"Śpijcie słodko, aniołki"
- Już się zbieracie, kochani? - mama jak zazwyczaj, od tych dwóch tygodni, aż promienieje.
Jeszcze nie rozpracowałam, czy to z powodu tego, że w końcu chodzę szczęśliwa, czy może dlatego, że coraz rzadziej musi mnie widywać.
Oczywiście żartuję.
Jasne, od kiedy opowiedziałam jej o mojej relacji z Dominikiem, nie ma dnia, aby nam nie gratulowała. A odkąd trzy dni temu, zapewniłam ją, że wyjaśniłam sobie wszystko z Olivierem, jej akceptacja jest wręcz przytłaczająca. Sama nie wiem, dlaczego tak bardzo wcześniej się tym martwiłam. Przecież to ona, kobieta, która zaakceptowałaby nawet to, że nigdy już nie chciałabym mieć partnera.
- Czemu mam wrażenie, jakbyś chciała się nas pozbyć? - mówię, a kącik moich ust wędruje ku górze. Ona również odwzajemnia mój gest, widelcem nakładając sobie kawałek ciasta.
- O nie siostra. - Szymek uprzedza odpowiedź mamy, która zaczyna uważnie obserwować go ze swojego miejsca. Nadal siedzi tuż obok niego, więc jej miejsce jest do tego wręcz idealne. - Mylisz się. Mama nie chce się was pozbyć. Ma na myśli tylko ciebie.
Coś zaczyna się we mnie gotować.
Rozglądam się po kuchni, ale kiedy przypominam sobie, że dziewczynki świetnie bawią się na górze zupełnie pozbywam się swojego wcześniejszego opanowania.
- A kto cię pytał o zdanie, ty mała pomarszczona parów... - dobra, chyba przeginam.
Milknę, bezwiednie powtarzając mój tik. Skubię więc materiał sukni na moich udach, a moje ręce drżą z emocji.
Co się ze mną dzieje?
- No dokończ. - Ten kretyn ma jeszcze czelność podnieść swoją brew. Bogowie, jak on działa mi na nerwy. - Czekam.
Zaciskam zęby, bo na moje usta ciśnie się parę niekulturalnych określeń jakich z chęcią bym na nim użyła. Powstrzymuję się jednak, a słowa jakie wypowiadam, choć przesiąknięte naganą, są i tak najdelikatniejszą formą na jaką aktualnie mnie stać.
- Jeszcze się z tobą policzę. Lepiej śpij z otwartymi oczami, bo przysięgam, że nie ręczę za siebie.
- Jasne, jasne. Możesz pomarzyć, że się ciebie przestraszę. - ten uśmiech, jasna cholera!
Nie, nie mogę! Zaraz coś mnie rozniesie!
Do diabła, czemu ja się tak zachowuję?
Czekaj, czy dziś nie jest... Ten cholerny okres!
- Wybacz Doroto, że znów ją zabieram. - Dominik grzecznie zagaduję moją mamę, która co dopiero zauważam, wygląda na równie wkurzoną co ja.
Odwracając się jednak w kierunku swojego rozmówcy znów przywdziewa na swoje usta ogromny uśmiech.
- Och, nie to... - zaczyna, ale ten mój przeklęty brat, znowu zabiera jej możliwość wypowiedzi.
- Daj spokój, stary. - jego brew podnosi się jeszcze wyżej, a szklanka z wodą, którą trzyma, zaczyna się delikatnie trząść, kiedy jej właściciel pochyla się do przodu, dokańczając szeptem. - Doskonale widać, że nie jest ci przykro. Jesteś facetem, przecież to oczywiste na co liczysz, więc...
- Szymon! - mama chwyta mojego brata za ucho, a jej twarz wykrzywia grymas rozdrażnienia. Woda rozlewa się na obrus. Szklanka zostaje gwałtownie odstawiona, czemu towarzyszy głośny stukot, a mój brat wydaje z siebie głośne sapnięcie. - Jeśli chcesz jeszcze w swoim życiu zjeść moją szarlotkę, masz się w tej chwili uspokoić i przeprosić za to co powiedziałeś.
CZYTASZ
Niezwykła "Mama" #2
Любовные романыDRUGA CZĘŚĆ SERII "Fatalnych wypadków". "Minął rok, a oni stali się jej rodziną." Tak miały brzmieć słowa wieńczące ich historię. Tylko czy, aby na pewno będą one prawdziwe? Bycie partnerką już samo w sobie jest przecież trudne, kiedy jednak przych...