny diametralnie się zmieniły. Z obojętnych w zdenrwowane, smutne. Lisa - mama Cass szepnął coś do swojego męża. On tylko wyjął telefon i zadzwonił gdzieś.
- Chris tu Jack. Mamy problem...  porwali mi córkę...  Tak... Nie Cassie... Potem ci powiem ale spróbuj ja namierzyć...  Jasne...  czekam...  zadzwoń jak najszybciej. - skończył rozmowę i spojrzał na nas. - Jak to się stało? - twarz miał jakby ze stali.
- Poszliśmy na plażę. Zaplanowalem piknik. Chciałem się jej oświadczyć, a gdy ukleknalem przed nią i powiedziałem to ona po prostu dobiegła w stronę jakiegoś lasku. Usłyszałem krzyk i szybko ruszyłem w stronę w która pobiegla. Obok mnie przejechał jakiś samochód. Nie zdążyłem go dogonić ale zobaczyłem rejestrację. - podałem mu numery, a on natychmiast zadzwonił ponownie do niejakiego Chrisa i przedstawił mu sytuację.
- Chris ma trop ale podejrzewa, że te tablice mogą być fałszywe. Jak tylko coś znajdzie to zadzwoni. Nie dzwonmy na razie po policje,  bo to i tak gówno da. Chłopaki idźcie odpocząć, a ja muszę pogadać z Liamem w cztery oczy.
- Dobrze. - Harry i Zayn posłali mi uspokajające spojrzenia i zniknęli za ścianą. Ja natomiast ruszyłem za panem Jackiem. Weszliśmy po chwili do ogrodu i usiedliśmy na  fotelach ogrodowych.
- Liam ja Cię szanuję. Widzę, że kochasz moją córkę i obiecuje, że się znajdzie. Chris nigdy niezawodzi. Nie ma się co martwić. Cieszę się z tego, że chciałeś i chcesz podjąć następny krok. Jednak to dla Cassandry za wcześnie. Nie zrozum mnie źle ale ona ma dopiero siedemnaście lat. Jest jeszcze młoda. Chce się wyszaleć. Jak ja znajdziemy to daj jej trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Jest młoda ale dojrzała dzięki tobie ale nadal gubi się w życiu. Ja to zobaczyłem przez ten krótki czas. Liczę, że pomożesz jej. Chcę, żeby przejęła moją firmę jak bedzie pełnoletnia i...  - westchnął. - Jak będzie chciała to może mieszkać z tobą w tym Londynie. Niby Za...
- Zayn. - pomoglem mu nadal bo uważnie słuchając.
- Niby Zayn jest jej opiekunem ale my jesteśmy jej rodzicami i chcemy dla niej jak najlepiej.
- Dobrze o tym wiem proszę Pana. Pana córka jest dla priorytetem tak jak praca. Pokochałem ja od pierwszego wejrzenia i kochać będę. Widzę się z nią za sześćdziesiąt lat. Szczęśliwą,  spełniona i zadowolona ze swojego życia. Po prostu kocham ją i to mocno. Chcę jej pomoc spełnić marzenia. Wiem także ze ona znaczy dla Pana wiele.
- Tak. Byłem taki rozbity, gdy ja straciłem, że nie patrzyłem na resztę moich dzieci Graysona i Ethana. Teraz studiują na Harvardzie nauki ekonomiczne. Oni również będą zarządzać firmą. Jednak kiedy ja odnalezlismy poczułem się szczęśliwy. Nie wiedziałem jak zareaguje na prawdę i tego się bałem. Co noc modlilem się o to by mi wybaczyła wszystko. Wiem ile musiala przecierpiec. Jest dla mnie nisamowcie ważna. Błagam troszcz się o nią. Na pewno się odnajdzie jestem tego pewny.
- Ja również. Dzięki Pana słowom mam taką nadzieję, a ona zawsze umiera ostatnia.
- Dobrze, że ja masz i nie ma za co. Jesteś dla teraz jak syn, którego nigdy nie miałem. Znaczy, chodzi mi o to, że z Garysonem czy Ethanem rozmawiałem o pracy czy szkole lub w ogóle. Z tobą mogę inaczej porozmawiać.
- Pan jest dla mnie jak drugi ojciec.
- Miło mi to słyszeć chłopcze. - poslałem mu lekki uśmiech.
- Moi przyjaciele też mogą pomóc. Zayn przyjechał, bo jest kuzynem Cassie, a Harry dlatego, że zna LA. Ogólny powód to to, że ona jest dla nas naprawdę ważna. Chcę Pan coś zobaczyć. - kiwnał jedynie głową. - Ma Pan jakiś komputer? - H ahah...  Wiem głupie pytanie.
- Tak. Chodźmy. - ruszylem za nim z powrotem do domu i weszlismy po schodach  na pierwsze pietro. Po chwili wkroczylismy do jakiegoś gabinetu. - proszę. - pokazał na miejsce a ja usiadłem. On obok mnie. Wpisałem w Internet Cassandra Wood i One Direction koncert WWAT w Melbourne. Otworzyłem filmik na You Tubę i pokazałem Jackowi. Wpatrywal się jak zaczarowany w monitor komputera.
- Jaki ona ma piękny głos. Nigdy nie słyszałem jej. - powiedział z duma w głosie.
- Jest więcej tych filmików. Fani ja pokochali. Widzi Pan. Jest ona ważna dla wszystkich. Nie tylko dla jej bliskich ale także dla obcych osób, których nawet nie zna.
- Chce ja kiedyś usłyszeć na scenie.
- Na pewno ja Pan zobaczy. - nagle telefon taty Cassie się odezwał. Odebrał.
- I co...  dobrze dziękuję. - rozlaczyl się. Jego miną nie wyrażała nic oprócz wściekłości.
- Cos się stało? Już cos wiadomo? - zdawałem pytania jak maszynka.
- Przepraszam Cię ale muszę coś załatwić. Dzięki Liam za pokazanie tego wszystkiego. - wyszedł. Zostawiłem komputer i opuscilem pomieszczenie zamykając uprzednio drzwi. Nagle z dołu usłyszałem krzyk Jacka.
- Co ty jej zrobiłaś?!   Wiem, że jesteś w to zamieszna Liso! - mama Cassie coś jej zrobiła? O mój Boże. O co tu chodzi.
---------------------------------
HEY. JAK TAM? ROZDZIAŁ TROCHE DO DUPY WEDLUG MNIE ALE SAMI TO OSADŹCIE. CZEKAM NA WASZE OPINIE. LOVE. XX.

Cute memories /L.P./Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz