rozdział 27

93 5 0
                                    

- Już! Przecież się nie pali. - powiedział głośno mężczyzna, na co tylko się uśmiechnęłam. Nie wiedział, że miałam przylecieć, bo miało być to swego rodzaju niespodzianką.

Wkrótce drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój ojciec, marszcząc przy tym brwi. Uniosłam dłoń do góry, na której znajdowała się niewielka kula ognia, i posłałam w jego stronę rozbawiony wzrok. Jego zdziwienie moim widokiem było warte zobaczenia.

- Wiesz, w każdej chwili może zacząć się palić. - powiedziałam, choć nigdy nie byłabym w stanie podpalić tamtego domu. Wbrew pozorom, też w jakimś stopniu był mój, z resztą nie paliłam domów ludzi, do tego nigdy bym się nie posunęła.

- Co ty tu... Coś się stało? Gdzie Parker? - spytał, wciąż ze zmarszczonym czołem. Rozejrzał się wokoło, zapewnie w poszukiwaniu Petera, ale nikogo ze mną wtedy nie było, bo nikt na razie miał nie wiedzieć o moich planach. Nikt, prócz Tony'ego Starka.

- Jestem sama. - oznajmiłam szybko, zakładając kosmyk włosów za ucho. Zaraz wskazałam na drzwi, spoglądając na mężczyznę przed sobą. - Mogę wejść, czy będziemy gadać na ganku? - spytałam ze śmiechem, obserwując jego reakcję. Choć jego oczy błyszczały, to i tak widać było, że wciąż był zaskoczony moją obecnością tam.

- Nie no, wchodź, jasne, że wchodź. - odparł natychmiast, otwierając szerzej drzwi, bym bez problemu mogła wejść do środka. Sam ruszył zaraz za mną, kiedy skierowałam do salonu. - Pepper i Morgan nie ma w domu.

- Ja w sumie ze sprawą do ciebie jestem. - wyjaśniłam pokrótce, nie przejmując się nieobecnością pozostałej dwójki. Było mi to nawet na rękę.

- Oo, a o co chodzi? - spytał zaciekawiony, siadając na kanapie. Zaraz zrobiłam to samo, siadając twarzą do niego. Miałam sprawę i liczyłam, że się zgodzi.

- Dawna siedziba Avengers nadal stoi, nieruszona. - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Mężczyzna zmarszczył jeszcze bardziej czoło, nie rozumiejąc, o co mi chodziło. A to wcale nie było trudne do zrozumienia.

- I?

- Miło byłoby tam wrócić, nie? - odpowiedziałam jedynie, prostując się nieco. Tata nie odpowiedział.

Bynajmniej nie od razu.

~*~

- Twój pomysł jest... Dobry. - skomentował Tony, dopiero po przyswojeniu do siebie moich słów. Przejechał dłońmi po swoich włosach, zapewne analizując wszystko w głowie. Wiedziałam, że to była trudna i ciężka decyzja, ale wszystko było do realizacji, jeśli tylko się tego chciało.

- Ale?

- Stella, dobrze wiesz, że to ogromna inwestycja, mnóstwo pieniędzy i roboty. W dodatku, wszystko trzeba załatwić, nie mówię tu o kupnie budynku i remoncie. To ci zajmie dużo czasu i dużo nerwów. Uwierz, coś o tym wiem. - powiedział, patrząc na mnie znacząco. Doskonale wiedziałam, co miał na myśli, ale byłam przygotowana na to psychicznie. Od jakiegoś czasu tamten plan siedział mi w głowie, a ja wiedziałam, że mogłam to zrobić. Z jego drobną pomocą.

- Tato, to moja szansa, rozumiesz? Zdaję sobie sprawę, jak wiele wyrzeczeń i pieniędzy będzie mnie to kosztować, ale czy nie warto? Załatwię najwięcej rzeczy, jak się tylko da, ale problem jest z pieniędzmi. Niby je mam, ale nie aż taką sumę. - odparłam zgodnie z prawdą. Byłam w stanie zrobić wszystko, załatwiłabym wszystko ze wszystkimi, ale potrzebowałam wsparcia. A on jedyny mógł mi wtedy pomóc najbardziej.

- Wiem, do czego zmierzasz. I wiem, że będę musiał się tym zająć.

- Nie sam. Pomogę ci we wszystkim. Zrobię wszystko, co tylko będzie trzeba.

Patrzył na mnie przez chwilę, potem spuścił głowę i nie odzywał się przez jakiś czas. W końcu westchnął i spojrzał w moim kierunku. Jego oczy... W tamtym momencie wyrażały jedynie troskę.

- Jak bardzo ci na tym zależy? - spytał, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Odpowiedź na tamto pytanie znałam wręcz na pamięć. Przeanalizowałam w głowie naprawdę wiele scenariuszy.

- Tak samo, jak tobie zależało, by uratować cały świat przed Thanosem. Po raz drugi. - powiedziałam, a on nie mógł zaprzeczyć. Nie musiałam być przy tym wszystkim, by to wiedzieć. Gdyby nie chciał pomóc reszcie, ta połowa wszechświata, w tym ja, nigdy by nie wróciła.

Głośne westchnienie wydobyło się z jego ust. Mężczyzna przetarł twarz dłońmi, po czym opadł na oparcie siedzenia, zerkając na mnie. Nie potrzebowałam słów, po jego minie wiedziałam wszystko, nawet jeśli starał się zachować powagę i obojętność.

- Zgoda. Załatwię wszystko dla ciebie.

Moje serce zaczęło wręcz skakać z radości na jego słowa. Całe ciało cieszyło się z podjętej przez niego decyzji, która naprawdę mogła zmienić moje życie. Jeśli rzeczywiście się uda, to mogę zostać bogata, tym razem pracując nad tym sama. Z drugiej też strony będę mogła robić to, co od jakiegoś czasu planowałam, w dodatku przekazywać wiedzę na temat bohaterów, a ich znałam naprawdę sporo..

- O matko! Tak bardzo ci dziękuję, tato. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - powiedziałam, rzucając się mu wręcz na szyję. Ścisnęłam go mocno, nie potrafiąc wyrazić wdzięczności w inny sposób. Mężczyzna zaśmiał się tylko, obejmując mnie ramionami.

- Widzę.

Inna niż wszystkie 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz