Rozdział 10.

2.8K 141 95
                                    

"Nasza rodzina"

DOMINIK

Obserwując je, moje mięśnie rozluźniają się na tyle, że czuję się jakbym był naprawdę wolny. Powaga i stres, towarzyszące mi od czasu śmierci Kory, zupełnie znikają. Zastępuje je za to błogość i szczęście, tak rzadkie w tych ostatnich latach. No dobrze, odkąd poznałem Lenę odrobinę się to zmieniło. Pozytywne uczucia nie są już w naszym domu rzadkością. Teraz, kiedy z nami jest, moje księżniczki noszą na swoich buźkach ogromne uśmiechy, a koszmary pojawiające się u nich co noc, powoli znikają. Wdzięczność jaką czuję do gwiazdki nie jest nawet w stanie zostać wypowiedziana słowami. Ponieważ ona nie zmieniłam nas. Odwróciła za to do góry nogami nasz świat, który wydawał się pozbawiony kolorów i wprowadziła do niego słońce, rozświetlając jego prawdziwe barwy tysiącem odcieni.

- Skoro najważniejsze mamy już wyjaśnione... - zaczynam. - Czy ja też mogę liczyć na przytulasa?

Córki spoglądają na mnie znad ramion mojej kobiety, nie wyglądając na przekonane.

- No dobrze, chyba powinienem wcześniej przeprosić. - delikatnie speszony wkładam ręce do kieszeni spodni. - Wybaczcie, że wczoraj zachowałem się tak samolubnie. Bardzo chciałem zatrzymać Lenę przy sobie i zapomniałem jak wiele ona również znaczy dla was. Przepraszam, że wybuchłem zamiast z wami porozmawiać.

Obie uśmiechają się szeroko, po czym bez większego uprzedzenia, puszczają się biegiem w moim kierunku, ciągnąc za sobą swoją byłą już opiekunkę. Będę musiał z nią o tym porozmawiać, ponieważ nie wyobrażam już sobie, aby nadal tutaj pracowała. Stała się oficjalną częścią naszej rodziny, z tego też powodu nie ma potrzeby to robiła. Sam mogę pomóc jej wszystko opłacić, pieniądze nie stanowią dla nie żadnego problemu, od kiedy moja kancelaria zaczęła utrzymywać się sama. Teraz wszystko co zarobię spływa do mojej kieszeni, a procent z pracy innych adwokatów, opłaca moje pozostałe wydatki.

Nie chciałbym jednak zbytnio jej wystraszyć, poczekam więc z tą rozmową do czasu, aż sam nie będę pewny, że jest na ten krok gotowa.

Ogromnie chciałbym, żeby w przyszłości została moją żoną. Nasze oświadczyny muszą być wyjątkowe, a w aktualnych warunkach nie jest to zwyczajnie możliwe. Dlatego w tej kwestii również pozostaje mi jedynie czekanie.

Drobne rączki moich córeczek oplatają moje nogi, zaś kobieta, którą kocham, zarzuca mi swoje na szyję. Nie potrafię się powstrzymać i całuję jej usta. Są nadal słone od łez szczęścia, ale smakują nawet lepiej. Dużo lepiej od kiedy oficjalnie stała się moja.

- Fu! - z westchnieniem udręki odsuwam się Leny, rozbawionym wzrokiem odszukując młodszą z moich córek, która aktualnie wykrzywia swoją buźkę w grymasie.

Czuję jak moja kobieta próbuje wyplątać się z moich objęć, ale nie pozwalam jej na to przyciągając ją bliżej. Nie muszę również nic mówić, bo Magda jak zawsze mnie uprzedza.

- To wcale nie jest fu. Jak dorośli się kochają to się całują. To normalne.

- Ale jak dorosnę to nie będę musiała cię całować? - jedna z jej brwi wędruje do góry.

- Co?

- No bo cię kocham. To nie będę musiała?

- Nie, nie będziesz musiała. - starsza z moich córek prycha, ale kącik jej ust delikatnie się unosi. - Całuje się tylko tego z kim chce się później ożenić i mieć dzieci.

Nie wyprowadzam ich z błędu. Może to i lepiej, że na razie tak myślą? Są jeszcze malutkie. Ich facetami mam zamiar zacząć martwić się dopiero, kiedy obie będą tak po osiemnastce. Do tego czasu nie ma nawet możliwości, aby jakiś bachor zabrał mi moje księżniczki. Po moim trupie!

Niezwykła "Mama" #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz