Rozdział 26.

1.9K 144 21
                                    

"Wróciłeś tatusiu"

Nie mogę uwierzyć, że się obudził. Wrócił do mnie. Nie zostawił nas. 

Mocniej ściskam jego szyję, zatapiając buzię w zagłębieniu tuż pod uchem. Przydługa broda drażni mnie w policzek, ale nawet na sekundę nie pozwalam mu się ode mnie odsunąć. Potrzebuję go w tej chwili bardziej niż powietrza. 

Trwamy w żelaznym uścisku dobrych kilka minut.

- Gwiazdko... - ciche sapnięcie, bo trudno nazwać to słowem, przywołuje mnie do porządku. 

Odsuwam się na wyciągnięcie ręki i nadal ściskając jego ramię, przyglądam się mu z szerokim uśmiechem. Łzy szczęścia kapią na materiał przykrywający jego ciało, a dźwięk pracującej aparatury przestaje do mnie docierać.

Cokolwiek działo się w trakcie jego śpiączki, musiało być to wyjątkowo wyczerpujące. 

Dominik choć wielu powiedziałoby, że tylko spał, wygląda tak jakby stoczył w tym czasie wiele bitw. Wygląda słabo i mizernie, ale jego oczy płoną z mocą tysięcy lamp. Iskrzą się silne i niepokonane, zwiastując obietnicę szczęśliwego zakończenia. Nie mogę oderwać od nich spojrzenia, ledwo łapiąc powietrze. Hipnotyzują mnie.

- Wróciłeś. - szepczę, nagle tracąc głos. 

Delikatne kiwnięcie głową z jego strony wystarcza, abym ponownie się rozpadła. Walcząc o oddech, czuję, jak łapie moją dłoń w swoją. Ten dotyk jest delikatny, ale pewny, jak nigdy dotąd.

- Na zawsze. 

Dreszcz przebiega po moich plecach, kiedy szloch bierze w posiadanie moje gardło. Duszę się, ale w życiu nie powiedziałabym, że będzie to tak przyjemne uczucie. 

- Masz szczęście, że dotrzymałeś obietnicy. - mówię, gdzieś pomiędzy kolejnymi spazmami. - Kazałeś mi obiecać, że od ciebie nie odejdę, a sam prawie to zrobiłeś. Wiesz, jak się bałam?

Przytakuje, krzywiąc się przy tym tylko odrobinę.

Wiem, że ból, który czuje musi być ogromny, a to rani mnie chyba najbardziej.

- Mogłeś przeze mnie zginąć. - zaczynam, ścierając z policzka nadal płynące łzy. - Powinnam powiedzieć teraz, że nie powinieneś był tego robić, ale... nie mogę tego zrobić. Jestem ci tak ogromnie wdzięczna, kochanie. Tak się bałam, a ty... Nie potrafię nawet ubrać tego w słowa. Uratowałeś mnie, a ja...

- Po prostu zostań. - przerywa mi ze śladem łez w oczach. Wykrzywia twarz w grymasie bólu, aby za moment kontynuować. - To mi wystarczy. Ty... mi wystarczysz.

Szlocham, wtulając się w niego, jakby tylko on mógł ocalić mnie od tego uczucia. 

- Boże przenajświętszy! 

Trzask spadającej metalowej tacki i tłuczonego szkła, przebija bańkę szczęścia w której się zamknęliśmy.

- Dzieci. To cud. To prawdziwy cud. - głos pani Uli jest przepełniony niedowierzaniem, ale i nieskrywaną radością. - Trzeba wezwać lekarza. Szybko. Tak... szybko! - zamknięcie drzwi i odgłos stukających o linoleum butów, wydobywa ze mnie głośną salwę śmiechu.

Niezwykła "Mama" #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz